Child of Light

Wydania
2014( Steam)
Ogólnie
Dopieszczone od strony audiowizualnej platformowe RPG w baśniowej konwencji od Ubisoft. Plusuje przemyślanym systemem walki przywodzącym na myśl klasyczne japońskie RPG i przyjemną, relaksującą rozgrywką.
Widok
z boku
Walka
turowa
Recenzje
Wielki K
Autor: Wielki K
18.08.2014

Ubisoft to dzisiaj jeden z największych molochów w branży, obracający setkami milionów euro dzięki seriom pokroju Assassin’s Creed, Far Cry czy Prince of Persia. Jak w każdej firmie, głównym zadaniem Francuzów z Ubi jest zarabianie pieniędzy, a temu najlepiej służy minimalizowanie ryzyka, czytaj: wydawanie znanych i lubianych serii. Ofiarą tej zachowawczej polityki są ambitniejsze projekty, np. Beyond Good and Evil 2- wyczekiwany przez wyposzczonych fanów, w tym niżej podpisanego, sequel doskonałej gry Michaela Ancela, który od blisko dekady nie może wyjść z fazy prac przygotowawczych, ponieważ jego twórcy są przesuwani do prac nad innymi, pewniejszymi tytułami. Uczciwość nakazuje przyznać, że w tej maszynce do zarabiania wielkiej kasy znajduje się jednak miejsce na powiew świeżości: Ubisoft ma w zanadrzu perełkę- silnik UbiArt Framework, pozwalający na tworzenie olśniewających wizualnie gier w dwóch wymiarach. Z jego pomocą powstały tytuły tak nietuzinkowe i doceniane jak najnowsze Raymany- klasyczne platformówki czy przygodowe Valiant Hearts. Teraz przyszedł czas na Child of Light: prawdziwego RPGa, co ciekawsze, mocno inspirowanego grami z Japonii, z Final Fantasy, Castlevanią i Metroidami na czele.

Główną bohaterką gry jest Aurora, córka księcia XIX- wiecznej Austrii, która zapada w niekończący się sen, w którym przyjdzie jej odwiedzić baśniowe królestwo Lemurii. Moment na wizytę nie jest najszczęśliwszy- magiczna kraina, zamieszkiwana przez szereg mniej lub bardziej dziwacznych postaci i stworów, stoi nad przepaścią gdyż demoniczna Królowa Nocy, sprowadzając ze sobą mrok i zastępy potworów, ukradła Słońce, Księżyc i Gwiazdy. Zadanie ich znalezienia, uratowania świata Lemurii i powrotu do domu, do ukochanego ojca przypadnie oczywiście naszej bohaterce, która jak się okaże, oczywiście nie jest po prostu zwykłym dzieckiem. Brzmi znajomo? Jak najbardziej, podobne historie znamy z wielu książek, filmów czy gier, wystarczy wspomnieć o Alicji w Krainie Czarów, Kopciuszku, Spirited Away czy Ni No Kuni. Do fabuły można mieć pewne zastrzeżenia. Z jednej strony z nostalgią i wyczuciem porusza poważne tematy, takie jak rozstanie czy zdrada, ale jednocześnie jest lekko wtórna i dość prosta, a na dodatek rozwija się bardzo powoli, nabierając tempa dopiero w końcówce. Warto podkreślić, że wszystkie postaci mówią wierszem, w języku stylizowanym na staroangielski z masą rzadkich i archaicznych słów. Podobnie z opisem zadań czy np. zbieranymi po drodze listami. Pomysł jest ciekawy, dialogi miejscami błyskotliwe, a wszystko dobrze buduje baśniowy klimat, ale niesie ze sobą spory problem- gra nie została spolszczona. Jestem z wykształcenia anglistą, na studiach w bólach przebijałem się przez Nabokova czy Pynchona w oryginale, a Child of Light parokrotnie zaserwowało mi wyraz lub zdanie, którego znaczenia mogłem się tylko domyślać ;-D. Polonizacja pewnie nie byłaby łatwym zadaniem, ale bez niej ludzie mniej obyci z angielskim, w szczególności dzieci właściwie nie mają po co siadać do gry, bo i tak zrozumieją co dziesiąte zdanie.   

Wszelkie braki Child of Light stara się nadrobić oprawą. Baśniowa Lemuria to miejsce zasługujące na miano małego dzieła sztuki. Nie mówię tutaj o wodotryskach graficznych, antyaliasingach i innych cudach programowania, ale raczej o wyczuciu i zmyśle artystycznym, z jakim stworzono grę. Moje pełne taniej egzaltacji opisy nie oddadzą jej piękna nawet w małej części, więc zapraszając do galerii pod recenzją ograniczę się do zwięzłego opisu: graficy i muzycy zafundowali graczom prawdziwą ucztę dla oka i ucha. Ręcznie rysowane tła i postaci robią świetne wrażenie, dzięki któremu gra wygląda jak wprawiony w ruch obraz, który ożywiają ruchome elementy tła- choćby ptaki czy gałęzie drzew lub korona Aurory, która spada, kiedy dziewczynka otrzyma cios- fajny detal. Muzyka trzyma poziom. Spokojne, senne fortepianowe utwory przeplatają się z bardziej dynamicznymi, niepokojącymi motywami towarzyszącymi walkom i eksploracji tajemniczych miejscówek. Rozpływanie się w superlatywach muszę zahamować z powodu braku voice- actingu. Przez całą grę przemówi do nas tylko narratorka, która wypowiada kilkanaście zdań na krzyż. Mamy połowę roku 2014, a to jest gra na najnowsze sprzęty, a nie Gameboya Advance. Brak porządnego dubbingu to po prostu wstyd.

W kwestii rozgrywki kilka pierwszych chwil w Lemurii przypomina Trine. Aurora skacze po platformach i zbiera świecidełka niczym w klasycznym platformerze- można spytać: Panie, gdzie tu RPG? Spokojnie, kwadrans później wątpliwości zostają rozwiane: bohaterka zdobywa skrzydła i umiejętność nieograniczonego latania, dzięki czemu małpia zręczność w pokonywaniu platform staje się zbędna, a kolejne minuty gry potwierdzają, że Child of Light to RPG z prawdziwego zdarzenia, inna sprawa, że krótki i dość „skondensowany”.  System rozgrywki jest całkiem przemyślany i stanowi połączenie eksploracji dwuwymiarowych, ale mocno rozbudowanych, wielopoziomowych i pełnych sekretów miejscówek oraz turowych pojedynków odbywających się na oddzielnych planszach. Od czasu do czasu zdarzy się też jakaś prościutka zagadka logiczna. Naszą bohaterką sterujemy lewą gałką analogową, podczas gdy prawa przypada naszemu pierwszemu towarzyszowi- niebieskiemu ognikowi o imieniu Igniculus. Wybitna zręczność nie jest potrzebna, ale przyda się odrobina dwugałkowej koordynacji na wzór tej z Brothers: A Tale of Two Sons czy Pupeteer. Ognik jest cennym kompanem, który przydaje się nie tylko do oświetlania ciemnych pomieszczeń- służy również za przewodnika po Lemurii, pomaga odkrywać skarby, zbiera błyskotki leczące bohaterów,  a także oślepia przeciwników i leczy naszych wojowników w trakcie potyczek. Z czasem do Aurory dołączają kolejne postaci, w większości co najmniej dziwaczne, ale reprezentujące klasyczne klasy: wojownik, łucznik, mag ofensywny i wspomagający, itd. 

Relaksująca eksploracja przywodzące na myśl styl „Metroidvanii” jest przerywana częstymi walkami. Na szczęście wrogowie są widoczni na planszy, co oszczędza wątpliwej przyjemności użerania się z random- encouterami.  Sama walka to znany z jRPGów system turowy z widoczną na dole ekranu linią pokazującą kolejność akcji poszczególnych postaci- kłania się ATB z Final Fantasy X. Postaci po kolei wykonują swoje ruchy- tu jest dość standardowo: mamy do wyboru ataki fizyczne, magię, korzystanie z przedmiotów, ucieczkę z pola walki, itd. Każda czynność zabiera określoną ilość czasu- lekki cios sekundkę, mocarny czar obszarowy dużo więcej. Sprawą kluczową jest kontrola paska aktywności za pomocą niezawodnego Igniculusa, magii, czy specjalnych przedmiotów. Dzięki temu można tworzyć serie ataków i opóźniać akcje przeciwników, czasem zmiatając wroga zanim ten w ogóle zdąży zadać cios. Walka jest przyjemna, ale i niewymagająca- grając na normalu przedmiotów wspomagających użyłem po raz pierwszy dopiero w walce z finałowym bossem, a jestem raczej RPGowym lamerem. Z czasem robi się też trochę monotonna, ale na szczęście koniec gry następuje zanim zaczyna to naprawdę drażnić.

„Zawartość RPGa w RPGu” w Child of Light jest całkiem wysoka, a to przecież gra sprzedawana za połowę standardowej ceny. Poza rozbudowaną walką, z klasycznych elementów gatunku mamy tutaj prosty rozwój postaci, jeszcze prostszy crafting, przedmioty i miksury, customizację broni, poruszanie się po mapie świata, a także parę sidequestów i opcjonalnych lokacji. Inna sprawa, że wszystko jest nieskomplikowane i w „mniejszej skali”- kolejne poziomy postaci, dzięki którym zwiększamy statystyki i zdobywamy nowe umiejętności wpadają co chwilę, mikstur i kamieni do ulepszania broni nigdy nie brakuje, nawet gdy ich specjalnie nie szukamy, a przygoda kończy się szybko: 10, może 12 godzin i po sprawie. Mnie to pasuje, nie mam już czasu na kilkudziesięciogodzinne maratony przed ekranem, a CoL to takie RPG w pigułce. Piękne, ale niestety trapione przez poważne wady: za łatwe dla weteranów, niezrozumiałe dla dzieci. Nie zmienia to faktu, że każdy fan gatunku powinien w Child of Light zagrać. Prawdopodobnie nie kupowaliście swoich dopakowanych pecetów albo najnowszych konsol z myślą o takich grach, ale nie pożałujecie wizyty w Lemurii. Gwarantuję to swoją głową.

Plusy:

+baśniowy klimat

+ olśniewająca oprawa audiowizualna

+ przemyślany system

 

Minusy:

- dość sztampowa fabuła

- z czasem monotonna walka

- brak voice- actingu i polonizacji

 

Moja ocena: -8/10. W skali 1- 5: -4/5.


Obrazki z gry:


/obrazki i podpisy - Wielki K/

Dodane: 30.04.2014, zmiany: 18.08.2014


Komentarze:

@ Spawara O widzisz, przyznaję się bez bicia- nigdy nie grałem w żadną z Grandii.


[Wielki K @ 27.08.2014, 09:47]

Szkoda, że wyszła arcyciekawie wyglądająca wydmuszka.


[Gość @ 21.08.2014, 10:48]

System walki jest akurat zerżnięty z Grandii, do czego sami twórcy się kiedyś w wywiadach nawet przyznali :D (dygresja: dwójka jest świetna)

Przed premierą śledziłem wszystkie informacje o grze i byłem nawet o krok od złożenia preorderu. Coś mnie jednak powstrzymało i w końcu zobaczyłem grę u znajomego - lekko się zawiodłem. Grafika i muzyka naprawdę przepiękne, ale w gameplayu zdecydowanie czegoś mi brakowało. Strasznie proste, exp leci jak szalony, minimalne wyzwanie. Nie widziałem celu w rozwijaniu postaci, jakoś te wszystkie skille były pozbawione siły. Ot kolejne numerki.

Wciąż, to tylko wrażenia po niecałej godzinie ;)


[Spawara @ 19.08.2014, 16:55]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?