Final Fantasy: Endless Nova |
|
Wydania |
2005( Nieoficjalnie) |
Ogólnie
|
Fanowska gra z serii Final Fantasy, czerpiąca z najlepszych wzorców a przy tym jak najbardziej oryginalna. Freeware. Wymaga pakietu RTP RPGMakera 2000 - do pobrania ze strony z grą.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Dawno, dawno temu
(A może wcale nie tak dawno)
W odległej galaktyce
(A może zupełnie blisko)
Gdzieś w niezmierzonej otchłani czasu i przestrzeni znajduje się układ słoneczny, którego gwiazda drży w początkowych stadiach supernovej. Jednakże z jakiejś przyczyny gwiezdny kataklizm nie następuje, zaś ludzie żyjący pod zagadkowym słońcem powoli zapominają o groźbie. Przed czterema wiekami wybuchła wojna, która niegdyś potężną nację strąciła w otchłań chaosu. Przez dziesięciolecia ludzie błąkali się bez celu po ostępach planety Coyas, niezdolni do ukształtowania nowej cywilizacji. Lecz gdy badania nieznanego naukowca uczyniły podróże kosmiczne oraz kolonizację asteroidów możilwymi, ludność upadłej nacji rozpoczęła wędrówkę w chłód przestrzeni międzygwiezdnej. Tak znalazła swój początek potężna kolonia - Finel Capital.
Z czasem jednak ludzie odkryli, że możliwość podróży kosmicznych nie jest nieskończona, albowiem układ słoneczny otacza nieprzenikniona kopuła kosmicznego gruzu. Dlatego też układowi temu nadano nazwę - Kopuła Piekieł.
* * *
Tak rozpoczyna się historia świata gry Final Fantasy - Endless Nova. Świata, który popadł w ruinę i odrodził się. Świata, który nie zdaje sobie sprawy z nieustannie ciążącego nad nim widma zagłady. Świata, w którym tak jak we wszystkich innych światach ludzie są zawsze tacy sami. Świata, w którym żyjesz ty. Deren Star.
Deren Star nie pamięta swojej przeszłości. Ma jedynie swoje imię, biegłość w posługiwaniu się mieczem oraz swoją wierną przyjaciółkę, androida imieniem Motor. We dwójkę mieszkają w kolonii na asteroidzie Arleah, chwytając się rozmaitych zajęć, aby zarobić na chleb.
W czasie, gdy dwójka bohaterów wykonuje zlecone im przez przyjaciela Derena zadanie na Star Bliss, w przestrzeni wysoko nad ich głowami następują wydarzenia, które w efekcie będą miały olbrzymie znaczenie dla wszystkich zamieszkujących Kopułę Piekieł - i nie tylko dla nich. Kosmiczną pustkę przemierza niewielka grupka kapsuł, wioząca pasażerów o niewiadomym pochodzeniu oraz celu. Niespodziewanie kapsuły zostają schwytane przez promień ścigający statku wojsk Finelu. Akcję przechwycenia pasażerów tajemniczych pojazdów zakłóca nagłe bombardowanie meteorytów. Jedna z kapsuł - złota - wyrywa się z pola ścigającego i schodząc z kursu, rozbija się na powierzchni asteroidy. Na powierzchni Star Bliss.
* * *
Final Fantasy - Endless Nova jest grą fanowską, stworzoną przez człowieka skrywającego się pod pseudonimem Delita Hyral X. Wykorzystując program RPGMaker 2000 wykreował on rozległą, oryginalną i co najistotniejsze - wciągającą historię, jak najbardziej godną miana Ostatniej Fantazji. I chociaż gra jest krótsza od przeciętnej części serii SquareSoftu, to jednak nie zapominajcie, że jest to dzieło jednego człowieka. I to dzieło tak dobre, że bardzo szybko zapomina się, że nie jest to jedna z oficjalnych gier Square.
Przejdźmy jednak do rzeczy, czyli rozkładania gry na czynniki pierwsze. Po pierwsze i najważniejsze - fabuła. Nie będzie niczym nowym stwierdzenie, że w grach jRPG to właśnie ona wysuwa się na czoło, wciągając gracza w swoje odmęty. Powyżej streściłem pokrótce tło oraz intro gry - początek może nie jest najbardziej powalającym wstępem na świecie, ale wystarcza by zainteresować i wprowadzić w świat Bezkresnej Novy. A z czasem - jak przystało na ten gatunek - jest coraz lepiej. Następują kolejne wydarzenia, które z czasem łączą się ze sobą i układają w jedną całość, a z wyczuciem porcjowane informacje o świecie i tym, co się w nim dzieje, skutecznie podsycają ciekawość grającego do poznania zakończenia tej historii.
Druga, lecz nie mniej istotna rzecz, to bohaterowie, których poczynaniami przyjdzie nam kierować. Na początku poznajemy wspomnianych już Derena i Motor, o których póki co wiemy bardzo niewiele, lecz z czasem wychodzą na jaw pewne fakty z ich przeszłości i niejednokrotnie powodują pewne zaskoczenie. Po odpowiednim dla takich przypadków czasie do naszej dwójki dołączają kolejne postacie, by w punkcie szczytowym przemierzać świat w siódemkę. Deren i Motor znajdą przyjaciół w takich osobach, jak władająca magią otoczenia dziewczynka-kotka, wyszczekany chłopak-złodziejaszek, walcząca bokkenem błękitka czarodziejka, silny, lecz nieco dziki wojownik oraz pechowy naukowiec, którego dusza w wyniku nieudanego eksperymentu została uwięziona w ciele lalki. Każda z osób ma własną historię, odsłanianą wraz z postępami w grze, swoje cele i motywację. Mówiąc krótko - postacie zarysowano bardzo ładnie i interesująco; po paru godzinach gry człowiek łapie się na tym, że nie wiadomo kiedy polubił swoich wirtualnych podkomendnych. Wydawałoby się, że powinien to być standard w grach RPG...
Zanim przejdę do samej rozgrywki, dwa słowa na temat oprawy audiowizualnej. Cóż, nie należy się spodziewać fajerwerków. RPGMaker 2000 swoje ograniczenia ma, więc grafika stoi na poziomie Final Fantasy IV - co bynajmniej nie oznacza, że jest zła. Może być trochę niedzisiejsza i mało szczegółowa (rozdzielczość 320x200 niestety robi swoje), ale ważne że jest wykonana starannie, z dbałością o czytelność i przejrzystość. Grafika ma swój specyficzny urok i mnie osobiście bardzo się podoba. Jako ciekawostkę podam tutaj, że wszystkie powstałe na potrzeby gry grafiki (czyli te niebędące standardowym elementem pakietu RPGMakera 2000) Delita Hyral X wykonał w technice pixel-art - czyli rysując piksel po pikselu. To się nazywa wkładać serce w swoje dzieło...
Jeżeli chodzi o dźwięki, to jest to standard RPGMakera. Dźwięki są, nie przeszkadzają i to w zasadzie tyle, co można o nich powiedzieć. Natomiast o muzyce nie jestem w stanie powiedzieć zupełnie niczego, ponieważ moja karta dźwiękowa nie obsługuje standardu MIDI - a w takiej właśnie postaci zapisana jest muzyka w grze. Ten aspekt gry musicie więc ocenić sami.
Teraz o grze jako takiej. Pierwszym, o czym chciałbym napomknąć, jest system rozwoju postaci, żywcem zaczerpnięty z Final Fantasy II. Oznacza to, że bohaterowie nie zbierają punktów doświadczenia ani nie awansują na kolejne poziomy. Zamiast tego zwiększanie cech następuje na drodze ich używania - jeżeli np. postać straci w walce większość punktów zdrowia, ma szansę na zwiększenie górnego ich limitu. Taki model rozwijania drużyny jest co prawda nieco trudniejszy i może bardziej długotrwały, ale moim zdaniem dużo bardziej realistyczny - wszak każdy wie, że żeby wprawić się w walce mieczem, należy tego miecza używać. Dzięki temu nie dochodzi do znanych z jakże wielu innych gier RPG, absurdalnych sytuacji określanych przeze mnie słowami "zabiłem goblina i dostałem +30 do otwierania zamków".
Wadę takiego rozwiązania sprawy znalazłem tylko jedną - chęć zwiększenia ilości punktów zdrowia oraz witalności częstokroć kończy się balansowaniem na krawędzi. Jak już wspomniałem, punktów życia przybywa gdy postać straci większość z nich w trakcie walki. Jednakże w przypadku bardziej zaawansowanych bohaterów staje się to coraz trudniejsze, efektem czego rezygnuje się z pełnego leczenia drużyny, tym samym utrzymując ich na nieco niższym poziomie zdrowotnym, aby zwiększyć swoją szansę na rozwój cechy. Tymczasem może się zdarzyć, że przeliczymy się ze swoimi siłami i trafimy osłabioną grupą na silniejszego przeciwnika, który nie będzie dawał pardonu. A nawet niech przeciwnik będzie słabszy, ale zostanie przez gracza zlekceważony - wówczas także walka może skończyć się koniecznością ładowania ostatniego zapisu. Żeby daleko nie szukać, mój własny przykład: kręciłem się drużyną po wysepce zamieszkiwanej przez dzikie Chockoby, rozwijając na nich głównie siłę, a przy okazji i HP. Bohaterów, oczywiście, nie leczyłem. No i skończyło się w ten sposób, że jeden z Chockobów potraktował mnie czarem Comet, a dalej miał już z górki. Moja potężna drużyna skończyła zadziobana przez dzikiego kurczaka...
Walka rozgrywa się na podobnej zasadzie co w innych Finalach, z tą wszakże różnicą, że widok jest ze strony perspektywy naszej drużyny, nie zaś z boku. Nie przeszkadza to, bynajmniej, ale potrzeba dwóch chwil żeby przywyknąć. Drugą różnicą jest ścisły podział na tury - nie występuje tutaj znana z innych części możliwość, by wskutek opieszałości gracza któryś z bohaterów przegapił swoją kolej. Plus to czy minus - trudno mi powiedzieć. Aha, jeszcze jedna drobnostka - atakowanego przeciwnika wybiera się poprzez podświetlenie jego nazwy, nie zaś wskazanie sylwetki na polu bitwy. Ot, szczególik.
Świat gry jest naprawdę rozległy. Autor wspomina o ponad trzystu mapach - nie jestem w stanie potwierdzić tej informacji, ale też nie widzę powodu by w nią nie wierzyć. Przeróżnych lokacji jest naprawdę dużo - cuchnące ścieki i kanały, wynędzniałe dzielnice Star Bliss i kontrastujące z nimi kasyno dla bogatych turystów, jaskinie, lasy i stepy bliskiej natury planety Coyas, piękne ośnieżone szczyty uzdrowisk Yoih, lodowe labirynty jaskiń planety Zorebas, zalana wodą Banaru... i jeszcze więcej. Na brak różnorodności narzekać nie sposób.
Jak na grę z 'Final Fantasy' w tytule przystało, w Endless Nova obecne są motywy wspólne wszystkim częściom serii, lub chociaż większości z nich. Są tu wspomniane już Chockoby, są czary takie jak Ultima, Holy czy Meteor, są miecze Masamune i Excalibur, jest postać imieniem Cid (tutaj jako Bohater Niezależny), jest też np. Wstążka, chroniąca przed wszelkimi negatywnymi stanami (sen, paraliż, ślepota itp.), są Cait Sith, Bahamut czy Leviathan... Przykłady można mnożyć.
Skoro już wspomniałem Leviathana czy Bahamuta, powiedzieć też muszę, że w Endless Nova występuje odpowiednik znanych np. z części siódmej Summonów. Tutaj noszą one nazwę Dainsev, zajmują miejsce w ekwipunku jak zwykły przedmiot, natomiast używa się ich jak zaklęcia czy umiejętności. Dainsevów jest osiemnaście i zdobycie wszystkich jest nie lada wyzwaniem. O ile na niektóre trafić jest stosunkowo łatwo, o tyle inne wymagać będą np. stoczenia bardzo ciężkich walk (nigdy nie zapomnę ile czasu, prób i nerwów kosztowało mnie pokonanie Dainseva w Zaginionym Laboratorium...), żmudnego zbierania punktów na automatach, długotrwałego poszukiwania właściwej ilości przedmiotów do wymiany u handlarza czy wreszcie posiadania pozostałej siedemnastki i pokonania jeszcze jednego trudnego przeciwnika, by móc cieszyć się posiadaniem najpotężniejszego z Dainsevów - Dream Stooges.
Tak jak w innych grach z serii Final Fantasy, zapisu gry nie można dokonywać w dowolnym momencie. Służą do tego spotykane tu i ówdzie niebieskie duszki zwane PuPu - przy ich pomocy można również zmienić skład drużyny (najwyżej cztery osoby naraz; Deren nie może opuścić kompanii), uzyskać informację o danej lokacji, zmienić kolor okna czy wreszcie zaokrętować się na pokład statku kosmicznego - ale to w późniejszej fazie gry. Aha, savegame możliwy jest także podczas podróży po mapie świata, ale to norma w grach z tego cyklu, więc wspominam o tym jedynie dla porządku.
A jakie są, zapytacie, wady tej gry? Mógłbym się przyczepić, że jednak trochę dłuższa mogłaby być, ale mając na uwadze ile autor włożył w nią pracy i wysiłku (i to samotnie), niewdzięcznością byłoby w tym miejscu kręcić nosem. Dostaliśmy grę może nieco krótszą od produkcji oficjalnych, ale za to stworzoną z równie wielkim zaangażowaniem i dbałością o najwyższą możliwą jakość. Natomiast nie znajduję wytłumaczenia dla pojawiających się tu i tam błędów językowych - Delita Hyral X notorycznie zamiast "there" pisze "their".
No i jeszcze jedna rzecz - nie do końca równy poziom trudności. O ile jestem w stanie zrozumieć, że co pewien czas drużyna napotyka na sporo silniejszego od siebie przeciwnika i musi poświęcić trochę czasu na rozwinięcie statystyk nim podejmie próbę pokonania go, o tyle nie pojmuję tak olbrzymiej różnicy między drużyną a końcowym przeciwnikiem (występującym w dwóch inkarnacjach - druga jest znacznie silniejsza) oraz znajdującym się na najniższym poziomie Lost Lab robotem Watcher Omega. To już w ogóle jest przegięcie - Watcher Omega posiada 9999 punktów HP i Mana i co kilka tur uderza Ultimą oraz zaklęciem pozostawiającym każdemu członkowi drużyny zaledwie po jednym punkcie HP. Doprawdy, nie mam pojęcia jak potężna powinna być drużyna, by być w stanie stawić mu czoła. Chociaż z pewnością warto - strażnik potężniejszy od końcowego przeciwnika musi oznaczać znaczną nagrodę.
Niestety, z wyżej wspomnianego powodu nie ukończyłem gry. Mało co tak frustruje, jak przejście całej gry i zacięcie się na finałowym przeciwniku. Widząc jak się rzecz przedstawia ruszyłem rozwijać statystyki na napotykanych potworach, ale w końcu zrezygnowałem - trwało to w nieskończoność, a efekty wciąż były niezadowalające. Nie wiem czy to ja coś źle zrobiłem, coś po drodze przeoczyłem lub zaniedbałem, czy to po prostu zwyczajna przesada ze strony autora gry, niemniej fakt faktem że z powodu absurdalnie ciężkich walk z tymi dwoma przeciwnikami nie poznałem zakończenia tej historii - czego bardzo żałuję. Jeżeli ktoś z was da radę rozwinąć drużynę na tyle, by mój wygrać z tą dwójką, niech podeśle mi save'a, bardzo proszę.
I to już tyle o tej grze. Jest to kawał naprawdę solidnej roboty, godny pełnoprawnego miana Ostatniej Fantazji. Ze względu na ów dziwny poziom trudności o którym mowa wyżej, zmuszony jestem odjąć grze pół punktu. Tym samym z czystym sumieniem przyznaję Final Fantasy - Endless Nova w pełni zasłużoną ocenę 4+/5.
Obrazki z gry:
/obrazki dostarczył M3n747/
Dodane: 02.03.2006, zmiany: 05.04.2021