Space HackNovasphere 13 (D)Maximus XV Abraham Strong Space Mercenary (UK) Space Hack La Ultima Biosfera (SP) Space Hack (PL, FR, CH) |
|
Wydania |
2004() 2004() 2004() 2004() 2004() 2004() |
Ogólnie
|
Diablo w kosmosie - tyle że jakieś sto razy nudniejsze. W Polsce wydane przez CDAction jako dodatek do grudniowego numeru z roku 2004. Gierka będzie słynna zapewne tylko z powodu z zamieszania z tytułami - prawie każdy kraj wydania ma swój własny jej tytuł...
|
Widok
|
Izometr 3D,
|
Walka
|
Czas rzeczywisty
|
Recenzje |
Nudziliście się kiedyś? Ba, pewno nie raz. Ale czy poznaliście pojęcie PRAWDZIWEJ nudy? Takiej nudy absolutnej, która objawia się spazmatycznymi drgawkami, brakiem koordynacji ruchowej i uczuciem totalnego zwątpienia w logiczność praw rządzących wszechświatem? Cóż, zwykle, gdy ostateczna wizja nicnierobienia się zbliża, wielu szuka jakiejś rozrywki, choćby na siłę. Wielu z nas sięgnie po książkę, inni walną się na fotelu przed telewizorem, kilku zasiądzie przed monitorem i odpali sobie jakąś gierkę.
Ja należę do tej trzeciej grupy. I poznałem, tak jak zapewne wielu z was, oblicze nieuchronnie zbliżającej się apokalipsy, gdy odkryłem, że wszystko, co mam na podorędziu pokończyłem już po 10 razy, a niezobowiązująca zręcznościówka tylko odwlecze nadciągającą nudę na kilkanaście minut.
Wtedy, w akcie desperacji człowiek szuka wyjścia- odejść od kompa, do którego się ledwie przysiadło i zająć się czymś innym? Książki przeczytane, robota wykonana, w telewizji znowu jakaś afera... Nieeee, siedzimy dalej i szukamy, szukamy... Jest! Jakaś giera z czasopisma, klasy B albo i C, ale jednak w nawale hiciorów, które przechodziło się jeszcze kilka dni temu jakoś przemknęła obok nas niezauważona. Szybka instalacja, odpalamy i odkrywamy, że nie jest wcale taka zła i pozwala nam uciec od nudy.
Ale jest też mniej szczęśliwe zakończenie takiej opowieści. Bo oto zasiadamy z jak najbardziej pozytywnym nastawieniem, odpalamy program i... klawiatura kończy swój żywot pod naszymi ciosami wyuczonymi na Street Fighterze, myszką rzucamy o ścianę nie gorzej niż zawodowy miotacz baseballa, a monitor w najlepszym wypadku czyścimy na drugi dzień z naszej śliny, która znalazła się na ekranie w efekcie puszczenia soczystej wiązanki w kierunku autorów gry. Bo nuda po odpaleniu takowej produkcji dopadła nas jeszcze szybciej, niż byśmy chcieli.
Wkurzające to uczucie, gdy dowiadujemy się, ze nasze rzekome wybawienie, nasze światełko w tunelu okazuje się rozpędzonym pociągiem. I recenzowany dziś SpaceHack jest właśnie taką przykrą niespodzianką.
Tak, wiem- niektóre gry są przez producentów przewidziane, jako te, które mają służyć na krótkie, półgodzinne sesyjki, niezobowiązujące, aczkolwiek w pewnym stopniu wciągające. Taki też zapewne miał być omawiany program. I na początku nic nie zapowiada tragedii- ot, chyba tylko zupełny laik erpegowy nie będzie miał skojarzenia "O, Diablo w Kosmosie!". Przez pierwszą godzinkę gry jest nawet zabawnie- biegniemy, siekamy potwory, wracamy do bazy by sprzedać fanty, siekamy, łapiemy poziom, sieczemy, sprzedajemy... Niestety, autorom nie udało się osiągnąć tego, co Blizzardowi wychodzi zawsze genialnie- nie potrafili oni w żaden sposób zainteresować swym produktem na dłużej, nie umieli wykrzesać z gry nawet krzty miodności, która charakteryzowała obie części Diablo.
Rispekt dla każdego, komu zechciało się przejść SpaceHack do końca. Ja nie dotrwałem. Nie dlatego, że był trudny, o nie! On był po prostu cały czas taki sam, mimo godzin, które nieubłaganie mijały a ja miotałem się pomiędzy wyborem "Wyskocz z okna" a "Idź do spożywczego po alkohol i uwal się w trupa", byle tylko nie zgłupieć całkowicie. Bo ile można siec TE SAME potwory (o, przepraszam, zmienia się ich kolorystyka), do tego bronią, która wciąż wygląda tak samo (tyle ze współczynniki wyższe o dwa punkty) i biegać po tych samych trzech typach terenu? Ja nie zdzierżyłem. Już obserwacja rozrostu grzybni na wilgotnej ścianie jest zapewne bardziej konstruktywnym i ciekawym zajęciem.
Wszechogarniającą żądzę zbombardowania napalmem siedziby programistów pogłębia wykonanie. Muzykę da się wyłączyć i wrzucić własny podkład, ale niewiele to pomoże. Odgłosy otoczenia też można wywalić i na pewno wielu tak zrobiło po usłyszeniu po raz czterysta siedemdziesiąty drugi tego samego zestawu pierdnięć i stęknięć, imitujących odgłosy walki. Chyba, że ktoś chce się doedukować- można spisać sobie parę co ciekawszych kwiecistych obelg i bluzgów, które zapewne miały świadczyć o tym, iż gra skierowana jest do dojrzałego odbiorcy.
Co się tyczy grafiki- jest to chyba najjaśniejszy punkt tego programu- trójwymiar ze swobodnym obracaniem kamery może się podobać, ale wrażenie psuje paskudne wykonanie modeli postaci. A potwory, miast przerażać, śmieszą (nie tylko wyglądem kojarzącym się zazwyczaj z krzyżówką dziobaka z jeżem, ale też straszliwymi nazwami typu "koszmarny sekator" czy "okrutny krab").
Wspomniałem o fabule? Nie? Nie dziwcie się, bo nie ma o czym wspominać- historia jest tylko pretekstem do przemierzania kolejnych biosfer i tłuczenia coraz większej ilości dziwacznych wymysłów autorów. Nie wiem, co brali panowie programiści, ale ich twórczość powinna zostać wykorzystana w programie Monaru: "Zażywasz- przegrywasz".
Krótko mówiąc- jeśli szukacie jakiejś rozrywki dla zabicia czasu, instalacja SpaceHacka nie będzie najlepszym pomysłem. Lepszym rozwiązaniem będzie jeżdżenie pierwszym lepszym autobusem od pętli do pętli bez biletu- dostarczycie sobie na pewno większej ilości adrenaliny.
Ocena: 2/10 (Czemu aż 2? Bo nikt nie zmusza nas do grania a odinstalowanie trwa zaledwie kilkanaście sekund).
Obrazki z gry:
Dodane: 22.03.2005, zmiany: 06.01.2018