Shin Megami Tensei: Digital Devil Saga 2

Digital Devil Saga: Avatar Tuner 2 (JAP)
Wydania
2005()
2005()
Ogólnie
Bezpośrednia kontynuacja wydanej rok wcześniej Digital Devil Sagi. Bez większych zmian, czy usprawnień, ponownie ten sam dungeon crawler, choć obdarzony zaskakująco dobrą fabułą.
Widok
tpp
Walka
turówka
Recenzje
Dirge
Autor: Dirge
22.02.2013

Shin Megami Tensei zaczynało jako dungeon crawler i tak naprawdę nigdy daleko od tego typu rozgrywki nie odeszło. W obrębie serii pojawiają się teraz różne eksperymenty, jednak najważniejsze pozycje wciąż opierają się na tym samym schemacie. Jak więc Atlusowi udało się sprzedać ludziom ponad czterdzieści gier spod szyldu Megami Tensei? Moim zdaniem to w dużej mierze zasługa niezwykłych światów i toczących się w nich historii. To skrajnie różna fabuła jest tym, co sprawia, że nie mówimy ‘ech, znowu to samo’.

O fabule drugiej części Digital Devil Sagi 2 niestety nie możne powiedzieć zbyt wiele, gdyż rozpoczyna się ona dokładnie tam, gdzie skończyła się pierwsza część. Bez znajomości kilku ostatnich godzin DDS1 jest więc trudna do zrozumienia i mniej ciekawa. Jakość całej Sagi kryje się bowiem w jej dualizmie - pierwsza część zajmuje się stawianiem pytań i podsycaniem naszej ciekawości, druga natomiast udzielaniem odpowiedzi. Już w ciągu pierwszych pięciu godzin dowiadujemy się więcej, niż przez całą DDS1. Cała gra jest właściwie jednym wielkim zwrotem akcji. O wiele ciekawiej wypadają też bohaterowie, a Serph - niemy protagonista obu części - w jednej chwili z miałkiego i nijakiego, awansował do dziesiątki moich ulubionych postaci.

Dzięki tym zabiegom nasz entuzjazm szybko rośnie, a kolejne trzydzieści godzin łażenia po średnio interesujących lochach mija błyskawicznie, zwalniając dopiero na końcu.

Warto też zauważyć, jak świetnie fabuła koresponduje z wierzeniami hinduizmu, na których oparte zostały inne części gry, jak na przykład Atma Avatary (potwory, w które zamieniają się bohaterowie).

System walki od czasu pierwszej części gry nie zmienił się właściwie w ogóle. Wciąż jest to ten sam model walki turowej z możliwością oddania jednej tury innej postaci oraz nabicia kilku dodatkowych poprzez odbijanie i wchłanianie ataków przeciwnika. Jedyną wpływającą bezpośrednio na walkę zmianą jest możliwość używania Karma Rings - przedmiotów podnoszących statystyki naszych postaci. Żadnych fajerwerków.

Inne zauważalne zmiany to między innymi sposób zdobywania kolejnych Mantr, czyli umiejętności. Zamiast dotychczasowego drzewka, system ten przyjmuje formę mapy heksagonalnej, gdzie najsilniejsze ataki wymagają odblokowania wszystkich umiejętności wokół, często również tych bezużytecznych.

Kolejną nie tyle zmianą, ile dodatkiem, jest tak zwany Berserk Mode. Tryb ten ma szansę zdarzyć się co kilka minut, gdy Solar Noise (całkowicie nieprzydatny odpowiednik Moon Phrase System znanego z innych MegaTenów) osiąga maksimum. W Berserk Mode postacie nie są do końca przemienione i zatrzymują się w połowie drogi, między swoją ludzką formą a demonem. W walce mogą używać tylko zwykłego ataku, ale za to znacznie wzrasta ich siła, a każdy udany atak skutkuje criticalem, dzięki czemu zadają naprawdę chore obrażenia. Jakby tego było mało, za wygraną w takiej walce dostajemy ogromne ilości doświadczenia. Brzmi pięknie, nie? Teraz haczyk - walka w tym trybie nie tylko podnosi, ale też drastycznie obniża statystyki. Raz, że obrona spada do tego stopnia, że jakiekolwiek obrażenia mogę skończyć się natychmiastową śmiercią postaci, dwa - szanse na trafienie przeciwnika są naprawdę marne. Berserk Mode to hazard i gdy już zdecydujemy się na walkę w tym trybie, można się tylko modlić.

Grafika... jest. To w zasadzie wszystko, co można o niej powiedzieć. Nie jest to szczyt możliwości konsoli, tym bardziej, że oprawa pod tym względem jest właściwie dość uboga, ale może przez to też nie zauważa się jakichś większych zgrzytów i niedociągnięć. Ponury design świata sprawia, że szaro-burość i powtarzalność wszystkiego wokół nie rzuca się tak bardzo w oczy, by jakkolwiek zniechęcić do gry.

Muzyką ponownie zajął się Shoji Meguro, znany z tego, że potrafi stworzyć ścieżkę dźwiękową do wszystkiego, od przesłodkiego popu w Personie 4, po ciężkie brzmienia w Nocturne. I, co najlepsze, potrafi zmusić zagorzałych wrogów tych gatunków muzycznych, by polubili jego utwory. Nie ma się więc do czego przyczepić, i choć uważam, że nie jest to jego opus magnum, muzyka dobrze oddaje klimat gry.

Voice-acting pojawia się trochę mniej sporadycznie, niż w pierwszej części. Nie jest on w żaden sposób wybitny, jednak zatrudniono do niego ludzi, którzy znają się na swojej pracy, toteż większość postaci jest dobrze odegrana i wiarygodna.

Digital Devil Saga 1 i 2 tworzą integralną całość i powinno się po nie sięgać, jako po jedną grę. Zapoznanie się tylko z połową Sagi nie daje pełnego obrazu, przez co osobno obie części wypadają dość słabo, ale razem tworzą naprawdę świetną produkcję. Dziś, znając już całość, całkowicie inaczej spoglądam na DDS1, która przedtem wydawała mi się pozbawiona swoistej puenty.

Osobom niecierpliwym gra może się nieco dłużyć, ale powinna zadowolić wszystkich, którzy cenią sobie wolno rozwijającą się, lecz niezwykle oryginalną fabułę.

A, na koniec może jeszcze mały sekrecik - myślcie co mówicie, w obu częściach. Gra nie raczy was o tym poinformować, ale w ostatecznym rozrachunku, mimo absolutnej liniowości, pewne rzeczy mają znaczenie. Zwłaszcza pod koniec...

Moja ocena: 4/5 dla jednej gry, 5/5 dla obu, jako całości


Obrazki z gry:

Dodane: 24.02.2013, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?