Ar nosurge: Ode to an Unborn Star

Surge Concerto: Ar nosurge - A Song that Prays for a Planet Being Born (JAP)
Arunosaaju: Umareizuru Hoshi e Inoru Uta (JAP)
Wydania
2014()
2014()
Ogólnie
Bardzo udana produkcja na kanwie cyklu Ar Tonelico. Tak dokładna, że zachowano nawet tamtejsze błędy. Zarówno kontynuacja Ciel no Surge z PS Vita jak i wstęp do całej serii.
Widok
http://www.ceneo.pl/35379075#tab=spec
Walka
fazówka z elementami akcji
Recenzje
Astarell
Autor: Astarell
16.12.2014

Każdy wielbiciel jRPG pewnie skrycie marzy o tym, by stać się pełnoprawnym bohaterem przechodzonej właśnie produkcji, nie wcielać się w rolę jakiejś postaci, ani nie tworzyć pustej skorupy awatara, którego mało kto zauważa, tylko być samym sobą i wierzyć, że świat za ekranem istnieje naprawdę, a bohaterowie wiedzą z kim mają do czynienia. W żargonie graczy nazywa się to łamaniem tzw. „czwartej ściany”, kiedy to postacie z gry komunikują się bezpośrednio z grającym. Na przestrzeni lat takie zagranie próbowano zastosować w kilku tytułach z różnym powodzeniem, jak choćby w serii Baten Kaitos. Czy istnieje pozycja, gdzie całym sercem można uwierzyć, że zatarła się granica między fikcją rzeczywistością? Coś, co kończylibyśmy z satysfakcjonującym poczuciem spełnionego obowiązku i żalem w oczach, że to już tyle?  Cóż, do ideału twórcom jeszcze nieco brakuje, ale Ar Nosurge z pewnością jest na dobrej drodze.

Nazwa gry kojarzy się nieco z serią Ar Tonelico i nie przypadkowo, bo sam tytuł jest czymś pomiędzy prequelem a opowieścią na motywach takowej. Dowcip jednak polega na tym, iż jest to również kontynuacja niewydanej na Zachodzie Ciel no Surge.  Niestety nieznajomość tamtejszej fabuły nieco doskwiera, chociaż twórcy tu i ówdzie starają się poprzez retrospekcje przypominać minione wydarzenia. W każdym razie obecnie akcja toczy się 5000 lat po tym jak ludzie opuścili ginącą planetę Ra Ciela i przesiedli na Soleil – gigantyczny statek, który miał ich zawieźć do nowego domu. Tyle tylko, że kosmos to naprawdę olbrzymia pustka, a ponadto po gwiezdnym krążowniku rozpanoszyły się wróżko-podobne istoty zwane Sharl, urządzające istne polowanie na ludzi, którzy nieopatrznie opuszczą bezpieczną strefę utworzoną przez Cesarzową.  Niektórym jednak udaje dogadać się z wróżkami tworząc tzw. Kościół Genomirai czynnie wspierający poczynania Sharl. Władczyni natomiast w ramach samoobrony powołuje elitarny oddział wojskowy – PLASMA. Na statku wybucha niewypowiedziana, cicha wojna domowa.

Fabułę śledzimy oczami dwóch par, pomiędzy którymi przełączamy się, gdy sytuacja tego wymaga. Pierwszy duet to: były wojskowy, cierpiący na częściową amnezję – 20-letni Delta Lantanoir oraz jego przyjaciółka z armii – pieśniarka Casty „Cass” Rianoit (coś jak Reyvateil z Ar Tonelico). Bronią miasta Felion na rozkaz Cesarzowej i próbują odkryć naturę a także pochodzenie Sharl.Drugą grupę stanowią: gracz we własnej osobie (kontrolujący robota Earthesa)  i tajemnicza kapłanka – Ionasal „Ion” kkll Preciel.  Ion po przebudzeniu z wielowiekowej śpiączki, ochraniana przez Earthesa chce ponownie zebrać razem siedmioro dawnych przyjaciół i przy ich pomocy zaprowadzić pokój pomiędzy ludźmi a rasą Sharl.

Opowieść naprawdę potrafi zauroczyć i nie pozwala oderwać się od ekranu do samego końca. Posiada wiele wątków a sama akcja toczy się nieprzewidywalnie stale stawiając obsadę dramatu w sytuacjach ciągłego podejmowania wyborów. Bohaterowie ciągle łamią czwartą ścianę, wywołując iluzję, że świat za ekranem TV istnieje naprawdę a poczynania gracza mają kluczowe znaczenie dla ich losów. Tak jakbyśmy nawiązali kontakt z innym wymiarem, ale nie moglibyśmy tam fizycznie przeniknąć. Rzecz jasna system ten posiada jeszcze sporo niedoróbek, mimo to wrażenie z  bycia „Wielkim Bratem” jest naprawdę upajające.  Pomaga w tym brak jakiekolwiek  podziału dobro – zło czy moralizowania. Tytuł wszelką ocenę tego, co zobaczymy  i czego doświadczymy pozostawia graczowi. Jakie postawy uznamy za właściwe, a które nie to już nasz problem.

Podobnie jak w serii  Ar Tonelico ciężko jednoznacznie określić klimat gry. Kreują go w różnej mierze wpływy post-apokalipsy, sci-fi oraz techno-punka a może raczej techno-mistycyzmu.  Poza tym w rozgrywce silnie podkreślany jest wątek religijno-egzystencjalny a ściślej jego znaczenie dla hermetycznej społeczności. Wizualnie, jako całość, tytuł wygląda dobrze, aczkolwiek poziom wykonania graficznego poszczególnych elementów różni się znacznie. Zacznijmy od tego, że zastosowano silnik znany pewnie wszystkim zainteresowanym chociażby z Atelier Escha&Logy powielając jego wszystkie zalety i wady. Do tych pierwszych z pewnością należą świetnie wykonane przy zastosowaniu cell-shadingu postacie 3D oraz szczegółowe, dwuwymiarowe tła oglądane podczas wizyt w „Genometrics”. Majstersztykiem są klimatyczne pastelowe obrazy widziane od czasu do czasu podczas scenek przerywnikowych. Filmiki anime, mimo iż jest ich dość niewiele wbijają w fotel podczas oglądania a przy samym intro to już szczęka opada. Niestety o otoczenie, po którym się poruszamy nie zadbano już tak dobrze. Jest dziwnie ascetyczne i robione metodą kopiuj-wklej. Jedyny plus to różnorodność widzianych krajobrazów nawet biorąc pod uwagę, że większość zabawy toczy się na statku kosmicznym. Inna irytująca przypadłość to okazjonalne chrupanie animacji i z opóźnieniem ładujące się modele postaci w miastach. Problem podobny do tego w obu Tales of Xilliach. Ostatnim mankamentem jest przesada z elementami  fanserwisu. Fakt, żadna to niezwykłość, ale w grze znajdziemy wiele momentów, kiedy został wciśnięty ewidentnie na siłę nie pasując do zaistniałej sytuacji.

Najwyższych lotów oprawa muzyczna serwuje nam podobny styl znany z serii Ar Tonelico. Ktoś to kolekcjonował poprzednie soundtracki an pewno ucieszy się z nowych dosłownie dających niezłego kopa lekko operowych Hymnów tym razem też częściowo śpiewanych w sztucznym języku zbliżonym do Hymmnos nazywanym tutaj Syec. Co ciekawe pojawiają się też utwory skomponowane w języku rosyjskim. Pieśni śpiewanej przez Ion podczas walki z ostatnim bossem trzeba obowiązkowo posłuchać. Aż się prosi by z taką muzyką wyruszyć prosto w gwiazdy, w każdym razie zakup soudtracka to naprawdę idealny pomysł na świąteczny prezent dla siebie. Dubbing zarówno angielski  jak i japoński brzmi poprawnie, ale odnoszę wrażenie, że został częściowo okrojony w stosunku do wersji z KKW. Niestety przekład samego tekstu na język angielski nieco kuleje, pojawiają się literówki, błędy gramatyczne oraz, co najbardziej widoczne, niekonsekwencja w brzmieniu imion i nazw własnych.

Świat gry eksplorujemy poprzez wybieranie poszczególnych sekcji statku z jego „Mapy”. W granicach takowej poruszamy się swobodnie (mogą być podzielone na mniejsze obszary) przy okazji zbierając różne śmieci, ale nie da rady przeskoczyć automatycznie do sąsiedniej z pominięciem ekranu wyboru. Miasta tradycyjnie symbolizuje plansza z zakładkami prowadzącymi do poszczególnych miejscówek. Przeciwników wprawdzie nie widzimy, ale istnieje wskaźnik pokazujący ich liczbę na danym obszarze (oraz prawdopodobieństwo ataku). O ile jednak walka w Ar Tonelico 3 była mocno zręcznościowa na wzór serii Tales, tutaj zaserwowano nam powrót do systemu turowo-fazowego (z elementami akcji) zbliżonego do tego z AT2. Przyszłemu graczowi pozostawiam ocenę zasadności takiego posunięcia.

Skala starć jest dość spora, bowiem przeciwnicy nie atakują nas małymi grupkami, ale całą hordą podzieloną na mniejsze fale. W jednym takim rzucie znajduje się nawet do 9-ciu wojaków, a w skrajnych przypadkach fal wrogów bywa nawet 50.  Nacierającym stawia opór dwójka bohaterów. Pieśniarka intonuje pieśń a jej towarzysz stara się chronić ją przed obrażeniami, dopóki nie osiągnie odpowiedniej mocy. Sprawa prosta, w swojej (nieograniczonej czasowo) kolejce używając ataków/umiejętności przypisanych do poszczególnych przycisków pada staramy się zyskać na czasie eliminując przy okazji jak najwięcej adwersarzy. Liczba poszczególnych ciosów na jedną turę jest jednak ograniczona, warto też wyprowadzać je jak najprędzej, bowiem  tworzymy wtedy silniejsze comba zwiększając szansę na dodatkową kolejkę, szybciej też wtedy Magiczna Pieśń obu panien nabiera mocy.

Kiedy druga strona przejmuje inicjatywę również mamy pewną możliwość działania. W odpowiednim momencie wokół pieśniarki aktywujemy tarczę niwelującą otrzymywane obrażenia, to ważne, bowiem jej śmierć to automatyczny koniec gry. Potyczka kończy się, kiedy:  pokonamy wszystkich przeciwników, aktywujemy pieśń (nawet jeśli ktoś przetrwał) bądź minie ustalony limit tur. W jej trakcie rzecz jasna możemy używać różnorakich przedmiotów oraz wezwać (fabularnego) przyjaciela, jako wsparcie. Przy dobrych układach w jednym starciu wybijamy całą wrażą populację danego obszaru zapewniając sobie nieskrępowaną eksplorację. Z ewentualnymi niedobitkami rozprawiamy się później.  Zabawa została ukierunkowana na poznawanie fabuły, więc stopień trudności walk do wysokich nie należy, ale jeśli ktoś żąda większego wyzwania może wybrać poziom „hard”.

Najciekawsza rzecz w grze to jednak tzw. „Genometrics”, czyli bardzo upraszczając takie zmodyfikowane, znane chyba wszystkim fanom Kosmosfery. W każdym razie czeka nas ponowne nurkowanie w umysłach poznanych dziewczyn. Tak jak poprzednio mamy do czynienia z grą w grze w stylu visual-novel tj. ciągiem krótkich historyjek możliwością wyboru reakcji. Twórcy w tym temacie okazali się naprawdę pomysłowi i złośliwi zarazem. Właściwy wybór często jest zagmatwany i wymaga dużego skupienia uwagi na akcji danej mikro-opowieści. Zła odpowiedź wywołuje szydercze komentarze w stronę gracza, a próby zgadywania na chybił trafił w kilku momentach  również są zauważane i piętnowane. Cóż, nikt nie lubi, gdy nazywa się go oszustem. Z drugiej strony system „Genometrics” nie związano aż tak bardzo z wątkiem fabularnym (ale parę punktów wspólnych ma). Służy raczej do dogłębnego zaprezentowania  uczuć poznanych charakterów i związanych z nimi wydarzeń, które ciężko było wpleść w główny scenariusz. Udane odwiedziny w mentalnym świecie skutkują ciekawymi obrazkami, specjalnymi Kryształami wzmacniającymi, które podczas wspólnej kąpieli umieszczamy w wyznaczonych strefach nagich ciał partnerek oraz, co najważniejsze, nowymi Magicznymi Pieśniami.

Rozwój postaci zachodzi samoczynnie poprzez zdobywane punkty doświadczenia, o ekwipunek natomiast dbamy już sami syntezując go, bowiem znaleźć/kupić można stosunkowo niewiele. Syntezę przeprowadzamy u poznanych przyjaciół i tylko  od nich dostajemy przepisy. W skrócie rzecz ujmując po staremu łączymy najczęściej 3 przedmioty w jeden. Liczba badziewia do wyprodukowania jest całkiem spora, chociaż z większości i tak nie skorzystamy, lecz warto to robić dla śmiesznych tekstów.  Na koniec warto wspomnieć jeszcze rozmowach, które przeprowadzamy podczas kąpieli. Dzięki nim dowiadujemy się nowych sekretów o naszych bohaterach i poznajemy ich punkt widzenia. Poza tym odpowiednia ilość zaliczonych rozmówek odblokuje kolejne strefy na ciele Pieśniarek, gdzie umieszczamy kolejne kryształy.

Ar Nosurge z miejsca stało się dla mnie najlepszym jRPG wydanym na konsolę PS3.  Fenomenalna, długa i wciągająca fabuła zapewniła mi dużą ilość wrażeń, a wspaniała muzyka na długo pozostanie w mej pamięci. Jednak nie ma róży bez kolców, oprócz wpadek technicznych wymienionych w tekście, cieniem na grze kładzie się fakt, że po jednokrotnym przejściu nie ma za bardzo po co do niej wracać. Brak opcji NG+,  a platynę również idzie zdobyć za pierwszym podejściem. Mimo wszystko polecam tytuł wszystkim kochającym dobre opowieści. Ocena 8/10.


Obrazki z gry:

Dodane: 24.09.2014, zmiany: 12.07.2015


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?