Disgaea 4: A Promise UnforgottenMakai Senki Disgaea 4 (JAP) |
|
Wydania |
2011() 2011() |
Ogólnie
|
Czwarta odsłona taktycznego stratega z doskonałym poczuciem humoru i w klimatach piekelnych.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
stategia turowa
|
Recenzje |
"Choć nie mamy już energii strachu, została nam jeszcze energia sardynek"
No dobra, żarty na bok, Disgaea to tytuł nietuzinkowy, marka sama w sobie i dlatego należy jej się trochę więcej uwagi. Zacznijmy od przedstawienia głównych aktorów opowieści. Najważniejszy jest tu Valvatorez - wampir, kiedyś słynny tyran, dziś zwykły instruktor Prinny'ch (ludzkich dusz odbywających pokutę w stroju pingwina), który stracił siły z powodu pewnej obietnicy, zakazującej mu picia krwi; mimo to Val radzi sobie całkiem nieźle, gdyż znalazł substytut krwi w postaci... sardynek (o czym zresztą niejednokrotnie Wam przypomni). Pomagać naszemu protagoniście będzie wilkołak Fenrich, próbujący wszelkich sztuczek by nakłonić swego pana do złamania obietnicy, dzięki czemu miałby odzyskać dawne siły i pozycję. A w czym będzie nam pomagać? W obaleniu rządu i przejęciu władzy nad światem, oczywiście. Świat bowiem stanął na głowie; większość demonów przestała spełniać swoje obowiązki, a te 'dobre' trafiły do więzienia w Hadesie, przez co ludzie przestali się ich bać, zaś ilość produkowanej w ten sposób energii strachu, niezbędnej do utrzymania Netherworld'u, drastycznie zmalała (na szczęście są jeszcze sardynki). A kto może naprawić sytuację...? No, to skoro już wiemy co będziemy robić, to poznajmy resztę składu, gdyż są to bardzo ciekawe (charakterne i dobrze przedstawione) indywidua: Fuka - ludzka dziewczyna, która po śmierci pokutuje w Hadesie jako Prinny, problem w tym, że z powodu nadmiaru zepsutych ludzkich dusz (efekt opisywanej sytuacji) nie starczyło dla niej na kostium pingwina i została jej tylko czapka, co ciekawe dziewczyna wmawia sobie, że wszystko jej się śni; dalej DESCO - czyli skrót od ostatecznej broni masowej zagłady, dziewczynki pragnącej zostać końcowym bossem gry; Emizel - syn prezydenta, który ma ojcu i sobie coś do udowodnienia; oraz Vulcanus - anioł kradnący w piekle pieniądze na jakiś podejrzany cel. Jak już wspominałem, wszystkie postaci są naprawdę ciekawe, każda ma swoje przemyślenia (czy urojenia), krótko mówiąc - dobry skład. Sama fabuła zaś jest naprawdę solidnie przygotowana; jest bardziej dojrzała, niż w poprzednich odsłonach cyklu, stanowi ponurą satyrę na naszą rzeczywistość (wojny, polityka, skorumpowane rządy), momentami jest też naprawdę śmiesznie (a mnie rzadko zdarza się śmiać do telewizora). Podsumowując, fabularnie czwórka ustępuje tylko nieznacznie jedynce (nie ma tej świeżości), jednakże sam zarys jest lepszy, ciekawszy. Można by rzec, że Disgaea jest jak wino; im starsza, tym lepsza :) A że przy tym lekko (naprawdę odrobinkę) zalatuje stęchlizną...
"Sardynki nie zawsze są tym, na co wyglądają"
Skoro pierdoły mamy opisane, czas przyjrzeć się zmianom w samej mechanice gry. Ofkoz, nie ma mowy o żadnej rewolucji; w dalszym ciągu trenujemy nasze jednostki (ok. 20 klas ludzkich i tyleż samo potworków), po czym wystawiamy je do bitwy. Ameryki nie odkryję odsłaniając główne założenia gatunku s-rpg, więc nie będę się wysilał. Dość powiedzieć, że Disgaea 4 zawiera wszystko to, za co świat pokochał poprzednie części, podane w lepszej, udoskonalonej formie. Właśnie, formie. Bo pierwsze, co nam się rzuci w oczy po odpaleniu gry, to znaczący skok graficzny. A jakże! Normalnie szok. Poprawa jest naprawdę wyraźna; o ile w dalszym ciągu wydarzenia przedstawione są przy pomocy na wpół-statycznych obrazków (jakaś tam animacja jest), a tła nie różnią się specjalnie od tych z poprzedniczek, tak już główni bohaterowie gry (znaczy wszelkiej maści sprite'y postaci) są przedstawieni naprawdę rewelacyjnie. Niby zachowano ten sam design, jednakże różnicę w jakości widać gołym okiem. Dość powiedzieć, że nawet na zbliżeniach nie widać żadnych ziarenek (widać za to np. świetne narysowane cienie). Podobnie rzecz się ma z uzbrojeniem (naturalnie), które przeszło solidny lifting; niektóre kosy prezentują się zaprawdę zacnie. Zmieniono też animacje specjali, co by dodać im spektakularności; niektóre są naprawdę powykręcane. Tereny bitew też są odrobinę bogatsze, gdyż tu i ówdzie porozmieszczano rozmaite elementy, typu drzewa, nagrobki, skrzynie. Aha, warto dodać (nie, tak naprawdę nie warto...), że istnieje opcja grania z użyciem starych, rozpikselowanych modeli postaci. Ot, dla 'purystów' serii (heh, to chyba jakieś hasło reklamowe, które wszyscy powtarzają jak mantrę). Zresztą te archaiczne, zębate modele zostają w grze wyśmiane. Warstwa audio zawsze była mocną stroną serii; nie inaczej jest też tym razem. Część utworów pochodzi ze starszych odsłon (powraca sklepik z muzyką, w którym możemy dostosować ręcznie muzykę odgrywaną w danych sferach gry), nowe też są dobre lub bardzo dobre, oczywiście każda ważniejsza bitwa jest toczona przy akompaniamencie unikalnej melodii. Tradycyjnie mamy możliwość wyboru języka dialogów, które (też tradycyjnie) zostały zagrane i nagrane perfekcyjnie. Ale do tego NIS już nas zdążyło przyzwyczaić. Przy okazji, tworząc nową postać mamy także możliwość wyboru jej głosu (i stworzenia np. gadającego smoka).
"Nic nie jest stracone, dopóki sam z tego nie zrezygnujesz"
A teraz kwestie bardziej przyziemne. Wygrywając kolejne bitwy (a tych w głównym wątku jest ponad 60), odkrywamy nowy teren (czy też dosłowniej - podbijamy go), na nim z kolei rozmieszczamy nasze postaci oraz tzw. Evil Symbole. Chodzi o taki układ postaci na planszy, aby zapewnić im jak najlepsze bonusy (coś na wzór szkoły z części trzeciej); mianowicie sąsiadujące ludki mają zwiększoną szansę na atak razem, do tego dochodzi korzystanie ze zdolności innych postaci, wreszcie same Evil Symbole zapewniają bardzo różnorodne ulepszenia (zwiększają statystyki, zdobywane punkty, czy też otwierają zupełnie nowe możliwości taktyczne). Skoro zaś podbijamy świat, to nie obejdzie się bez odrobiny polityki. Standardowo mamy dostęp do mrocznego Senatu, w którym możemy przepychać (łapówkami bądź siłowo) rozmaite ustawy, ułatwiając sobie drogę do celu (zmiana poziomu przeciwników, bogatsza oferta sklepów, nowe klasy, mapy, takie tam). Możemy nawet przydzielić ministrów (bonusy oraz interakcja z innymi graczami - o tym za chwilę). Generalnie poprawiono wszystko, co było do poprawy w poprzednich częściach: potworki znacząco zyskały na wartości, gdyż mogą teraz posiadać aż 3 Evility (specjalne zdolności danej klasy), zwiększono efektywność (a i efektowność) Magichange (czasowa zamiana stwora w broń), dodano możliwość Fuzji dwóch kreatur w jedną gigantyczną (lepsze parametry, chodząc odpycha przeciwników, znacznie większy zasięg rażenia). Te 2 opcje (Fuzje oraz ulepszony, czy też 'grywalny' Magichange) wprowadzają chyba najwięcej zmian do mechaniki walki, gdyż przy odpowiednim kombinowaniu można drastycznie zwiększyć nasze możliwości. Pojmując wrogiego stworka, możemy najpierw go potorturować, aby wyciągnąć informacje na temat ukrytego skarbu. Możemy skracać animacje specjali bezpośrednio przed atakiem. Dalej, broniąca się postać zasłania własnym ciałem towarzyszy (trochę taktyki). Powraca też możliwość zostania legalnym piratem - budujemy własny statek, kompletujemy załogę, po czym wyruszamy w głąb przedmiotów (ulepszonych uprzednio przy pomocy Item Word) celem zdobycia nowych skarbów i pokonania nowych rezydentów (zwiększają statsy przedmiotu). Przemierzając Item Word mamy możliwość wyboru jednej z dwu ścieżek, zwiększając tym samym poziom przedmiotu lub też wzmacniając jego rezydentów. Oprócz wszystkich miejsc do pakowania, oddano nam do dyspozycji edytor map (można nawet zmienić wygląd naszej bazy), które następnie można udostępnić innym graczom w sieci. Interakcja z innymi graczami to także wystąpienia w Senacie (można nawet zgarnąć łapówkę), pomoc w trakcie bitew, oraz ataki na obcy Item World. Niestety w żadnym z tych wypadków nie będziemy uczestniczyć osobiście. Jedyna, prawdziwsza interakcja to pojedynki naszych piratów, choć i tu walczymy przeciwko ustawionemu uprzednio modelowi sztucznej inteligencji; za zwycięstwa zdobywamy punkty na zakup części do edytora (a także pozycję w rankingu i szacun na mieście). Fanatykom ułatwiono kolekcjonowanie wszystkiego w grze (można przejrzeć listę). I na koniec, po przejściu głównego wątku (kilka różnych zakończeń), możemy się pobawić w wymiarze X (hardcore'owe wersje podstawowych map), wziąć udział w serii dziwnych wydarzeń związanych postaciami z innych uniwersum (czyli standardowe klepanie miski największym bossom wszystkich światów :), czy też wybrać się do osławionego Land of Carnage. Uff... naprawdę jest co robić, i to przez długie godziny. Krótko mówiąc: najlepsza (choć siłą rzeczy już nie tak oryginalna) odsłona Disgaea do tej pory.
Plus:
+ mega (giga, omega, tera) grywalność
+ ciekawa, dojrzalsza fabuła i dobry humor
+ świetne sprite'y postaci
+ genialna muzyka
+ cała masa usprawnień
+ wciąga jak bagno
+ rozgrywka na grubo ponad 100h
Minus:
- mała interakcja online
- hmm...
- ...no oprócz postaci, to grafika d... nie urywa ;)
Moja ocena: 5/5
Obrazki z gry:
Dodane: 11.08.2012, zmiany: 21.11.2013