Warriors Orochi 3Musou Orochi 2 (JAP) |
|
Wydania |
2011() 2012() |
Ogólnie
|
Kolejna (6?7? 8? jakoś tak) odsłona serii - nawalanka w pseudo-historycznych klimatach Dalekiego Wschodu z drobnymi elementami rpg.
|
Widok
|
TPP
|
Walka
|
czas rzeczywisty
|
Recenzje |
Żeby nie zbaczać jednak z tematu, zajmijmy się fabułą nowych Warriors'ów. Akcja dzieje się kilka lat po wydarzeniach z poprzedniczki (co, rzecz jasna, nie ma żadnego wpływu na cokolwiek ;). Trójka naszych głównych bohaterów (mamy teraz jedną, wspólną kampanię bez podziału na frakcje) toczy właśnie beznadziejny bój z ośmiogłową hydrą, która pojawiła się ni stąd, ni zowąd. Potwór zdążył już zniszczyć pół świata i pozabijać większość herosów. Nasza trójka, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, postanawia czmychnąć czym prędzej z pola bitwy, co jednak nie jest takie proste. I tu z pomocą przychodzi nam niewiasta z mistycznego królestwa, Kaguya. Błyska nam światłem po oczach i przenosi w inne miejsce. Okazuje się, że laska ma moc wchodzenia w umysły i wspomnienia ludzi i w ten sposób wpływania na rzeczywistość (mówiąc wprost, pozwala nam cofnąć się w czasie). W konsekwencji dostajemy drugą szansę walki z hydrą, wpierw jednak musimy uratować i zgromadzić odpowiednio silną ekipę. O ile sam pomysł może wydawać się 'ciutek' naiwny, tak całość została bardzo zgrabnie podana i stanowi ciekawą alternatywę dla oklepanych standardów, a przede wszystkim spełnia swe zadanie. Koniec końców oczywiście przyjdzie nam po raz kolejny rozprawić się z oślizgłym Orochi'm (sądząc po tytule, to chyba nie jest spojler) i uratować świat od zagłady.
Co do samej rozgrywki, to ta nie zmieniła się zbytnio (szok) od czasów poprzedniczki. Nadal każdorazowo wybieramy trójkę postaci i toczymy bitwy przy użyciu mieczy, włóczni, toporów, łuków, fletów, gitar i gigantycznych lodów w waflu (opcjonalnie). Do naszej dyspozycji oddano imponujący zestaw ok. 130 wojowników, z których większość pochodzi z którejś z serii składowych (Dynasty / Samurai), część jest oryginalna, pojawiają się też goście z innych gier (popularny ostatnio zabieg), np. Ryu i Ayane z DoA / Ninja Gaiden, Achilles, Joanna D'Arc. Do pełni szczęścia brakuje tylko Kratosa z GoW, czy też Nariko (albo lepiej Kai) z Heavenly Sword, ale może przy okazji części czwartej... Jak już wspomniałem, mamy jedną kampanię (a więc teoretycznie bardziej dopracowaną), na którą składa się ok. 30 głównych bitew. Część z nich możemy przejść ponownie na inny sposób, po spełnieniu określonych warunków, co daje dostęp do nowych postaci. Przykładowo jakiś ważny generał ginie w bitwie; po jej ukończeniu z rozmowy w obozie dowiadujemy się, że posiłki nie dotarły na czas, co przełożyło się na rzeczony zgon. Cofamy się zatem w przeszłość by osobiście zapewnić wsparciu bezpieczną drogę, a następnie rozgrywamy jeszcze raz tą samą batalię, tym razem jednak bez żadnych przykrych niespodzianek. Pomysł naprawdę fajny i szkoda, że nie ma więcej takich misji. Zestawu dopełnia kolejne 30 dodatkowych, luźnych potyczek, w których zwykle konkretna grupa bohaterów wyrusza na poszukiwanie jakiejś ważniejszej osobistości. Całość zamyka się w liczbie 70 różnych bitew (przy czterech poziomach trudności), a więc ciut więcej niż w 'dwójce', długich średnio na 15-20 minut każda - łatwo wyliczyć sobie czas potrzebny na ukończenie gry. Chociaż misje generalnie sprowadzają się do bicia wszystkiego, co czerwone na planszy (to nie komuchy - takim kolorem oznaczeni są przeciwnicy), to jednak gra stara się urozmaicać nam zabawę ciągle podrzucając jakieś zadania (eskorta inżynierów, wyważenie bramy taranem, przekradnięcie się za szyki wroga czy zwykły pościg). Prawdę powiedziawszy, gra zostawia spory niedosyt po przejściu, gdyż kampania kończy się stosunkowo szybko i zaczyna brakować okazji do wypróbowania każdej z postaci. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by powtarzać je na innych poziomach trudności, gra wręcz zachęca nas do tego, mimo wszystko chciałoby się więcej. Ale to chyba dobrze świadczy o grywalności tytułu.
Skoro o grywalności mowa, jako że mamy do czynienia raczej ze slasherem niż z rpg, to walka musi stać na naprawdę wysokim poziomie. I tak też jest. Setki postaci (no dobra, trochę przesadzam), dziesiątki różnorodnych broni (każda postać używa jednego typu, ale posiada pięć jego odmian; i tak zwykłe ostrze na kiju z czasem zamienimy na włócznię z rzeźbioną głową smoka i przyozdobioną piórami; są też bronie dodatkowe jak elektryczna gitara w roli topora czy kij bejsbolowy). Nasi wojownicy opisani są kilkoma zaledwie podstawowymi parametrami (ale to i tak więcej, niż w FFXIII), ponadto każdy ma odmienny garnitur ciosów, combosów i technik specjalnych (choć podobieństwa się zdarzają, ale przy tej ilości postaci to nieuniknione). Postaci dzielą się na 4 kategorie: Power, Speed, Technique, oraz nowa kategoria Wonder; każda o nieco odmiennej charakterystyce. Są też relacje pomiędzy konkretnymi osobami; walcząc razem postaci nabijają wskaźnik wzajemnej zażyłości, co może skutkować atakiem ze strony kompana, gdy zrobi się zbyt gorąco. Więzi te możemy też wzmacniać wystawiając w naszym obozie przyjęcia za zarobione pieniążki. Obóz to kolejna zmiana w grze; choć niewielka, to przybliża ją do bardziej tradycyjnego rpg, mamy w nim m.in. sklepikarza z bronią, możemy też sobie uciąć z kimś pogawędkę. Ponadto zaserwowano nam pewną namiastkę ekwipunku, co pozwala (oprócz ładowanych w bronie efektów) na swoistą kustomizację naszych wojaków.
W kwestii oprawy, gra charakteryzuje się genialnym wręcz designem postaci, dbałość o detale powala na kolana, niestety dotyczy to w zasadzie tylko grupy 130 głównych postaci. Cała reszta bezimiennych przeciwników to jednokształtna masa mięsa armatniego; przyzwoicie wykonana, ale daleko jej do poziomu naszych herosów (ale przy tej ilości mięsa na ekranie trudno wymagać więcej). Otoczenie pozostawia trochę do życzenia i momentami sprawia wrażenie ciut sterylnego; jest co prawda bez porównania bogatsze od dwójki (wszędzie jakieś drzewa, płoty, chałupy i machiny oblężnicze), tekstury też są pierwszej jakości, ale do ideału jeszcze trochę brakuje i wątpię, by ktoś wstrzymał swego wierzchowca w trakcie gry po to, by podziwiać krajobraz (ale kto normalny podziwia uroki przyrody, gdy wokół wre walka). Największym minusem otoczenia jest jego małe zróżnicowanie i ponury klimat (w bitwach głównej osi fabularnej); niewiele jest pogodnych aren, ze srebrzystymi strumykami i zielonymi lasami; góruje mroczny, wulkaniczny krajobraz, ale też taki jest obraz świata zniszczonego przez hydrę. Efekty specjalne są dosyć nierówne, np. taki ogień przy wybuchach czy pożarach wygląda zawodowo, jednakże ataki tym żywiołem zaledwie 'podświetlają' przeciwnika kolorową otoczką (w poprzedniczce wrogowie płonęli). Podobny efekt podświetlenia broni (całkiem efektowny) towarzyszy power-up'om znajdowanym na planszy (niczym w oldschoolowych chodzonych bijatykach). Osobiście brakuje mi też krwi i urywanych kończyn ;), żeby nie powiedzieć większego realizmu, no ale to taki rodzaj gry i trzeba to zaakceptować. Wypada jeszcze wspomnieć o świetnej animacji postaci, np. taka Himiko rusza się z takim wdziękiem, że aż chce się patrzeć na same jej podrygiwania. Twórcom udało się w ten sposób idealnie odwzorować charakter młodziutkiej, niewinnej istotki, co niewątpliwie jest zasługą współpracy z mistrzami w kwestii animacji, czyli grupą Tecmo.
Warstwę audio trudno mi oceniać, gdyż gra nie została zdubbingowana w żadnym ludzkim języku (chyba, że coś się zmieniło). Z pewnością znajdą się tacy, dla których oryginalne dialogi będą stanowić zaletę, ale ja się do nich nie zaliczam. Tym bardziej, że w trakcie gry trudno jednocześnie okładać przeciwnika i czytać napisy relacjonujące sytuację na polu bitwy. Jeśli zaś chodzi o muzykę, to ta jest bardzo dobra i dopasowana do charakteru gry; część utworów pochodzi z innych odsłon serii KOEI, do pełni szczęścia brakuje mi tylko genialnej nuty Optic Line z dwójki. Efekty dźwiękowe są bardzo przyzwoite, aczkolwiek (z oczywistych względów) uderzenia brzmią raczej filmowo, niż realistycznie (żadnych tam gruchotanych kości czy plusków juchy). Zadbano natomiast o takie detale, jak choćby odgłos dzwoneczków, gdy posiadająca je postać jest w ruchu.
Podsumowując, trzecia odsłona Orochi stanowi bardzo przyjemny kawałek softu, z wciągającą rozgrywką, bardzo rozbudowanym, ale przystępnym i rajcownym systemem walki, genialnym designem i wykonaniem postaci bohaterów. Bogactwo możliwości i dodatków, dla maniaków jest galeria z tapetami, filmikami, można też przeczytać streszczenie fabuły poprzednich odsłon cyklu. Dalej opcja gry dla dwóch osób (off lub online), wreszcie możliwość modyfikowania (choć w dość ograniczonym zakresie) bitew i udostępniania ich innym. Ktoś mógłby powiedzieć, że to ciągle ta sama gra, że nic się nie zmieniło, że każda część gry z Warriors w nazwie nie różni się praktycznie niczym od poprzedniczki. Cóż, jest w tym trochę racji, ale nie zmienia to faktu, że ta gra po prostu wciąga, a już na pewno nie zawodzi. Tytuł zarówno dla fanów którejkolwiek z sag KOEI, miłośników kultury i historii Wschodu (mamy tu wszystkich legendarnych wojowników Azji) jak i dla tych, którzy po prostu cenią sobie dobrą akcję bardziej niż zawiłości fabuły. Jeśli zaliczasz się do którejś z tych grup - śmiało atakuj.
P.S. W ramach DLC gra oferuje dodatkowe bitwy oraz kostiumy i bronie.
Plusy:
+ przyjemny i rozbudowany system walki
+ rewelacyjny design postaci
+ bogactwo dodatków (postaci, bronie, kostiumy, tapety)
+ momentami fajny humor
+ chciałoby się więcej (bitew)
Minusy:
- brak angielskiego dubbingu
- wyraźny i dokuczliwy pop-up
- fabuła zaledwie przyzwoita
- płytkie dialogi
- przydałoby się więcej (bitew)
Moja ocena: 4 / 5
Obrazki z gry:
Dodane: 20.11.2012, zmiany: 21.11.2013