Kingdom of ParadiseKey of Heaven (EU)Tenchi no Mon (JAP) |
|
Wydania |
2005() 2005() |
Ogólnie
|
Jeden z pierwszych tytułów wydanych na PSP. Action rpg z akcją przypominającą chodzoną bijatykę w klimatach średniowiecznej Japonii.
|
Widok
|
tpp/boczny
|
Walka
|
czas rzeczywisty
|
Recenzje |
Kingdom of Paradise/Key of Heaven ukazał się jako jedna z pierwszych gier na PSP i doczekał całkiem sporej liczby fanów. Jest dość specyficznym japońskim action rpg, w którym walka przypomina bardziej znane z automatów stare chodzone bijatyki niż tradycyjne uproszczone zręcznościówki w stylu Zeld czy Ys'ów.
Fabuła jest niezła, ale ma kilka minusów. Kontynent (czy raczej wyspa) Ouka, podzielony jest na pięć rewirów: Seiryu, Genbu, Byakko, Suzaku i Kirin, którym patronują szkoły sztuk walki. Shinbu, główny bohater, zarabia jako ochroniarz po tym, gdy lata wcześniej został wyrzucony ze szkoły Seiryu. Powracając do swojej wioski spotyka Sui Lin, jak się okazuje, ostatnią z klanu Seiryu po tym, jak klan został niespodziewanie napadnięty i wybity. Okazuje się, że celem najeźdźców był klanowy miecz. Oczywiście Shinbu decyduje się wplątać w całą drakę.
Gra jest krótka - nawet bardzo - spokojnie kończy się ją w mniej niż 15 godzin. Odbiór historii (przynajmniej dla mnie) komplikuje fakt ciężkich do zapamiętania imion (są podobne do siebie i mało przyjazne dla przeciętnego europejczyka - jak Sui Lin, Lu Yan, Yok Xiu, Li Yin, Xiuk Yu) - akurat gdy w końcu zacząłem dobrze kojarzyć postacie, bez ciągłego zastanawiania się o kim mowa, zmierzałem w stronę ostatniej bitwy. Na minus warstwie fabularnej zaliczyć niestety trzeba kilka przypadków, gdy gracz musi zgadywać, co się stało, bo rozmowa prowadzona przez głównego bohatera nie została pokazana (np w pewnym momencie nie wiadomo co się stało z towarzyszącą nam do tej pory Sui Lin, dopiero po jakimś czasie bohater wyjaśnia spotkanemu przyjacielowi, że zdecydował się ją zostawić w świątyni dla jej bezpieczeństwa), poza tym momentami zupełnie nie wiadomo gdzie iść - czy raczej gracz wie, gdzie chciałby pójść, ale okazuje się, że bez kilku rozmów przeprowadzonych w różnych częściach świata, w sumie bez wpływu na fabułę, nie odblokuje się wydarzenie fabularne w lokacji na którą wszystko wskazuje jako na cel Shinbu.
Sama rozgrywka, jak już wspomniałem, jest mocno bijatykowa. Do swojej dyspozycji gracz ma około setki kenpu - pojedynczych ciosów (pojedynczych w teorii, w praktyce jedno kempu potrafi tworzyć dość duże kombo). Odpowiednio dobrane serie kenpu tworzą bugei, będące zapisami kombinacji ciosów. Bugei z zasady są specjalizowane dla danej szkoły, choć istnieją także "wolne", pozwalające na dowolne układanie serii kenpu. Po wybraniu utworzonego wcześniej bugei graczowi nie pozostaje nic innego, jak tylko wciskać atak i oglądać cuda wyprawiane przez Shinbu. Do tego dochodzą sztuki chi - po jednej dla każdej szkoły, tradycyjna magia zadająca obrażenia wszystkim przeciwnikom w pewnym promieniu od Shinbu (w zależności od levelu magii, zdobywane są one przez częste używanie ataków chi danej szkoły) - na najwyższym, trzecim poziomie atak chi z dużym prawdopodobieństwem zabije wszystko, co się rusza na ekranie, a że gracz nie musi się ograniczać z czarami (wystarczy się "podładować" i można rzucać kolejny), poziom trudności siłą rzeczy staje się dość niski.
Graficznie Kingdom of Paradise prezentuje się bardzo dobrze, zwłaszcza jak na grę z 2005 roku. Kamera zawieszona jest na sztywno, w taki sposób, że najczęściej akcję oglądamy "od boku", jednak dzięki temu mamy w grze kilka naprawdę spektakularnych widoków. W trakcie (bardzo przyjemnie dubbingowanych) scenek fabularnych używane są dokładniejsze modele postaci, ogląda się to ze sporą przyjemnością, duży plus. Warto zwrócić uwagę na rewelayjnie rozwiązaną graficznie walkę z latającym bossem - sama radość. Jest też minus - bardziej oddalone postacie (w "tle") znikają, co przez długi czas mocno mnie drażniło.
Jak całość sprawdza się "w praniu"? Średnio, szczerze mówiąc. Ataki chi dramatycznie zmniejszają poziom trudności, owszem, można ich nie używać, ale wtedy system walki pokazuje swoje liczne minusy - gdy rozpoczniemy bugei, nie można go przerwać przed końcem aktualnie wykonywanego kenpu - bardzo taka możliwość by się przydała, choćby w celu uniknięcia lecącego w Shinbu ciosu. Brak jest możliwości parowania czy jakiegoś szybkiego uniku, a trafiony bohater nie ma możliwości przerwać kombosa przeciwnika. Przyjemność z grania psuły mi też bardzo szybko znikające przedmioty pozostawione przez pokonanych oponentów, po każdym starciu Shinbu spędza dwie sekundy na chowaniu miecza, co nieraz wystarczy, by nie dobiec do leżącego kilka kroków dalej kenpu. Do tego dodać jeszcze należy naprawdę duuuuużo chodzenia, bardzo często okazuje się, że kolejny cel znajduje się na przeciwnym krańcu wyspy, co nawet uwzględniając statki jako pewnego rodzaju skrót (ale do/z portów też trzeba kawał dojść), bywa męczące. Z ciekawości raz zmierzyłem, jak długo idzie się do przywódcy jednej ze szkół, od bramy wejściowej idąc w linii prostej (po przejściu już olbrzymiego miasta na wodzie - bardzo ładnego, swoją drogą) - wynik to ponad minuta ciągłego wychylania gałki w lewo...
Po zakończeniu Kingdom of Paradise mam mieszane uczucia. Gra pełna jest ciekawych i nowatorskich pomysłów, jednak ich wykonanie jest jakieś takie... pozbawione głębi. Na pewno wpływa też na to niewielka długość gry. Przetestować na pewno warto, choć nie oszukujmy się, istnieje masa lepszych gier.
Moja ocena: 3/5
Fabuła jest niezła, ale ma kilka minusów. Kontynent (czy raczej wyspa) Ouka, podzielony jest na pięć rewirów: Seiryu, Genbu, Byakko, Suzaku i Kirin, którym patronują szkoły sztuk walki. Shinbu, główny bohater, zarabia jako ochroniarz po tym, gdy lata wcześniej został wyrzucony ze szkoły Seiryu. Powracając do swojej wioski spotyka Sui Lin, jak się okazuje, ostatnią z klanu Seiryu po tym, jak klan został niespodziewanie napadnięty i wybity. Okazuje się, że celem najeźdźców był klanowy miecz. Oczywiście Shinbu decyduje się wplątać w całą drakę.
Gra jest krótka - nawet bardzo - spokojnie kończy się ją w mniej niż 15 godzin. Odbiór historii (przynajmniej dla mnie) komplikuje fakt ciężkich do zapamiętania imion (są podobne do siebie i mało przyjazne dla przeciętnego europejczyka - jak Sui Lin, Lu Yan, Yok Xiu, Li Yin, Xiuk Yu) - akurat gdy w końcu zacząłem dobrze kojarzyć postacie, bez ciągłego zastanawiania się o kim mowa, zmierzałem w stronę ostatniej bitwy. Na minus warstwie fabularnej zaliczyć niestety trzeba kilka przypadków, gdy gracz musi zgadywać, co się stało, bo rozmowa prowadzona przez głównego bohatera nie została pokazana (np w pewnym momencie nie wiadomo co się stało z towarzyszącą nam do tej pory Sui Lin, dopiero po jakimś czasie bohater wyjaśnia spotkanemu przyjacielowi, że zdecydował się ją zostawić w świątyni dla jej bezpieczeństwa), poza tym momentami zupełnie nie wiadomo gdzie iść - czy raczej gracz wie, gdzie chciałby pójść, ale okazuje się, że bez kilku rozmów przeprowadzonych w różnych częściach świata, w sumie bez wpływu na fabułę, nie odblokuje się wydarzenie fabularne w lokacji na którą wszystko wskazuje jako na cel Shinbu.
Sama rozgrywka, jak już wspomniałem, jest mocno bijatykowa. Do swojej dyspozycji gracz ma około setki kenpu - pojedynczych ciosów (pojedynczych w teorii, w praktyce jedno kempu potrafi tworzyć dość duże kombo). Odpowiednio dobrane serie kenpu tworzą bugei, będące zapisami kombinacji ciosów. Bugei z zasady są specjalizowane dla danej szkoły, choć istnieją także "wolne", pozwalające na dowolne układanie serii kenpu. Po wybraniu utworzonego wcześniej bugei graczowi nie pozostaje nic innego, jak tylko wciskać atak i oglądać cuda wyprawiane przez Shinbu. Do tego dochodzą sztuki chi - po jednej dla każdej szkoły, tradycyjna magia zadająca obrażenia wszystkim przeciwnikom w pewnym promieniu od Shinbu (w zależności od levelu magii, zdobywane są one przez częste używanie ataków chi danej szkoły) - na najwyższym, trzecim poziomie atak chi z dużym prawdopodobieństwem zabije wszystko, co się rusza na ekranie, a że gracz nie musi się ograniczać z czarami (wystarczy się "podładować" i można rzucać kolejny), poziom trudności siłą rzeczy staje się dość niski.
Graficznie Kingdom of Paradise prezentuje się bardzo dobrze, zwłaszcza jak na grę z 2005 roku. Kamera zawieszona jest na sztywno, w taki sposób, że najczęściej akcję oglądamy "od boku", jednak dzięki temu mamy w grze kilka naprawdę spektakularnych widoków. W trakcie (bardzo przyjemnie dubbingowanych) scenek fabularnych używane są dokładniejsze modele postaci, ogląda się to ze sporą przyjemnością, duży plus. Warto zwrócić uwagę na rewelayjnie rozwiązaną graficznie walkę z latającym bossem - sama radość. Jest też minus - bardziej oddalone postacie (w "tle") znikają, co przez długi czas mocno mnie drażniło.
Jak całość sprawdza się "w praniu"? Średnio, szczerze mówiąc. Ataki chi dramatycznie zmniejszają poziom trudności, owszem, można ich nie używać, ale wtedy system walki pokazuje swoje liczne minusy - gdy rozpoczniemy bugei, nie można go przerwać przed końcem aktualnie wykonywanego kenpu - bardzo taka możliwość by się przydała, choćby w celu uniknięcia lecącego w Shinbu ciosu. Brak jest możliwości parowania czy jakiegoś szybkiego uniku, a trafiony bohater nie ma możliwości przerwać kombosa przeciwnika. Przyjemność z grania psuły mi też bardzo szybko znikające przedmioty pozostawione przez pokonanych oponentów, po każdym starciu Shinbu spędza dwie sekundy na chowaniu miecza, co nieraz wystarczy, by nie dobiec do leżącego kilka kroków dalej kenpu. Do tego dodać jeszcze należy naprawdę duuuuużo chodzenia, bardzo często okazuje się, że kolejny cel znajduje się na przeciwnym krańcu wyspy, co nawet uwzględniając statki jako pewnego rodzaju skrót (ale do/z portów też trzeba kawał dojść), bywa męczące. Z ciekawości raz zmierzyłem, jak długo idzie się do przywódcy jednej ze szkół, od bramy wejściowej idąc w linii prostej (po przejściu już olbrzymiego miasta na wodzie - bardzo ładnego, swoją drogą) - wynik to ponad minuta ciągłego wychylania gałki w lewo...
Po zakończeniu Kingdom of Paradise mam mieszane uczucia. Gra pełna jest ciekawych i nowatorskich pomysłów, jednak ich wykonanie jest jakieś takie... pozbawione głębi. Na pewno wpływa też na to niewielka długość gry. Przetestować na pewno warto, choć nie oszukujmy się, istnieje masa lepszych gier.
Moja ocena: 3/5
Obrazki z gry:
Dodane: 19.06.2009, zmiany: 21.11.2013