Star Ocean: First DepartureStar Ocean: The First Departure (JAP) |
|
Wydania |
2007() 2008() |
Ogólnie
|
Remake snesowego przeboju, który Japonii nie opuścił, ale i tak dzięki fanom sporo namieszał w środowisku emulującej braci. Tym razem - oficjalnie po angielsku na PSP.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
czas rzeczywisty
|
Recenzje |
Krótka piłka. Remake - pierwsze skojarzenie: odgrzany kotlet, który rzadko wnosi jakieś istotne zmiany, nie wiem czemu jeśli chodzi o firmy które przodują w tego typu posunięciach na myśli przychodzi mi Square Enix. Czasami mocno odświerzy grę w stosunku do pierwowzoru pod względem graficznym, lecz nie wprowadzi żadnych innych znaczących zmian (przykład Final Fantasy I na PSP w porównaniu z wersją NESowską). Lecz SE lubi też zrobić taki remake który wprowadza... nic :) - np. niedawno wydany Chrono Tigger na NDS. No dobra, gra dostała kilka dodatkowych rzeczy, lecz jest ich żałośnie mało. A jaka jest ulubiona, remake'owa platforma twórców? Rzecz jasna PlayStation Portable. Co by nie mówić, na tą konsolę wyszło naprawdę wiele odgrzewanych kotletów, lepsze i gorsze, wprowadzające mniej i więcej zmian. Niedawno Square Enix postanowiło odświerzyć również swój hit ze SNESa, mianowicie Star Ocean. Od razu mówię, moja pierwsza styczność z ową serią była właśnie na PSP. Wcześniej praktycznie nic o grze nie słyszałem. Gdy w końcu dostałem w łapki Star Ocean: First Departure gra jednym słowem... odrzuciła mnie ;). Sam nie wiem czemu, potem dłuuugo leżała na półce, aż w końcu za namową Desty postanowiłem spróbować jeszcze raz. I było warto.
Akt II - Fabuła
Wszystko rozpoczyna się, gdy poznajemy naszego bohatera wraz z przyjaciółmi w jego rodzinnej wiosce. Roddick, bo tak mu na imię, żyje sobie spokojnie w Kartosie, nie przejmując się za bardzo niczym. Czasami jak napadną złodzieje, wraz z Millie i Dornem szybko się ich pozbędzie. Jednak wszystko jest tak sielankowe do czasu. Pewnego dnia do wioski dociera wiadomość, jako że niby w innej miejscowości panuje dziwna choroba. By dowiedzieć się dokładnie o co chodzi na zwiady wyrusza ojciec Millie. Jednak nie wraca, zamiast tego dociera list który przyleciał wraz z gołebiem. Napisane jest w nim, by pod żadnym pozorem nie wracać do tamtego miejsca, jednak co by to byli bohaterowie gdyby posłuchali słów jakiegoś ojca :D. Rzecz jasna wyruszają by dowiedzieć się, że w owym mieście szaleje wirus, który zamienia ludzi w kamienne posągi. Taki właśnie jest zarys historii opisanej w Star Ocean: First Departure. Jest to jednak zarazem niepozorny początek naprawdę wielkiej przygody.
Akt III - Grafika & Muzyka
Nigdy nie widziałem oryginalnego, SNESowego Star Ocean w akcji, lecz jak porównywałem screeny to widać że jeśli chodzi o grafike nastąpił skok jakościowy. Ci co grali pewnie pamiętają, grafika 2D, postacie po których praktycznie płci nie dało się określić (po artworkach też raczej nie, przynajmniej tyle zaobserwowałem z obrazków). Zaś jeśli chodzi o PSP to przede wszystkim rzuca się w oczy to, iż SE postanowiło wprowadzić tło w trójwymiarze, zaś całą resztę (postacie, przeciwnicy itd.) pozostawić w 2D. Inną sprawą jednak są efekty specjalne, które, przynajmniej w moim przypadku, czasami potrafiły zakłuć w oko. Szczególnie mówię tu o efektach, które możemy zobaczyć przy okazji potężniejszych zaklęć, np. jedno z nich pokazuje zachmurzone niebo z błyskawicami, które wyglądają wręcz okropnie. Pioruny są płaskie, nieruchome, co skutkuje tym że nie wygląda to wszystko na konsolę pokroju PSP. Jednak w remake'u Star Ocean SE nie zapomniało o cut-scenkach, które są zrobione w stylu seriali Anime. Niestety, mało co ich zobaczymy, gdyż ich ilość możemy zliczyć na palcach dwóch rąk (bodajże dokładnie dziesięć ich jest, mogę się machnąć o jedną czy dwie). Spójrzmy jednak na grę od strony dźwięków. Co od razu rzuca się w 'uszy'? Prześwietnie dobrane głosy postaci, za to gra ma u mnie przewielkiego plusa :). Szczególnie do gustu przypadł mi głos panny Ilii, ale to tak swoją drogą :D.
Akt IV - Gameplay
Pod wieloma względami, Star Ocean: First Departure nie różni się bardziej od innych jRPGów. No co? Mamy główny wątek fabularny, który w większości jest bardzo liniowy. Mamy kilka współczynników, punkty doświadczenia, poziomy etc etc... Lecz mimo tego, nie zabrakło rozwiązań które rzadko można spotkać, m.in. chodzi mi o specjalne umiejętności (jak zwą je starzy wyjadacze, perki?), które każda postać ma takie same, lecz najpierw by je miała musi je kupić w sklepie (kupujemy je w tzw. paczkach po kilka perków w każdej), zaś każdy z tych skillów posiada dziesięć poziomów. Poziomy podnosimy za specjalne punkty, które zdobywamy wraz z awansem. Jednak to nie wszystko jeśli chodzi o owe "perki", są też umiejętności specjalne, które uaktywniają się po podniesieniu kilku podstawowych na odpowiedni poziom. Dodam również, że w danej chwili, dana postać może mieć tylko aktywnego jednego specjalnego skilla. Są one naprawdę różne, m.in. znajdzie się taki który podnosi wartość doświadczenia którą zdobędziemy (notabene, jakoś nie zuważyłem by moje postacie zyskiwały więcej expa :)). Czas powiedzieć jednak trochę o esencji jRPGów - walkach. Podobnie jak w Final Fantasy, chodząc po lokacjach natrafiamy na losowe walki. Przenosi nas wtedy na specjalną arenę i rozpoczyna się bitwa. W jednej chwili możemy sterować tylko jedną postacią, reszta drużyny sterowana jest przez konsolę. Jednak jej IQ woła o pomstę do nieba... Nieraz zdarzało mi się że ginąłem, bo mag stał i kompletnie nic nie robił. Po co rzucić jakieś killerskie lub leczące zaklęcie, no po co? Niech się Orius pomęczy, na zdrowie mu wyjdzie :). Dobrze że nie zdarzało się tak jakoś nagminnie, lecz i tak w jakiś sposób potrafiło zirytować.
Akt V - Epilog
Podsumowując, Star Ocean: First Departure jest to jeden z tych remaków SE, który im wyszedł na dobre. Porządnie odświerzona grafika, cut-scenki na wysokim poziomie, tak samo voice-acting.
Plusy:
+ voice-acting
+ miłe dla oka lokacje
Minusy:
- IQ postaci sterowanych przez konsolę
- niektóre animacje zaklęć
Grafika: 4/5
Dźwięki: 5/5
Grywalność: 4/5
Ocena ogólna: 4-/5
W świecie gier niewiele jest przykładów udanego remake. Kilka ostatnich prób przywrócenia świetności starym, lecz ongiś świetnym seriom bądź pojedynczym tytułom spaliły na panewce. Na szczęcie sprawa z pierwszym Star Ocean przedstawia się zupełnie inaczej, mimo iż pierwowzór wydany ponad 10 lat temu jeszcze na konsolę SNES nigdy nie opuścił Japonii, przez co dla szerszego ogółu graczy był on raczej nieznany. Square Enix odświeżając serię dla potrzeb PSP nie mogło zapomnieć o jej zagubionym w mrokach dziejów pierwszym odcinku, więc w wyniku sprzyjających okoliczności na bazie wersji z Super Nintendo powstał właśnie Star Ocean: First Departure. Wzywam wszystkich miłośników części drugiej i trzeciej, radujcie się, bo Gwiezdny Ocean o nas nie zapomniał, wypełnijmy czas oczekiwania na czwartą edycję wyruszając w Pierwszą Podróż, wszak wszystko ma gdzieś swój początek Zobaczmy, co niezbadane jeszcze obszary Wszechświata dla nas kryją.
Wspominałem już, że oryginalny Star Ocean został wydany w połowie lat 90tych XX wieku, a remake fabularnie wiele się od niego nie różni. Fakt, w wersji PSP dodano dwie nowe postacie, Erys i Welch (fani SO3 powinni ją znać), lecz wiele to do historii nie wnosi, niemniej jednak jest to dobre posunięcie. Większość akcji rozgrywa się na planecie Roak, świecie na poziomie naszego średniowiecza, którego mieszkańcy zaczęli nagle ulegać petryfikacji z powodu pewnego wirusa. Trójka przyjaciół udaje się na Mt. Metorx po rzadkie zioła w nadziei, że okażą się skutecznym lekarstwem. Przypadkowo napotkani przedstawiciele Federacji Pangalaktycznej zabierają ich na swój statek (Calnus) gdzie uświadamiają im, że zbierane przez nich zielsko nic nie pomoże, trzeba znaleźć nosiciela wirusa, co wymaga jednak cofnięcia się 300 lat w przeszłość... Dekadę temu była to na pewno wyjątkowa i nowatorska fabuła, choć sposób jej prowadzenia nie odbiegał od uznawanych wtedy standardów, widać także po niej pewną fascynację serialem Star Trek. Dzisiaj historia ta straciła nieco ze swojego blasku, choć dalej nie można jej wiele zarzucić, nadal jest wystarczająco ciekawa by się nią zainteresować, niestety sposób jej prezentowania jest nieco przestarzały jak na obecne czasy. Odwiedzamy po prostu kolejne lokacje robiąc w nich to, co potrzeba by posunąć opowieść do przodu. W trakcie przygody możemy zwerbować 7 z 12 możliwych postaci, więc by poznać wszystkie musimy przejść grę przynajmniej 3 razy. To duże urozmaicenie, zważywszy na to, że całą rozgrywkę da się ukończyć w czasie poniżej 20 godzin zwłaszcza, że oprócz kilku miejsc jest ona do bólu liniowa.
Na potrzeby PSP zaprojektowano nowe środowisko graficzne, dzięki któremu gra naprawdę wyładniała, przynajmniej w stosunku do pierwowzoru. W lochach i miastach będziemy poruszać się po ślicznie zaprojektowanych dwuwymiarowych tłach z maksymalną liczbą szczegółów. Każde osiedle ma swój klimat i wygląda wspaniale. Pod tym względem zrobiono wszystko, co tylko można. Walki odbywają się na planszach 2.5D, które też są dosyć różnorodne, choć mogą wydawać się pustawe. Efekty zaklęć jak na PSP również wyglądają dobrze. Figurki głównych postaci zaprojektowano od nowa i są dosyć uszczegółowione, dorzucono też ładne popiersia postaci podczas dialogów. Pozostali NPC i pomniejsi przeciwnicy zostali przeniesieni ze snesowskiego SO w niezmienionej formie, co nie oznacza, że wyglądają źle. Niestety zgrzytem jest tu trójwymiarowa mapa świata, która jest po prostu brzydka oraz nazbyt uproszczona tak jak to miało miejsce w Tales of Eternia. Produkcja zawiera także znakomite wstawki anime, ale niestety jest ich stosunkowo mało. Ogólnie jednak, oprócz wspomnianej mapy świata oprawa graficzna jest na wysokim poziomie.
Udźwiękowienie gry prezentuje wysoki poziom wykonania, aczkolwiek nie zawiera niczego oryginalnego. Podczas rozgrywki słuchamy melodii takich jak na Snesie, nieco tylko poprawionych. Większość miast ma swoje podkreślające ich charakter motywy muzyczne. W porównaniu do tamtej wersji grę umilają nam mówione dialogi, a aktorzy podkładający głosy wykonali swoją pracę tak jak należy.
System walki nie różni się wiele od tego, co miłośnicy serii Star Ocean znają. W potyczce bierze udział czwórka postaci, z czego my w danym momencie kierujemy jedną, a resztą steruje AI w zależności od poleceń, jakie przypiszemy każdej z nich. Z reguły sprowadza się do tego by jak najszybciej wciskać przycisk ataku posiłkując sie przy okazji "specialami", które przypisujemy po jednym górnym "klawiszom" konsoli. Jest to krok wstecz w stosunku do oryginału, gdzie można było po dwa. Po polu bitwy poruszamy się w miarę swobodnie tak jak w SO2. Ekwipunek nie odbiega od tego, co znamy z innych RPG, więc nie ma co się rozpisywać. Rozwój postaci sam w sobie również przebiega standartowo, za to rozwój umiejętności pozostawiono w naszych rękach. Sposób ich nabywania to cecha szczególna tego tytułu. Umiejętności dzielą się jakby na cztery poziomy. Najniższy to skille, które są podstawowymi cegiełkami całego systemu. Rozwijamy je wydając punkty SP zdobywane co poziom. Następnie idą: specjalności składające się maksymalnie z 3-ch skillów; super-specjalności, czyli odpowiednie zespoły dwóch specjalności umożliwiające wykonywanie różnych działań całą drużyną, a także Talenty zwiększające skuteczność naszych umiejętności. Nie wymieniam nazw poszczególnych skillów czy specjalności, bo zajęłoby to zbyt dużo miejsca. Dzięki wyżej wymienionym umiejętnościom, korzystamy z Item Creation gdzie m.in. możemy tworzyć setki, jeśli nie tysiące różnorakich przedmiotów. Znakomita i wciągająca na długie godziny zabawa. Nabywamy też zdolności podnoszące naszą skuteczność w boju bądź po prostu ułatwiających życie podczas eksploracji kontynentów.
Z tego co pamiętam w starym Star Ocean poruszaliśmy się w systemie połączonych lokacji, co powodowało że odległości między miastami były naprawdę spore. W tu opisywanej produkcji wprowadzono mapę świata i jakimś cudem świat drastycznie zmalał. Ułatwia to znacznie rozgrywkę, lecz przy okazji znacznie ją skraca, co może być zarówno zaletą jak i wadą. Mimo to nawet biegiem postać porusza się wolno. Zarówno na mapie jak i w lokacjach wrogów nie widzimy, więc bardzo często dochodzi do losowych potyczek z czasem coraz bardziej irytujących. Kamera pokazuje wszystko w rzucie izometrycznym, a obracać nią możemy tylko na mapie świata. W mieście Tatroi mamy udostępnioną arenę gdzie trenując przy okazji zdobywamy cenne przedmioty, a także możemy zdobyć dodatkową postać. Gra na Snesie należała do trudnych, wersja PSP obniża poprzeczkę przez co rozgrywka jest stosunkowo łatwa. Tytuł ten można polecić również wielbicielom serii Tales of... ze względu na wiele podobieństw. Po jego przejściu możemy zmierzyć się jeszcze z dwoma dodatkowymi lochami. Zakończeń jest kilka w zależności od tego jak zżyty był główny bohater z poszczególnymi postaciami z drużyny, na co można wpływać wykonując tzw. Private Actions (PA) czyli oglądając krótkie scenki rodzajowe z ich udziałem.
Star Ocean: First Departure to przykład jak powinno być prawidłowo zrobione remake. Z jednej strony zachowano klimat oryginalnej gry, a z drugiej poprawiono, bądź usunięto wszystkie błędy wersji snesowskiej. Oprawa graficzna i dźwiękowa mieści się w dzisiejszych standardach, trochę gorzej z fabułą, lecz i tak każdy fan cyklu powinien ją poznać. Nie ustrzeżono się też rzecz jasna drobnych błędów, które mogą troszkę przeszkadzać, ale to nic poważnego. Tytuł ten polecam nie tylko zagorzałym fanom, lecz także każdemu kto gustuje w jRPG. Ocena +8/10. Nie jest może jakaś wyjątkowa produkcja, ale gra się lepiej niż w przereklamowane Crysis Core-Final Fantasy i jest też powód by wracać do niej ponownie.
Obrazki z gry:
Dodane: 12.12.2008, zmiany: 21.11.2013