SuikodenGenso Suikoden (JAP) |
|
Wydania |
1995() 1996() 2009() |
Ogólnie
|
Gra -legenda, dzięki ilości postaci, jaka może dołączyć do naszej drużynki- jest ich... ponad setka! Doczekała się wielu kontynuacji, a także po latach polskiego fanowskiego tłumaczenia.
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Klasyk od Konami
W erze 32 bitowych konsol siódmy Final Fantasy zdefiniował pojęcie "Rpg". Produkcja Square to kanon, który przyćmił wiele wcześniejszych tytułów. Suikoden, niepozorny produkt od Konami podzielił podobny los. Gra wyglądająca niemal jak na SNESie, bez spektakularnych wstawek filmowych. W swoich czasach Suikoden nie zdobył wielkiego poklasku. Mimo tego z biegiem lat uzyskał miano klasyka, a ceny używanych egzemplarzy poszybowały w górę. A jak jest w istocie? Czy zasłużenie po latach doceniono tą grę? Czy może jest to uwielbienie na wyrost?
Słabość widzę
Zacznę mniej typowo niż zwykle, bo od słabszych elementów gry. Pierwsze co rzuca się w oczy to oprawa graficzna. Jest to proste, ubrane w szaroburą tonację 2D. Nic z czym SNES by sobie nie poradził, śmiem stwierdzić że takie Star Ocean czy Chrono Trigger prezentują się lepiej niż gra na dużo potężniejszy przecież sprzęt. Za to animacja postaci jest lepsza niż w nintendowskich rpgach. No i oczywiście muszę wspomnieć o dynamicznych, aż sześcioosobowych starciach. Te pokazują pazur i w pewnym stopniu uzasadniają obecność Suikodena na PSXie. No są jeszcze mizerne wstawki filmowe, których równie dobrze mogłoby nie być. Pewnym czynnikiem łagodzącym jest rok wydania mianowicie 1996. Wtedy jeszcze pełna moc szarej maszynki nie została okiełznana, developerzy właściwie dopiero poznawali sprzęt. To jednak 2D moim zdaniem było głównym elementem który wpłynął na mniejszą popularność tegoż tytułu. W czasach wydania ma się rozumieć. Bo to były czasy fascynacji polygonalnym 3D, dwuwymiarowy rpg na poziomie SNESa nie mógł przyciągnąć typowego odbiorcy z tamtych czasów. Taka to brutalna zasada, która ma zastosowanie po dziś dzień. Czyli grafika ponad zawartość merytoczną, przykre ale prawdziwe. Na szczęście pod kątem muzycznym jest dobrze, ba nawet bardzo dobrze. Suikodenowe kompozycje są przyprawione orientalną nutą. W utworach można doszukać się inspiracji muzyką starochińską. Co zresztą jest uzasadnione, gdyż sama gra jest luźną adaptacją chińskich podań ludowych. Ścieżka dźwiękowa ma wiele świetnych utworów, ot choćby motyw ze starcia z Neclordem. Ost jest mocny i po dziś dzień, gdyż wyróżnia się oryginalnością.
Jako że piszę tę recenzję patrząc na przydatność do spożycia w dzisiejszych czasach, oprawa która była najwyżej przeciętna 15 lat temu, dzisiaj jest brzydka. Przykre, ale prawdziwe. Nawet na NDSie Suikoden trafiłby co najwyżej w środek listy piękności. O PSP, 3DSie czy nadchodzącym PSVita nawet nie wspominam. Suikoden wyszedł na PSN, ale jego klasę docenią tylko ludzie chowani w 32-bitowej a nawet w 16-bitowej erze. Czyli dziadki mocherowe jak ja:).
Rpg fabułą stoi
Grafika przeterminowana jest, ale akurat oprawa graficzna to moim skromnym zdaniem w rpgu drugorzędna sprawa. Wiele tytułów po dziś dzień jest grywalna pomimo przedpotopowej oprawy. Przykłady? Wspominany Chrono Trigger, Xenogears, Final Fantasy VI czy pierwszy Wild Arms. To przykłady pierwsze z brzegu. A można ich mnożyć w nieskończoność. A jak jest z Suikodenem? Tak samo, po dziś dzień gra się z wypiekami na twarzy. Fabuła nie jest specjalnie oryginalna. Jest to historia syna generała potężnego imperium, który na wskutek splotu zdarzeń dołącza do rebelii. Och, jak ja lubię intrygi polityczne:D. Ale to pewnie politologiczne skrzywienie zawodowe;). Są naprawdę dramatyczne wybory, jest zdrada. Historia do samego końca intryguje i ciekawi. Do tego postacie są po prostu rewelacyjne, ich losy pamięta się latami. Jeden z najwspanialszych duetów w historii gier czyli Flik i Victor to pierwszy przykład. Przyjaciele w doli i niedoli, z własnymi problemami i charakterem. Odessa, przywódczyni rebelii, Gremio jąkający się opiekun głównego bohatera, mający dwa oblicza Pahn, opiekuńcza Cleo czy strateg Mathiu. Ahh, piękne. Na samo wspomnienie kręci mi się łezka w oku. A przecież postaci w Suikodenie jak wiecie jest 108. Nawet dzisiaj ta liczba robi olbrzymie wrażenie. To była cecha wyróżniająca Suikodena z tłumu. Ponad setka zróżnicowanych postaci. Oczywiście nie wszyscy byli tak nakreśleni jak wymienieni wyżej, oraz niektórzy byli do siebie wizualnie podobni (choćby ekipa kowali). No i oczywiście nie wszyscy brali udział w bataliach. Jednak kilkadziesiąt postaci bitewnych przy 6 miejscach w drużynie daje mnóstwo możliwości konfiguracji.
Rpg systemem stoi
O nowum w formie 108 postaci do zwerbowania wspominałem w akapicie wyżej. Wiele z gwiazd przeznaczenia jest dobrze ukryte, samo zdobywanie wszystkich sojuszników jest dużym subquestem. Bo do przejścia gry posiadanie wszystkich nie jest konieczne. Ale w zgodzie z hasłem "Gotta catch them all";D człowiek stara się i próbuje złapać... zwerbować nowych członków ekipy. Opróćz dużej ilości charakterów Suikoden jest dosyć typowym jrpgiem. Starcia są losowe, nasza ekipa liczy do 6 aktywnych uczestników batalii. Wspomnieć muszę że loadingi są błyskawiczne, same walki dzięki opcji auto również. Po graniu w Suikodena powrót do naprzykład Final Fantasy VI czy VII i tamtego tempa walk to mordęga. Do klasycznych starć drużyny dochodzą pojedynki oraz bitwy. Opierają się one z grubsza na zasadach podobnych do gry kamień - papier - nożyce. Ekwipunek nie jest specjalnie rozbudowany. Bronie można ulepszać poprzez runy, oraz upgrade'ować. Zapomniałem wspomnieć że w pewnym momencie fabularnym wchodzimy w posiadanie zamku, który z werbowanymi postaciami rozrasta się i staje się coraz bardziej zaludniony. Fajna sprawa.
40 lat minęło jak jeden dzień
No dobra, nie lat a tekstów. A ten jest właśnie jubileuszowy. Dlatego pozwoliłem sobie na recenzję powtórkową. Suikoden jest jednym z moich "najulubieńszych" rpgów wszechczasów, wraz ze swoim sequelem. Po dziś dzień uwielbiam wciągającą jak bagno fabułę, rewelacyjny zestaw protagonistów. To mnie urzekło i ukształtowało mój gust rpgowy. Do tego dochodzą dynamiczne i efektowne starcia, świetny soundtrack. Wisienką na torcie zaś jest 108 gwiazd przeznaczenia oraz własny zamek. Na grafikę mogę przymknąć oko. Jednak Suikoden ma jeszcze dwie wady, które lekko psują obraz całości. Gra jak na swoje czasy nie była za długa. Dało się ją przejść poniżej 20 godzin, a do tego było łatwo. W ogólnym rozrachunku jest to dalej gra stworzona z błyskiem geniuszu. Odpowiadając na tezę ze wstępu, Suikoden zasłużył na uwielbienie i bycie kultowym klasykiem. Nie mniej (a nawet bardziej) niż prze hype'owane Final Fantasy VII. Pewnie fanboye mnie zlinczują za to zdanie. Ale tak uważam, bo czy oprócz spraw technicznych FF VII był aż takim krokiem naprzód w stosunku FF VI? Aż takim "siódmym" cudem świata, najlepszym rpgiem wszechczasów? Suikoden przy Final Fantasy VII wygląda jak kopciuszek. Ale za to kopciuszek z piękną duszą.
Plusy
+ fenomenalna historia
+ fenomenalne postacie
+ trzy rodzaje starć
+ efektowne i dynamiczne walki losowe
+ bardzo dobry ost
+ 108 gwiazd przeznaczenia
Minusy
- słaba grafika
- dosyć krótko
- łatwa
Moja ocena: 5/5
Suikoden ukazał się w 1995 roku na Playstation. Była to jedna z pierwszych RPG na tą konsolę (w naszym kraju pierwsza wraz z Vandal Hearts). Dziś zdobycie tej gry graniczy z cudem - w sklepach od dawna jest już niedostęna, zaś na aukcjach internetowych licytacje sięgają rekordowych kwot jak na gry konsolowe czy komputerowe. Trudno się jednak temu dziwić, w końcu seria Suikoden należy zdecydowanie do czołówki jRPG.
Fabuła pierwszej części prezentuje się całkiem ciekawie. Wcielamy się w syna Teo McDohl'a, jednego z pięciu wielkich generałów. Generałowie wiernie służą Imperium, którym włada cesarz Barbarossa. Pewnego dnia Teo wyrusza na kolejną misję, zaś syna powierza wojsku. Młody McDohl wraz z kilkoma przyjaciółmi, podobnie jak on młodymi żołnierzami (Pahn, Gremio, Cleo oraz Ted), ma wykonywać rozkazy innego wielkiego generała - Milicha. Podczas jednej z misji zdarzy się coś nieoczekiwanego, a nasz bohater wraz z kompanami zostanie wplątany w nieciekawą aferę. Większość wydarzeń dotyczyć będzie tajemniczej runy, zwanej Soul Eater. Nie zabraknie jednak wielu pobocznych wątków. Z czasem dorobimy się własnej armii, będziemy ją powiększali zawierając sojusze, a nawet zdobędziemy własny zamek. Fabuła na pewno należy do plusów Suikodena.
Muszę jeszcze wspomnieć o dialogach naszych bohaterów, które są po prostu doskonałe. Momentami gra może rozbawić nas do łez. Grałem w dwa pierwsze Suikodeny i przyznam, że weselszych RPG jeszcze nie spotkałem. Wzajemne dogryzanie sobie postaci, gadający miecz czy niektóre żarty po prostu wymiatają :) Oczywiście należy się również przygotować na naprawdę smutne sceny...
Grafika na pewno jest jednym z najsłabszych punktów Suikodena. Prawie wszystko zostało wykonane w 2D, podobnie jak na Super Nintendo. Wydaje mi się jednak, że Suikodenowi brakuje trochę do najładniejszych produkcji z wymienionej konsoli. Lokacje nie są zbyt ciekawe, przydałoby się większe ich urozmaicenie, chociaż trochę więcej różnych szczegółów na ekranie. Pole walki oraz animacje niektórych czarów to już grafika trójwymiarowa. Niestety, gra wykorzystuje możliwości Playstation chyba tylko w minimalnym stopniu. Suikoden nie należy więc do gier najładniejszych i niektórych może skutecznie odstraszyć od konsoli już przy pierwszym kontakcie. Na szczęście oprawa dźwiękowa stoi na przyzwoitym poziomie. Co prawda muzyka w wielu jRPG podobała mi się znacznie bardziej, ale o tej nie mogę powiedzieć złego słowa. I to chyba tyle na ten temat...
Grałem w dwie pierwsze części Suikodena i mogę powiedzieć, że różni je tylko jeden element (nie licząc nieznacznie lepszej oprawy graficznej w części drugiej). Chodzi o rozgrywanie bitew. W pierwszej części bitwa wygląda w ten sposób, że widzimy dwie armie i mamy możliwość szarżowania, strzelania z łuku lub atakowania magami. Magowie są najskuteczniejsi na szarżę, łuki na magów, zaś szarża na łuki. Każdy atak prowadzą dowódcy, maksymalnie trzech, np. mając w drużynie 3 piratów możemy obejrzeć szarżę w ich wykonaniu, mając 3 elfów, mamy dostęp do najpotężniejszego ataku za pomocą łuków. Oprócz tego możemy wysłać ninję lub zwiadowcę w celu sprawdzenia następnego posunięcia przeciwnika, zwiększyć siłę pojedynczego ataku lub przekupić część wrogich wojsk (wszystkiego dokonują konkretni bohaterowie, aby np. wysłać ninję na zwiad, trzeba najpierw ninję znaleźć i zwerbować). Rozgrywanie bitew jest całkiem wciągające, ale mimo wszystko szkoda, że nie pokuszono się o system znany dopiero od drugiej części. Taktycznego /strategicznego pola walki. Na pewno jednak taki, a nie inny system rozgrywania bitew jest wielką zaletą Suikodena i czepiam się troszkę na siłę.
W grze spotkamy się jeszcze z drugim trybem prowadzenia walk, podobnym do tego w większości jRPG. Pewną innowacją jest tutaj tylko spora liczba postaci uczestniczących w starciu - ponad dziesięć. W naszej drużynie może się znajdować maksymalnie sześciu bohaterów. Ową szóstkę wybieramy z około setki dostępnych postaci, których w zdecydowanej większości trzeba najpierw odszukać, a następnie przekonać, aby się do nas przyłączyli. Raz dokonujemy tego za pomocą rozmowy, innym zaś razem należy wykonać jakiegoś questa, a jeszcze kiedy indziej należy posiadać odpowiednio dużo przyłączonych postaci lub odpowiednio wysoki level. Werbowanie kolejnych bohaterów do naszych początkowo skromnych szeregów procentuje nie tylko podczas walki. Przede wszystkim to właśnie oni są odpowiedzialni za rozbudowę zamku, w którym mieści się siedziba naszej armii.
Chciałbym teraz napisać o najpoważniejszej moim zdaniem wadzie Suikodena. Gra jest wyjątkowo krótka. Przed finałową walką na liczniku miałem poniżej 20 godzin, co może wydawać się nieco podejrzane. Przecież na skończenie większości jRPG potrzeba dużo więcej czasu... Tutaj panowie (i panie? :) z Konami niestety się nie postarali. Wspomnę jeszcze o niezbyt wygodnym kierowaniu postacią. Co prawda dosyć szybko można się do tego przyzwyczaić, ale niesmak jednak pozostaje (a może znowu czepiam się na siłę? :P).
Czas na podsumowanie. Powiem, że obydwa Suikodeny bardzo polubiłem i na pewno będą należały do najmilej wspominanych przeze mnie gier. Seria Suikoden to przede wszystkim wielka grywalność. Dzieła Konami niesamowicie wciągają, zarówno główny wątek, jak i wszystkie poboczne, związane z odszukiwaniem kolejnych bohaterów. Niestety nic nie jest doskonałe, a więc i te gry nie są pozbawione wad. W przypadku pierwszej części Suikodena chodzi o nieco przestarzałą oprawę oraz, a raczej głównie o długość rozgrywki. Mimo tych wad z chęcią dałbym ocenę 9/10. Taką dostał jednak Suikoden 2, w moim odczuciu trochę lepszy. Suikoden dostaje więc mocne 8/10. Polecam!
Jeżeli widziałeś jedną grę rpg, to widziałeś wszystkie. Niestety, to zdanie coraz częściej okazuje się prawdziwe- gry są wtórne, powielają doskonale znane schematy, nie wnosząc nic nowego do gatunku. Na szczęście wśród tego mrowia trafia się czasem perełka, która przeczy temu, która zaskakuje gracza jakimś drobiazgiem, jakimś oryginalnym pomysłem, czy rozwiązaniem. Takim czymś była swego czasu opisywana dziś gra - Suikoden, pierwsza, z jak dotąd 3 części serii. Tym znacznikiem, wyróżnikiem zaś była ilość osób, jakie mogły się przyłączyć do naszej drużyny- ilu chętnych do walki po naszej stronie spotykaliśmy w innych grach? 3? 4? 10? 15? czy nawet jak w Chrono Cross 30? Suikoden pobił te wszystkie gry na głowę- tu możemy (kolejna ważna sprawa- możemy, a nie musimy!) dołączyć ponad 100 postaci! Nieźle, co :)
Fabuła:
Dawno, dawno temu, za siedmioma morzami.. a nie, moment, to nie ta bajka. O, już mam- Suikoden opowiada historię upadku pewnego Imperium. Nasz główny bohater jest synem generała tegoż imperium, ale na wskutek zbiegu okoliczności zostaje uznany za rebelianta i zdrajcę. Chcąc nie chcąc (a później już zdecydowanie chcąc) przyłącza się do sił powstańczych, by po pewnym czasie zostać ich przywódcą. Zdobywając nowych sojuszników i rozbijając wojska imperialne (czeka go też konfrontacja z własnym ojcem) prowadzi Armię Wyzwolenia ku ostatecznemu zwycięstwu...
Widok
Klasyka japońskiego konsolowego rpg. Grafika nie zachwyca, jak na możliwości Playstation należy jej się zaledwie ocena dostateczna. Autorzy nie uważali za potrzebne wzbogacić grę o dodatkowe filmiki, ba- nie ma nawet porządnego zakończenia, a zaledwie jeden marny obrazeczek. Podczas łażenia po mapie świata jest jeszcze gorzej- nasza postać jest malutka i niewyraźna. Oj, od tej strony gra na pewno dobrze się nie prezentuje...
Walka
W Suikodenie mamy do czynienia z 3-ma rodzajami walk. Najpowszedniejsze są te "zwykłe" -kiedy nasza drużyna natknie się na wrogów. Walki przebiegają w turach- ale nie na przemian, postaci i przeciwnicy atakują w kolejności podyktowanej posiadanym współczynnikiem szybkości. Ataki są animowane- wojownicy doskakują do wroga i ciachają go mieczem/ siekierką, czy innym ustrojstwem, dziki szarżują, wiewiórki podskakują i nasadzają na głowy wiaderka (nie zmyślam!), czarownicy wysyłają fale energii. Dzieje się sporo i jest to wizualnie atrakcyjne. Dodatkowym bajerem są ataki łączone- jeżeli w naszej drużynie znajdą się postacie, które wspólnie taki atak potrafią wykonać (może to być 2, 3, 4 lub nawet 5 z nich!), to możemy przyłożyć przeciwnikom na jeszcze bardziej bolesny i efektowny sposób :) Mi osobiście najbardziej do gustu przypadła opcja "Free Will"- czyli autowalki- nie trzeba się więc użerać ze słabszymi przeciwnikami- można to zwalić na barki komputera/ konsoli :)
Korzystanie z czarów- każda z postaci może używać jednego runu, który w zależności od jej poziomu pozwoli jej na rzucenie pewnej ilości czarów (odzyskuje się je odsypiając). Runów jest sporo (koło 30) i podobnie jak ataki specjalne- niektóre czary również można łączyć w combosy.
Drugi typ walk to bitwy armii. Dochodzi do nich tylko w momentach wyznaczonych przez twórców gry- wszystkie są przeprogramowane wcześniej. Niestety, walki te nie mają wiele ze strategią wspólnego. Opierają się na zasadzie gry w kamień- nożyce- papier. Możemy wydać rozkaz jednego z 3 typów ataków- szarży, magii lub ostrzału. W zależności którą z tych samych opcji wybierze przeciwnik- ktoś poniesie większe straty (przykładowo- ostrzał pokonuje magię, a magia pokonuje szarżę). Możemy także próbować wyszpiegować kolejny ruch przeciwnika, lub przekupić część jego wojsk na naszą stronę. Dowódcami w atakach są postacie, które udało nam się zwerbować- im mamy ich więcej, tym więcej możliwości mamy podczas walk.
Trzeci i ostatni typ walk, to pojedynki. Stoczymy ich podczas całej gry AŻ trzy :) Opierają się na podobnej zasadzie, co walki armii- dany atak pokonuje inny, ale przygrywa z jeszcze innym. Nie ma się co rozpisywać.
Drużyna
Najfajniejsza część gry to rekrutowanie nowych wojowników dla swojej sprawy. Jest ich jak już wspominałem ciut ponad setka, część z nich przemyślnie ukryta, część przyłączy się gdy tylko do nich zagadamy, inni będą czegoś od nas chcieli itp. W naszej drużynie jednocześnie możemy mieć 6 postaci, wybór będzie więc trudny. Pozostali, już zwerbowani swój czas spędzali będą w naszym zamku. Właśnie- zamek. Nasza siedziba będzie się ciągle rozrastała, powiększała o kolejne korytarze i pomieszczenia. Pod sam koniec gry zamieszkiwać ją będzie już ponad 100 postaci- nie tylko wojowników, ale i sklepikarzy, magów, kucharzy, tancerek, malarzy itp. To kolejna fajna nowinka z tej gry.
Podsumowania
Mógłbym jeszcze długo nawijać o tym tytule- wspomnieć o ekwipunku (każda postać ma przypisaną broń, którą można rozwijać u kowali aż do 16 poziomu oraz wzmacniać ją magicznie dzięki znajdowanym kryształom), wzruszających momentach (nie wszyscy pozytywni bohaterowie dożyją do końca gry...), śmiesznotkach (można mieć własną łaźnię!), czy sekretach (ważne- warto zachować sejwy z końca gry, aby przenieść je do Suikodena 2!). Ale dość już tego pisania :) Gra bardzo podobała mi się i mimo niezbyt atrakcyjnej oprawy graficznej (poza walkami) wciągnęła mnie po same uszy. Jej wadą jest też niestety czas grania- zdobyłem wszystkie możliwe postacie i zajęło mi to (wg liczniczka) 16 godzin. Mimo to bez wahania wystawiam jej ocenę 8/10 i biorę się od razu za granie w Suikodena 2!
Obrazki z gry:
Dodane: 02.02.2003, zmiany: 21.11.2013