Miracle Warriors: Seal of The Dark LordHaja No Fuuin (JAP) |
|
Wydania |
1987() 1988() |
Ogólnie
|
Stary i bardzo popularny w Japonii rpg (dedukuję tak na podstawie wielu wersji na różne komputery - NES, MSX, PC98), który naszemu recenzentowi jednak jakoś do gustu nie przypadł. Główny bohater to rycerz z latającą wszędzie wokół niego wróżką, który szwęda się po świecie (oglądamy tylko jego plecki... rycerza, nie świata!), walcząc w turach z potworasami.
|
Widok
|
FPP
|
Walka
|
Turówka
|
Recenzje |
Gdy to piszę, to pora już nie sprzyja mojemu twórczemu myśleniu (równo: 22:00), więc postaram się nie siląc na zbędne komentarze opisać w kilku słowach dzisiejszy tytuł. Ostatnio miałem wątpliwą przyjemność zagrać w sumie w 4 tytuły wydane przez Segę na konsolę Master System (to moja 3 recenzja i więcej nie zdzierżę, opisałem wszystkie "exclusivy" na tę konsole za wyjątkiem jednego, który był w moim mniemaniu platformerem podszywającym się pod rpg, a Phantasy Star i Ultima występują też na innych platformach więc je sobie darowałem) i ze smutkiem stwierdzam, że za wyjątkiem jednego tytułu, który nawet wywołał uśmiech na mej twarzy za przyczyną pewnego faceta za którym wlecze się brązowe jajko, Sega wypuszczała wyjątkowo nieudane tytuliki; tym samym rozwiało to wszelkie moje wątpliwości dlaczego Sega zamiast tworzyć gry na swoją platformę produkuje je dla Gamecuba... nie oszukujmy się wielkie N zawsze przewyższało Segę.
Ale miałem wydać szybki i sprawny "wyrok" bez zbędnej paplaniny, a tu się rozgadałem, przejdę więc do konkretów.
Fabuła:
Gra rozpoczyna się w zamku, w którym król mówi nam o tym, że musimy dotrzeć do pieczęci lorda ciemności, a co to jest to już możemy się podomyślać, zapewne chodzi o pieczęć na jakimś portalu nie pozwalającą mu dostać się do naszego świata, no ale to tylko moje domysły. I na tym koniec, wyjątkowo rozbudowana fabuła, nie ma co: idź do pieczęci i: a) zabij/nie pozwól wejść do naszego świata; b) wypij z nim kawę i porozmawiaj o zielonych madagaskarskich skałożernych wiewiórkach morskich; czy może c) spytaj czy nie ma pożyczyć kilo cukru bo właśnie robimy z księżniczką kogiel- mogiel.
No cóż nie postarali się autorzy, trudno ich strata.
Rozgrywka:
Właściwie to wszystko jest standardowe: turowe walki: widzimy potworka, wybieramy komendę i zabijamy bądź zostajemy zabici. Wszystko jest dobrze znane, a jedyną ciekawostką jest sposób poruszania się po planszy: widzimy naszego bohatera od tyłu (bez skojarzeń:P) a w prawym górnym rogu mapkę na której wybieramy gdzie mamy się udać, po czym obserwujemy zmianę krajobrazu wokół nas... taki pseudo efekt ruchu. Miało wyjść zapewne fajnie, ale wygląda to żałośnie: statyczny ludzik i zmieniający się od czasu do czasu układ drzewek na horyzoncie. Aha, do tego nasz heros może mieć tylko 4-znakowe imię, przez co musiałem nazywać się "Nerk", a taka zniewaga krwi wymaga;)
Grafika:
Ehhh późno już, popatrzcie na screeny to wam da jako takie rozeznanie. Chociaż z ręką na temblaku... ekhm sercu muszę powiedzieć, że potworki nawet fajnie wyglądają i jak na rok 1987 to całkiem przyzwoicie zrobiono walki, no dobra stwierdzam oficjalnie, że jak na ten rok to grafika była pewnie uznana za całkiem dobrą. Ale wystarczy tych komplementów, bo jeszcze ktoś zechce w to zagrać i będą mnie ciągać po sądach za straty moralne.
Muzyka:
Brak, absolutnie nic:( ale całkiem możliwe że ten tytuł nie został w pełni zemulowany (w co wątpie, obstawiam raczej że nigdy nie miał dźwięku).
Podsumowując:
No cóż w sumie jeśli już naprawdę nie macie co robić, zagrajcie - zawsze potem się pochwalicie, że graliście w starusieńkiego rpga.
Moja ocena: 1+/6
Ten plusik to za "umiejscowienie kamery" - w tamtych czasach to było pewnie nowum w rpg.
Obrazki z gry:
Dodane: 19.07.2005, zmiany: 21.11.2013