Mysterious Dungeon 2: Shiren The WandererFushigi no Dungeon 2: Fuurai no Shiren (JAP) |
|
Wydania |
1995() 2006() |
Ogólnie
|
Bardzo popularna w Japonii podgrupa erpegów to wszelakiej maści "dungeony" - Chocobo, Torneko - to tylko najbardziej znane przykłady. Fushigi również dorobiło się sporej masy fanów, o czym świadczy fakt wydawania gier z tej serii na całej masie konsolek. Angielska wersja już jest, więc może wkrótce ten rzut okiem zamienimy na recenzję!
|
Recenzje |
Gra, którą przyszło mi recenzować, jest jedną z najdziwniejszych kombinacji, jakie można wymyśleć. Otóż w 1995 roku firma Chunsoft wypuściła na SNESa grę roguelike (!), na dodatek opatrzoną grafiką w stylu j-RPGowym i zatrącającą japońskimi klimatami. Niedawno wyszło tłumaczenie ze stajni niezawodnego Gideona Zhi, więc nie było innego wyjścia jak w to zagrać. I - grało się świetnie! (używając popularnego slangu, przed uruchomieniem było "WTF?", a po - "FTW!").
Japończycy, jak to mają w zwyczaju, do tematu podeszli w nieco inny niż zwykle sposób (zresztą tylko w Japonii mógł wyjść rogalik na konsole <_<). Najpierw jest intro - a właściwie dwa (drugie jest tuż po rozpoczęciu przygody). Historia przedstawiona streszcza się następująco: sterujemy gościem o imieniu Shiren, który postanawia spełnić ostatnie życzenie przyjaciela - odnaleźć Złotego Kondora. Towarzyszem mu jest gadająca łasica, Koppa, a sam Shiren wyróżnia się gigantycznym słomkowym kapeluszem (pamiątka po wspomnianym przyjacielu). Pierwszą rzeczą, jaka się rzuca w oczy, jest genialna jakość grafiki - w zasadzie każda inna SNESowa gra (a już napewno każdy SNESowy rpg) prezentuje się na jej tle dość marnie. Nawet nie chodzi o jakieś niesamowite ilości efektów, a o perfekcję wykonania i ogólną "bajkowość". Ponadto w tle cały czas leci sympatyczna, nastrojowa muzyczka...
Gra w zasadzie dzieli się dwie części - część "miastową" i część "lochową" - chociaż pojęcie "lochu" zostało znacznie poszerzone o lasy, strumienie... W praktyce wygląda to tak, że w części "miastowej" jest więcej interakcji z NPC-ami, a część "lochowa" skupia się na walce. Miasta można najprościej rozpoznać po tym że znika automapa...
Zastanawiało mnie, jak rozwiązano problem sterowania i rozwoju postaci - wszak "zwykłe" roguelike'i mają sterowanie rozstrzelone po całej klawiaturze... Śmiem jednak twierdzić że FnD steruje się wygodniej, a to dzięki sensownym uproszczeniom - jeden klawisz do interakcji, jeden do intuicyjnego menu, jeden do strzelania, wreszcie jeden do "autochodzenia" i... w zasadzie wszystko. I to działa! Problem statystyk rozwiązano podobnie - ot, siła ataku, zdrowie, głód, no i doświadczenie. Jest jeszcze szybkość, ale ta zmienia się bardzo rzadko. Jednak niech ktoś spróbuje stwierdzić że FnS brakuje finezji! Swoistym tutorialem jest tu "Fei's Dungeon", który pozwala opanować różne aspekty gry, jak choćby wszelkie różdżki czy pisanie zwojów.
Czym obiekt tej recenzji różni się od innych roguelike'ów? Pierwszą rzeczą, jaka przychodzi na myśl, jest umieranie. Nie dość, że nie kończy rozgrywki (Shiren po prostu cofa się do Valley Inn, ale traci wszystko co _niósł_ ze sobą i wraca do zerowego poziomu doświadczenia), to przy odrobinie pomyślunku jest bardzo ważnym elementem, wręcz niezbędnym do ukończenia rozgrywki... ale nie powiem już nic więcej :P. Ponadto, podobnie jak w niektórych innych rogalach, nie można się cofnąć do opuszczonych poziomów - co prawda czasem, gdy akurat schody prowadzą do góry, można spaść przez zapadnię - jedyna opcja to powrót aż do Valley Inn, z "wyzerowaniem" postaci.
Co prawda, żadna gra nie jest bez wad, a FnD:FnS nie jest, niestety, wyjątkiem. Otóż po ukończeniu gry pojawiają się dwa nowe lochy, ale cóż... są one *bardzo* trudne. Poważnie! Rozgrywają się one na specjalnych zasadach, a w dodatku przeciwnicy są dużo silniejsi niż zwykle (szczególnie przepakowani są imho Kid Tank, Nduba i Daikon) - ponadto główny wątek nie ciągnie już tak mocno - przez co FnD jest w zasadzie grą jednorazową...
Niemniej, Fushigi no Dungeon jest grą, którą można polecić każdemu - maniacy rogali znajdą tu przyjemną odmianę, a pozostali może dadzą się przekonać do tego typu rpgów :).
Japończycy, jak to mają w zwyczaju, do tematu podeszli w nieco inny niż zwykle sposób (zresztą tylko w Japonii mógł wyjść rogalik na konsole <_<). Najpierw jest intro - a właściwie dwa (drugie jest tuż po rozpoczęciu przygody). Historia przedstawiona streszcza się następująco: sterujemy gościem o imieniu Shiren, który postanawia spełnić ostatnie życzenie przyjaciela - odnaleźć Złotego Kondora. Towarzyszem mu jest gadająca łasica, Koppa, a sam Shiren wyróżnia się gigantycznym słomkowym kapeluszem (pamiątka po wspomnianym przyjacielu). Pierwszą rzeczą, jaka się rzuca w oczy, jest genialna jakość grafiki - w zasadzie każda inna SNESowa gra (a już napewno każdy SNESowy rpg) prezentuje się na jej tle dość marnie. Nawet nie chodzi o jakieś niesamowite ilości efektów, a o perfekcję wykonania i ogólną "bajkowość". Ponadto w tle cały czas leci sympatyczna, nastrojowa muzyczka...
Gra w zasadzie dzieli się dwie części - część "miastową" i część "lochową" - chociaż pojęcie "lochu" zostało znacznie poszerzone o lasy, strumienie... W praktyce wygląda to tak, że w części "miastowej" jest więcej interakcji z NPC-ami, a część "lochowa" skupia się na walce. Miasta można najprościej rozpoznać po tym że znika automapa...
Zastanawiało mnie, jak rozwiązano problem sterowania i rozwoju postaci - wszak "zwykłe" roguelike'i mają sterowanie rozstrzelone po całej klawiaturze... Śmiem jednak twierdzić że FnD steruje się wygodniej, a to dzięki sensownym uproszczeniom - jeden klawisz do interakcji, jeden do intuicyjnego menu, jeden do strzelania, wreszcie jeden do "autochodzenia" i... w zasadzie wszystko. I to działa! Problem statystyk rozwiązano podobnie - ot, siła ataku, zdrowie, głód, no i doświadczenie. Jest jeszcze szybkość, ale ta zmienia się bardzo rzadko. Jednak niech ktoś spróbuje stwierdzić że FnS brakuje finezji! Swoistym tutorialem jest tu "Fei's Dungeon", który pozwala opanować różne aspekty gry, jak choćby wszelkie różdżki czy pisanie zwojów.
Czym obiekt tej recenzji różni się od innych roguelike'ów? Pierwszą rzeczą, jaka przychodzi na myśl, jest umieranie. Nie dość, że nie kończy rozgrywki (Shiren po prostu cofa się do Valley Inn, ale traci wszystko co _niósł_ ze sobą i wraca do zerowego poziomu doświadczenia), to przy odrobinie pomyślunku jest bardzo ważnym elementem, wręcz niezbędnym do ukończenia rozgrywki... ale nie powiem już nic więcej :P. Ponadto, podobnie jak w niektórych innych rogalach, nie można się cofnąć do opuszczonych poziomów - co prawda czasem, gdy akurat schody prowadzą do góry, można spaść przez zapadnię - jedyna opcja to powrót aż do Valley Inn, z "wyzerowaniem" postaci.
Co prawda, żadna gra nie jest bez wad, a FnD:FnS nie jest, niestety, wyjątkiem. Otóż po ukończeniu gry pojawiają się dwa nowe lochy, ale cóż... są one *bardzo* trudne. Poważnie! Rozgrywają się one na specjalnych zasadach, a w dodatku przeciwnicy są dużo silniejsi niż zwykle (szczególnie przepakowani są imho Kid Tank, Nduba i Daikon) - ponadto główny wątek nie ciągnie już tak mocno - przez co FnD jest w zasadzie grą jednorazową...
Niemniej, Fushigi no Dungeon jest grą, którą można polecić każdemu - maniacy rogali znajdą tu przyjemną odmianę, a pozostali może dadzą się przekonać do tego typu rpgów :).
Plusy:
+grafika!
+klimat!
+grywalność!
+muzyka!
+ciekawe rozwiązania
+japońskie klimaty (dla niektórych)
+roguelike (dla fanów)
Minusy
-jednorazowa u_u
-roguelike (dla tych co nie lubią)
Ocena: 4+/5
Obrazki z gry:
Dodane: 17.02.2006, zmiany: 21.11.2013