King Arthur & The Knights of Justice |
|
Wydania |
1995() |
Ogólnie
|
Action rpg z mało wciągającą fabułą, mało ekscytującymi walkami i niezbyt urozmaiconym terenem do zwiedzania. I na dobitkę tak naprawdę mało w tym rpg. Chcecie zagrać? ;-)
|
Widok
|
izometr
|
Walka
|
czas rzeczywisty
|
Recenzje |
Losowe wybieranie tytułów do recenzji (zwłaszcza z tych, których nie chciał nikt inny) niesie czasem za sobą pewne niemiłe konsekwencje. No ale cóż, jak się nie patrzy pod nogi to czasem można w różne g...ierki wdepnąć. Tym razem trafiło mi się coś, czemu nie miałam ochoty poświęcać zbyt dużo czasu, nie dobrnęłam nawet do 1/4, gdy ogarnęło mnie całkowite znużenie i przemożna chęć natychmiastowego wciśnięcia kombinacji Alt-F4, a następnie Shift-Delete. Co zresztą chwilę później uczyniłam. Dzisiaj więc spróbuję krótko (i przy odrobinie szczęścia składnie) wytłumaczyć Wam, dlaczego tę grę sugeruję omijać szerokim
łukiem.
Fabuła przedstawia się następująco - oto zła czarownica Morgana dopadła dobrego Króla Artura i jego świtę i pozamykała ich w kryształach, które następnie ukryła w jakiejś jaskini. Jako że Merlin nie znalazł w swoich czasach nikogo, kto mógłby się sprawą zająć, spojrzał w odległą przyszłość - do czasów współczesnych. Znalazł tam "grupę wojowników" (na moje oko drużynę footballu amerykańskiego) kierowaną przez Artura Króla. Podobieństwo imion pozwoliło mu przypuszczać, że oto znalazł właściwych ludzi do rozwiązania swojego małego problemu. Wezwał ich więc do zamku Camelot, aby uwolnili kogo trzeba skopawszy wcześniej siedzenia paru niemilcom. Tylko w ten sposób będą mogli wrócić do swoich czasów - no cóż, ma staruszek dar przekonywania i dość solidne argumenty, aby nakłonić naszych przyszłych wojowników do odwalenia za siebie brudnej roboty.
Graficznie jak na możliwości SNESa dość ubogo. Kanciaste postacie, brzydkie i ubogie tła, paleta barw godna NESa. Najbardziej z tego wszystkiego przypadła mi do gustu prezentacja naszych "rycerzy" przy okrągłym stole. Niektóre lokacje wyglądają całkiem przyzwoicie, ale gdzie grze do plenerów Star Ocean czy Terranigmy... Żeby było ciekawiej, dzieło owo (przez bardzo duże tfu) i dwa wymienione przeze mnie przed chwilą tytuły zostały wydane pod szyldem tej samej firmy (ENIX Corp) i to niemalże w tym samym czasie - a jednak, nie tylko pod względem grafiki, dzieli je przepaść. Animacje dla odmiany zrobiono nawet nieźle, chociaż nie są może zbytnio rozbudowane (machnięcie mieczem, parowanie i atak specjalny), ale wystarczająco naturalne.
Muzyka jest niby zróżnicowana i zmieniająca się w trakcie gry w miarę odwiedzania nowych terenów, ale właściwie wszystkie utwory są do siebie podobne i raczej mało melodyjne (ot, jakiś elektroniczny mix losowych dźwięków puszczony w dość szybkim tempie), co sprawia, że na dłuższą metę słuchać się tego po prostu nie da. Odgłosy przy odrobinie dobrej woli można połączyć z odpowiednimi wydarzeniami w grze, poza uderzeniem mieczem o zbroję (czy tam tarczę) czarnego rycerza - brzmi jakby sprężyny w starym materacu pękały.
W celu oczyszczenia średniowiecznej Anglii ze złych mocy otrzymujemy naszych dzielnych rycerzy (sztuk 12). Są oni charakteryzowani współczynnikami - życie, siła, szybkość i obrona, ale niestety nie ma żadnej możliwości ich zmiany - tak, naszych twardogłowych nawet papier toaletowy wyprzedził w rozwoju. Poszczególni potencjalni członkowie drużyny (bo stanowi ją Artur i dwaj dowolnie przez nas wybrani jego koledzy) różnią się między sobą rozłożeniem statystyk, ale szczerze mówiąc nie zauważyłam, żeby miało to jakikolwiek wpływ na ich zachowanie w walce. Jest jednak coś, co ich łączy - koszmarne AI. Arturem kierujemy osobiście, natomiast pozostała dwójka ma radzić sobie sama, co niestety średnio im wychodzi. Plączą się pod nogami głównej postaci, blokują po kątach, a ich działania w czasie bitwy są mocno chaotyczne - czasem zachowują się, jakby w ogóle nie widzieli przeciwnika. Nieraz miałam ochotę zostawić ich w diabły w zamku i wyjść bez obstawy, niestety gra nie umożliwia takiej opcji.
Dostępny nam ekwipunek również o ból głowy bynajmniej nie przyprawia: bronie i zbroje nie istnieją w ogóle (poza tarczami, które umożliwiają poszczególnym rycerzom używanie specjalnego ataku), a do plecaka udało mi się (przez czas, jaki poświęciłam tej produkcji) wrzucić trochę leczniczych ziółek, kulki, które pozwalają na wykonywanie ataków specjalnych (każdy zużywa jedną) i kilka przedmiotów związanych ze stawianymi przede mnie zadaniami - ponownie, bieda aż piszczy.
Po szczęśliwym wydostaniu się z zamku nie pozostaje nam nic innego, jak zwiedzać okoliczny świat, wybijając do nogi (bądź innej kończyny) wszystko co się rusza (walki odbywają się w czasie rzeczywistym i polegają głównie na jak najszybszym machaniu mieczem), zbierając po drodze leżące na ziemi wszelakie precjoza, rozmawiając z ludźmi na których się natkniemy i wykonując dla nich różne drobne przysługi z cyklu przynieś, wynieś, pozamiataj (bo taka jest przecież rola Króla Artura, nieprawdaż?). I tu pojawia się kilka problemów, które co wrażliwszych są w stanie przyprawić o niekontrolowane rzucanie mięsem tudzież kartidgem z grą (o ile ktoś takowy posiada). Po pierwsze, tereny, po których się poruszamy są do siebie bliźniaczo podobne, przez co szybko dopada nas nuda, a i zgubić się nietrudno (trochę w orientacji pomaga mapa). Po drugie, niektóre ważne przedmioty (jak na przykład tarcze poszczególnych rycerzy) są tak zmyślnie ukryte po krzakach, że właściwie niemożliwością jest ich odnalezienie bez solucji. Po trzecie wreszcie, zadania przed nami stawiane są ewidentnie sztucznie udziwnione (żeby dostać się do pewnego zamku trzeba przejść przez jaskinię, mieszkający tam osobnik pokaże nam drogę o ile odbierzemy książkę od kowala, a ten odda nam ją dopiero gdy unieszkodliwimy patrol czarnych kręcący się po polance). Ja rozumiem, że gra, w której tylko idziemy do przodu jak czołgi byłaby jeszcze mniej interesująca (o ile w ogóle to możliwe), ale jakby nie było, naszą postacią jest król Artur, może niezbyt prawdziwy, ale nie sądzę, żeby lud widział różnicę (zwłaszcza, że spod pełnej płytówki nie widać ani kawałka skóry, o twarzy nie wspominając) - a zadania przed nami stawiane przystoją raczej chłopcu stajennemu. Fabuła zresztą generalnie zgodnością z prawdą historyczną czy mitami arturiańskimi nie grzeszy, a trzyma się kupy tylko na słowo honoru.
Podsumowując - słaba gierka, niemająca w sobie absolutnie nic, co mogłoby przyciągnąć miłośników RPG - brak rozwoju postaci, sensownego ekwipunku czy jakichkolwiek wymagających myślenia zadań. Jeśli ktoś bardzo potrzebuje odmóżdżacza, to proponuję raczej Secret of Mana czy jakąś bijatykę, a to coś zostawcie w spokoju. Mówiąc w skrócie - nie polecam.
Zalety:
- przykro mi, nie jestem w stanie znaleźć żadnej
Wady:
- słaba oprawa audiowizualna
- brak rozwoju postaci
- bardzo okrojony ekwipunek
- mało przekonująca fabuła
- słabe AI drużyny
Moja ocena: 1/10
Obrazki z gry:
Dodane: 13.02.2008, zmiany: 21.11.2013