Monstania |
|
Wydania |
1995() 2001() |
Ogólnie
|
Gra wydana oficjalnie tylko w Japonii, dzięki fanom (a konkretnie Gideonowi Zhi) możemy w nią zagrać również w języku angielskim. Gra należy do gatunku rpg-ów bitewnych i można ją spokojnie ukończyć w jedno leniwe popołudnie.
|
Widok
|
Izometr
|
Walka
|
Turówka
|
Recenzje |
Ale do rzeczy. To pseudo RPG zostało wydane na Snesa i przez zły los trafiło do mnie. Gra jest jedną wielką pomyłką - nie mamy tu do gadania więcej niż w przeciętnej platformówce. Grafika(?) jest... skłamałbym twierdząc iż "cukierkowa" jest przesadnym określeniem. A cała nasza inwencja polega na walce. Ni mniej ni więcej - zadaniem gracza jest walka z koboldami, slimami i innymi tałatajstwami. Od czasu do czasu zostaje mu powierzone do rozwiązania jakieś banalne zadanie, ale to rzadko. Może w dalszej części gry jest lepiej, nie wiem, nie wytrzymałem aż tyle :P.
No dobrze, przejdźmy do konkretów. Zaczynając grę widzimy bardzo słabej jakości obrazek przedstawiający jakiś wulkan na polanie w nocy. Dużymi literami wygrawerowany jest napis "Monstania", a pod spodem "push start button". Jeszcze niżej jakiś syf o producencie, którego dla jego dobra nie czytałem. Czekam chwilę, bo z myślą o recenzji chciałem ujrzeć jakieś intro, a tutaj zaczęły mi wyskakiwać nazwiska twórców gry, a to i to w takim tempie, że gość z Shaolin by kur... yyy... nerwicy dostał. Nacisnąłem więc przycisk od przyspieszania (chwała ZSnesw) i po minutce co ujrzałem? "Monstania - push start button"... Szlag mnie trafił... Acha, przy tym cały czas podkładem muzyczny był szum mający naśladować świerszcze. Jedyną odmianą w całym tym "intrze" był moment gdy z wulkanu wydobyła się jakaś złota kula i przeleciała nam przed nosem z dźwiękiem pijanego komara.
Potem zostałem zapytany czy chcę zmieniać imona postaci, na co odparłem twierdząco. Brak małych liter lekko mnie zdenerwował, fakt że mogę wpisać tylko 4 rozwścieczył. Cofnąłem się i zmieniłem zdanie. Podczas pierwszych piętnastu (i zarazem ostatnich) minutach nudziłem się jak mops. Właściwie grałem tylko dla screenów do recki, bo tylko to mi pozostało. Zdanie miałem wyrobione. Zaczynamy w lesie. Chłopak, którym podobno gramy (ponieważ wcale nie mamy nad nim kontroli) idzie przez las szukając "fairy", czyli jakiejś wróżki. Podąża za światłem, które mignęło kilka sekund wcześniej. Animacje, chociaż płynne to przyprawiły mnie o mdłości... Nie, po prostu rzy**ć mi się chciało. Mówiąc coś do siebie (czytaj: wtajemniczając nas w swoje poczynania) wszedł na jakąś polankę. W tym miejscu trochę się zdenerwowałem, bo okazało się iż gra zrobiona jest w znienawidzonym przeze mnie systemie - plansza zmienia się gdy bohater dotknie krawędzi (później okazało się, że jest to tylko częściowo prawdą, o czym za moment). Potem spotykamy kobolda, jakaś dziewczyna (girlfriend bohatera) zdradza naszą pozycję i następuje walka, podczas której nowoprzybyła w niewybredny sposób uczy nas klawiszologii, która między nami mówiąc jest tragiczna. Potem wracają do wioski cały czas gadając, następnie kolejny przeciwnik... I tak w kółko.
Po każdej walce dostaje się level, wraz z którym przychodzą czary (lub zdolności czaropodobne). Czyli nuuuda. Poza tym po każdym spotkaniu mam pełne życie (nie wiem czy tak jest zawsze czy tylko po awansowaniu poziomu; po nastu walkach cały czas dostawałem levele). Na zachowanie bohatera nie mamy większego wpływu, podobnie ma się to do całej fabuły. Po prostu tragedia.
SYSTEM WALKI jest nietypowy... Przynajmniej dla przeciętnego, nie znającego gier fabularnych człowieka. Jeśli któreś z was grało w "ToME (Tales of Middle Eearth; moja recenzja jest już gdzieś w okolicy)" to wie, o co chodzi. Zacznijmy od tego, że potwory luźno chodzą po mapie, tzn., że nie czekają aż na nie wdepniemy, ani też nie wyskakują znikąd. Po drugie i najważniejsze, ruszają się one tlko wtedy, gdy my się ruszamy. Coś jak walka turowa, lecz uzależniona od nas. Np.: jeśli bohater ma prędkość 10 a nietoperz 300 nie oznacza to że poruszę się po kilkanastu posunięciach tego drugiego. Po prostu w czasie gdy ja przebędę jedno pole, on przemierzy ich dwadzieścia i zaatakuje dwa razy. Podczas walki możemy podnosić przedmioty, używać itemów i (!) skakać, chociaż nie widzę praktycznej wartości tego ostatniego. Może w dalszej części gry... Jeszcze jedną rzeczą, którą muszę opisać jest początek walki, gdyż to właśnie on mnie najbardziej zdziwił. Pokazuje mi się mini-mapa na której zaznaczeni są bohaterowie i ich przeciwnicy, a pod spodem wyraźnie opisany jest cel pojedynku, np.: "wyeliminuj przeciwników", lub "omiń slimy by..." i.t.d. Nietypowe, lecz nie przeszkadzające mi rozwiązanie.
OBSŁUGA gry jest nietypowa, bo gdy mamy już kontrolę nad bohaterem, to niczym nie różni się to od trybu walki. Atak jest łatwy, po prostu naciskamy klawisz "a". Z resztą jest nieco więcej problemu, ponieważ musimy nacisnąć "x" a dopiero potem wybrać opcję. Nie są one jakoś pogrupowane, także w tej samej ramce mamy "defence", "jump", "check" co i "Sonic boom" lub "Critical" (tytułem wyjaśnienia: ostatnia opcja jest atakiem specjalnym zużywającym AP [nie mam pojęcia jak to rozwinąć, coś jak MP] udostępnionym mi po trzeciej walce.) Tak więc jest to słaby punkt gry. Save'ować można tylko na mapie świata, o czym za chwilę.
GRAFIKA/MUZYKA. Grafika jest.... też nietypowa :D. Ech, brak mi słów. Po prostu tragiczna. I nie chodzi mi o samą "cukierkowość", bo to można by jeszcze wybaczyć, nawet nie miałbym nic przeciwko, ale chodzi mi o poruszanie się postaci, o animację... DNO. Postacie, chociaż duże, to zachowują się topornie, trochę lepiej przedstawia się otoczenie. Między Bogiem a prawdą są momenty, gdzie nawet takiemu marudzie jak mi podoba się jakiś fragment, ale zdarza się to rzadko. Za rzadko. Muzyka... Na początku chciałem zjechać ją na maksa, ale teraz zmieniłem zdanie. Przy "intrze" (czterech linijkach tekstu wprowadzającego) jest długa i klimacąca; potem, chociaż nie jest aż tak dobrze, to jednak dźwięki są całkiem przyjemne. Denerwuje trochę pisk przy potwierdzeniu przeczytania każdej wypowiedzi (tak tak! za każdym razem musisz coś nacisnąć!).
POZIOM TRUDNOŚCI jest już nieco lepszy niż reszta gry, lecz wciąż niezadowalający. Co prawda, zanim się wczułem miałem problemy z dużym Slimem, ale gdy opanowałem dziwne sterowanie, nie miałem kłopotów. Głupota potworów mnie przeraża. Ledwo żyję, ich jest kilku, a ja stoję sobie w odłegłym punkcie jaskini naciskając przycisk "y" (stanie w miejscu; regeneracja AP) i czekam aż uzbieram wystarczającą ilość many na uzdrawianie. Zero problemów. Poza tym, gdy wykończą mi jedną postać nie ginie ona, lecz kuca. Potwory jej nie atakują. Oczywiście po walce dostaje wszystkie exp. pointy i po uzyskaniu levelu wraca do zdrowia (czytaj wyżej).
EKWIPUNEK. No cóż... Trochę nie mam co tu napisać, bo w tej grze nie ma on prawie znaczenia. Co prawda można ekwipować nowe bronie lub używiać uzdrawiających shitów, ale... Żeby to zrozumieć, trzeba zagrać. Po prostu schodzi on na dalszy plan.
OGÓŁ. Co jakiś czas (po jakimś zadaniu lub przygodzie) pokazuje nam się mapa świata. Lecz, o dziwo nie służy ona do szybszego poruszania się, lecz jest - tak jak w hentajach - przerywnikiem, podczas którego można zasave'ować, sprawdzić staty lub zmienić opcje. Potem dajemy "continue" i zasiadamy w fotelu obserwując poczynania naszego bohatera! Dobra, czas na ocenę. Gra jest ohydna, nie wiem czy komuś się spodoba. Nie jest to Role Playing Game, lecz zwykła opowieść, podczas której od czasu do czasu mamy coś do powiedzenia (wtajemniczonym dość powiedzieć, że to jakby sesja początkującego Mistrza Gry). Walki są nieciekawe, obrazki choć zrobione ładnie, to odpychające, a scenariusz nieciekawy. Biorąc pod uwagę za i przeciw, śmiało mogę zapewnić, że nie biorąc do ręki tego tutułu niczego nie stracicie, a wiele zaoszczędzicie. Czas i brak koszmarów.
Za: ... yyy... muzyka... i... Hm!... (Na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje)
Przeciw: grafika, scenariusz, obsługa, poziom...
Grafa: 4/10
Muza: 8/10
Scenariusz: 0/10
Obsługa: 2/10
Poziom trudności: 3/10
Ogół: 3,4/10
Pewnego dnia, gdy siedziałem przed moim komputerem wpatrując się bezczynnie w pulpit doszedłem do wniosku, iż powinienem w coś zagrać. Jako że nie miałem niczego ciekawego na PCeta, a PSX aktualnie pożyczyłem zwróciłem się w stronę emulatora SNESa. Spośród listy jakoś tak na chybił trafił wybrałem Monstanię, zacząłem grać i ani się obejrzałem już dochodziłem do końca gry.
Pewnej nocy chłopak imieniem Fron pałętał się po lesie i zobaczył dziwną kulę światła. Prowadzony ciekawością podążał za nią, lecz jego wysiłki zostały udaremnione przez parę koboldów. Następnego dnia wraz ze swoją dziewczyną o imieniu Tia udał się do miasteczka, gdzie natknął się na dziwną dziewczynkę ściganą przez złą czarownicę. Udzielając jej pomocy nasz bohater został wplątany w przygodę, podczas której będzie musiał stawić czoło przeróżnym potworom, by w końcu uratować rodzinną wyspę Monstanię.
Strona graficzna Monstanii stoi na wysokim poziomie jak na możliwości SNESa (wnioskuję porównując z posiadanymi grami). Postacie są wykonane szczegółowo i miłe dla oka. W podobny sposób skonstruowani są przeciwnicy, choć czasem wyglądają jakby ich żywcem wyciągnięto z jakieś taniej bajki. Po świecie poruszamy się za pomocą dwuwymiarowej mapy, a walki i scenki rozgrywają się na pseudo 3- wymiarowej planszy. Jeśli idzie o efekty zaklęć to są one w miarę proste i niczym szczególnym nie zachwycają. Na dźwięk w Monstanii składa się nie więcej niż kilka melodyjek i prostych efektów dźwiękowych. W sumie nie ma się nad czym rozwodzić- muzyka jest, bo jakby tu zrobić grę bez dźwięku :).
Jeśli idzie o sposób prowadzenia walk to pierwsze skojarzenie to FFT, jednak już po chwili dostrzegamy różnice. Po pierwsze w walce biorą po naszej stronie co najwyżej dwie osoby przeciw dużej liczbie wrogów. Naraz możemy sterować tylko jednym bohaterem, a drugi w zależności od przyjętej taktyki chodzi za swym towarzyszem lub czeka w miejscu. Ogólnie rzecz biorąc potyczka polega na wymanewrowaniu przeciwnika w taki sposób, aby zadać mu jak największe straty przy jak najmniejszych stratach własnych. W tym celu można stosować ataki fizyczne lub posiłkować się magią i specjalnymi technikami. Jednak nie przyjdzie nam prowadzić jedynie walk. Niektóre plansze można ukończyć tylko poprzez rozwiązanie jakieś prostej zagadki logicznej, co stanowi miłe urozmaicenie.
Gra sama w sobie jest niezwykłym przykładem liniowości. Konkretnie nie można posuwać się po mapie wyspy wedle uznania i autorzy sprowadzili jej rolę jedynie do wskazywania, gdzie aktualnie znajdują się bohaterowie i przerywnika na sejwowanie oraz wyposażenie postaci. Kolejną rzeczą jest niezwykle ograniczony inwentarz naszej drużyny sprowadzony jedynie do tego co otrzymujemy po walkach (czyżby nie wynaleźli jeszcze handlu?).
Podsumowując Monstania jest niezłą grą dla kogoś kto nie ma zbyt wiele czasu i nie chce się zbytnio wysilać. Ot tak sobie pograć dla przyjemności. Ukończyłem tą grę w niecałe pięć godzin, a dam głowę że można to zrobić i w trzy.
Ocena: 5/10
Obrazki z gry:
Dodane: 24.06.2003, zmiany: 21.11.2013