Langrisser Millenium WS: The Last Century (JAP) |
|
Wydania |
2000() |
Ogólnie
|
Jeszcze jedna część serii taktycznych (bitewnych) rpg, tym razem wydana na "zwykłym" WonderSwanie. Jak to w tejże serii bywa, gramy sobie od bitwy do bitwy, a między nimi nie mamy kontroli nad naszymi wojskami. Jako że gra wydana została tylko w języku japońskim, nie mamy również pojęcia, o co chodzi w fabule :) Walki toczone są na podzielonych na pola planszach, a kiedy dochodzi do starcia jednostek (oprócz bohaterów, którzy zginąć nie mogą, gdyż kończy to grę występuje również typowe mięso armatnie), oglądamy animowane starcia żołnierzyków. Zabawa przednia, szkoda tylko, że nie wiemy, w imię czego narażamy życia.
|
Recenzje |
Ciekawe, że Langrisser Millenium WS: The Last Century, posiada ten sam tytuł co gra na Dreamcasta. Nie można jednak się dać zmylić i uwierzyć że te dwie gry to to samo. Wersja na Wonderswana bowiem to całkowicie co innego. Bardziej przypomina pierwszą czy tam drugą część serii.
W grze wcielamy się w chłopaka o imieniu Shion, który podczas swoich 15 urodzin zostaje zaatakowany przez grupę bandytów. Diana (matka) postanowa mu wówczas wyjawić swoją prawdziwą naturę - jest mianowicie wojownikiem. Po pokonaniu wroga Shion postanawia wybrać się w podróż za przygodą, miłością, prawdą i sprawiedliwością w towarzystwie swojej mamy. Mniej więcej coś w tym stylu - oryginalna historia jak widać.
Pierwsze wrażenie - grafika
Piękna jak noc wietnamska po nalocie, ale nie oczekujmy cudów, gdyż gra powstała w 2000 roku i jest przeznaczona na przenośne konsole. Kolorów mamy w porywach do 10, chociaż zarysy postaci, broni i krótkie animacje są zrobione wyraźnie, japońskie znaczki też, dzięki czemu wszyscy bardzo łatwo je zrozumiemy... Zasadniczym plusem takiej grafiki jest to, że małe dzieci nie nabawią się traumatycznych przeżyć związanych z widokiem krwi, kilka szarych pikseli nie powinno skrzywić im umysłu na resztę życia. Do minusów można zaliczyć bardzo ubogie animacje, wyżej powiedziałem, że wyraźne, ale niestety bardzo mało interesujące.
Muzyka, nie rani uszu, nie doprowadza też do nerwicy, ale jeśli zbyt długo zastanawiamy się nad jakimś posunięciem, to pętla dźwięków może nas trochę zmęczyć. Dźwięki piskliwe, no ale wystarczy posłuchać azjatyckiego konkursu karaoke, a muzyka z tej gry będzie jak balsam dla uszu.
Do Fire Emblem daleko niestety...
Swoją strukturą gra przypomina bardzo stary hit "Fire Emblem" (GBA), a w zasadzie jest jego wonderswanową wcześniejszą wersją. Na ekranie totalna wojna, a my musimy uratować świat przed jakimś bliżej nieznanym zagrożeniem.
Sterowanie jest dość intuicyjne, jak w większości gier JRPG. Postaci każemy się udać na jakąś pozycje taktyczną i atakujemy. Naszym zadaniem jest wybrać bohatera i do niego dopasować odpowiednią armię. Następnie kombinujemy nad taktyką i staramy się wpasować w odpowiednie miejsce na planszy. Kilka pierwszych scenariuszy możemy potraktować jako treningowe, ale już od 4 trzeba się zabrać za sensowne myślenie i taktycznie przeprowadzać ataki. Z czasem coraz więcej postaci staje się dostępnych i z kolejnymi etapami, wzrasta inteligencja komputera. Jeśli w walce załatwimy generała armii przeciwnej, to automatycznie cała ta armia znika, więc dla sadystów jest to spory zawód, bo nie będą mogli torturować zakładników.
Sprawności postaci - każda klasa ma inne zadania, np. mag może atakować na odległość, ale z bliska przydaje się jak pieprz do kupy. Mnich ze szponami jest niepokonany w bliskim starciu z magiem, ale kiedy poślemy go przeciwko rycerzom, to dostanie nieprzeciętny łomot. Scenariusz wygrywamy po unicestwieniu wszystkich przeciwników, czyli najlepiej celować w generałów. Nasi generałowie maja możliwość rozwijania się, a żołnierze najniższego szczebla, to mięcho armatnie tylko na jeden scenariusz, bo w następnym kupimy nowych, mało to humanitarne, ale niestety - business is business. Kiedy jednak stracimy generała, to już po nas. Sporym plusem jest to, że możemy grę zapisać i odtworzyć w każdym dowolnym momencie, jednak przebrnięcie przez niektóre scenariusze i tak zajmuje sporo czasu.
Summarum
Langrisser jest jednym z lepszych taktycznych RPG, jakie są dostępne na naszym rynku. Jest bardziej dopracowany niż Shining Force, daleko mu jednak do perfekcji Fire Emblem. W większości gier (jak chociażby w FFT) większy nacisk kładzie sie na ulepszanie postaci, levelowanie, zdobywanie nowych umiejętności itp. W Langrisser jednak chodzi przede wszystkim o strategię. Największym jednak problemem jest fakt, że tylko jedna gra z serii (prawdopodobnie pierwsza) została przetłumaczona na język angielski. Zatem dla większości tytuł okaże się tylko kolejną grą, w której się przechodzi od poziomu do poziomu, tocząc kolejne walki i nie rozumiając ani słowa z fabuły. Czasami przejście jednego poziomu zajmnie nam kilka dobrych minut -przez to że przeciwnik (komputer) ociąga się ze swoim ruchem,rozpatrując jak nas najlepiej zaatakować. Jednak dla cierpliwych Langrisser może okazać się prawdziwą perełką. W czasie kiedy powstała, mogła ciekawić i przyciągać, ale niestety dziś, nie ma ona nic ciekawego ani nowatorskiego do zaoferowania.
Moja ocena: 3/5
Reptile
reptile@o2.pl
www.rpgmaker.pl
Obrazki z gry:
Dodane: 28.10.2002, zmiany: 21.11.2013