




Cierpimy na alergię na tytuły popełnione w RPG Makerze. To raczej rzecz nabyta, wywołana przez zalew chłamu na Steam, gdzie jedna produkcja od drugiej różni się już chyba tylko literką w tytule. Często łopatologiczność fabuły na kwadrans rozciąga się niemiłosiernie rozlazłymi mapami, gdzie losowe walki potrafią się przydarzyć co średnio trzy kroki. Tym bardziej cieszy sytuacja gdy w swojej biblioteczce człek odnajdzie coś tak odbiegająceo od pospolitości jak LiEat. To napisałem ja, Jarząbek... Znaczy Ksiądz Malkavian. W skrócie - gra opowiada o losach smoczycy żywiącej się kłamstwami i jej opiekuna. No miałaby mała u nas w stolicy na Wiejskiej wyżerkę, co? Pękłaby jak jej daleki kuzyn spod Wawela wieki temu. Pękanie pękaniem, ale są też nowości:
- Tale of Ronin (PC), (Macintosh) - rysowana ołówkiem grafika przywodząca na myśl szkice. Kierujemy grupą roninów przemierzając ogarniętą wojnami Japonię. System walki podobno oddaje detale pojedynków na miecze.
- Heretic Operative (PC) - planszówka, RPG i strategia w jednym. Kierujemy heretykiem praktykującym zakazaną magię. Musimy strzec się Inkwizycji, wrogich kultów czy opętania. Brzmi intrygująco.
- Planet Nine (PC) - strzelamy sobie i łazimy mechem, którego w trakcie gry możemy względem potrzeb rozbudowywać. Mało innowacyjne, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- Yakuza Kiwami (PC) - cóż poradzić ma yakuza wracający po dziesięcioletniej odsiadce wrzucony do zupełnie nowego świata? Przekonać się możemy choćby za pomocą tego tytułu. Bo co można więcej napisać? I tak to już wiecie.
- Goblin Quest: Escape! (PC) - nie wszyscy szaleni naukowcy czy czarnoksiężnicy testują pułapki na szczurach. Ci litościwi wysyłają w nie gobliny. W tej produkcji gramy takim właśnie goblinem.