Legend of Zelda (The): Majora’s Mask 3D

Zeruda no Densetsu Mujura no Kamen Surīdī (JAP)
Wydania
2015()
2015()
Ogólnie
Szósta część Zeldy z N64 doczekała się po latach remaku na 3NDS.
Widok
TPP
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Judas
Autor: Judas
14.10.2021

The Legend of Zelda: Majora's Mask 3D, bo tak brzmi pełny tytuł, to gra wyjątkowa. Albo inaczej - to bardzo solidny remake jednej z najlepszych gier w historii. Nie, że najlepszej z serii, najlepszej od Nintendo, na Nintendo, na konsolach, etc. Nie - najlepszych w ogóle. Pewnie że PeCetowcy mogą mieć inne spojrzenie, że z dzisiejszej perspektywy gra nie oferuje rewolucji, ale...

- Ej, ty!!!
- Ja?
- No ty, ktoś ty??
- ...Nooo Judas, entuzjasta jRPG, skromny recenzent (z rzadka).
- To po pierwsze: co tu robisz, a po drugie - kimże jesteś, by mierzyć się z recenzją GRY-LEGENDY??
- Yyyy, nooo, ten... nikogo tu wcześniej nie było i...
- Aa, jak nie było to spoko, nie było tematu, kontynuuj.

Kupiłem kiedyś (tak jeszcze w latach dziewięćdzisiątych ubiegłego wieku... a może już na początku tego?) Nintendo 64. Z dwoma padami i jedną grą (nie, nie - pewnie spodziewałeś się, czytelniku, że zaraz napiszę "Majora's Mask", nic z tych rzeczy) - NBA (najprawdopodobniej) Hang Time. Miałem też jednego kolegę, z którym wiele rozmawialiśmy na temat gier, Nintendo, nadchodzącej premiery Dolphina (pamiętam jaki przeżył szok, gdy przyniosłem mu kawałek wydrukowanego Internetu z zapowiedzią... GameCube'a i jego zdjęciami ;)). I, podobnie jak wcześniej inny kolega był dla mnie źródłem gier dla mojego amerykańskiego SNESa, tak ten pożyczył mi wszystko, co najlepsze na N64. W taki sposób przeszedłem  m.in. Goldeneye, Mario64, pograłem w Turoka, Banjo Kazooie, no i skończyłem... Okarynę. Owszem, byłem nią zachwycony, ale niestety nie ukończyłem jej samodzielnie (w kilku miejscach się zawieszając). Cóż, to była moja druga Zelda, po Link to the Past. Ciekawe, czy teraz udałoby mi się ją przejść bez podpowiedzi (niekoniecznie, gdyż w zasadzie tylko Link Between Worlds udało mi się przejśc całkowicie samodzielnie, a pamięć nigdy nie była moją mocną stroną ;)). Coo? Aaa, tak - Maska Majory, już, już...

W oryginalną Majora's Mask zagrałem tak naprawdę jedynie chwilę, później na chwilę uruchomiłem (w ramach testów nowozakupionej gry) remake na 3DSie. Potrzeba było kolejnych miesięcy żebym dojrzał do tego, by zagłębić się w świecie Hyru... Terminy. Zapewne doskonale wiecie, że historia sagi to jest w ogóle dość skomplikowana sprawa, ze swoimi odnogami i wersjami alernatywnymi. W dodatku co jakiś czas modyfikowana przez samo Nintendo. Na szczęście wcale nie musimy się w nią zagłębiać na potrzeby tej recenzji. Chcę po prostu, żebyście wiedzieli / pamiętali ;).

nieRPG
Cóż, każdy wie także, że seria Zelda to właściwie gry przygodowo-zręcznościowe, z mocno akcentowanym motywem puzzli i zagadek. Że większość z nich ma bardzo zbliżoną konstrukcję - jest eksploracja świata, są świątynie, a wraz z postępem zyskujemy nowy ekwipunek, pozwalający dotrzeć tam, gdzie wcześniej się nie dało (metroidvania, anyone?). Że jest przeważnie bardzo liniowo, ze ściśle określoną kolejnością przechodzenia wspomnianych świątyń. Jest też trochę zadań pobocznych (zbieranie części serduszek) i... tyle. A z RPG? - zapyta ktoś dociekliwy. No, masz zwiększającą się liczbę serduszek (energia), ekwipunek (częściowo upgradowalny), jakieś mikstury. Ej, nie za mało trohę? Do I look like I give a damn? -  jak odpowiedział Bond na pytanie o Martini.

Dzień Świstaka
Głównym motywem w Masce Majory jest upływający, ściśle ograniczony (do 72 godzin), czas. Pół biedy, gdyby chodziło o godziny czasu rzeczywistego (większość gier da się ukończyć w 72 godziny) - w świecie gry czas niestety biegnie znacznie szybciej. Upływ ten prowadzi tu do nieuchronnego (ahaaa) końca: zbliżający się do planety księżyc ostatecznie ją niszczy. W zapobiegnięciu katastrofie pomaga Linkowi jego nieoceniona Okaryna, której dźwięki są lekiem na wiele bolączek (zarówno uniwersalnych, jak i tych występujących jednorazowo, doraźnie). Podobnie zatem jak w Okarynie Czasu poznajemy melodie, które tym razem pozwolą między innymi przewinąć czas do początku odliczania tych nieszczęsnych 72 godzin, zwolnić jego bieg, teleportować się między odkrytymi już lokacjami itp. Niestety, reset zegara zabiera Linkowi wszystkie przedmioty <policzalne>, zostawiając jedynie te <fabularne> i zdobyte puste butelki. Przepadają także rupie (tutejsza waluta), no chyba że zdeponowaliśmy je w "banku". Dość problematyczna jest kwestia zaliczonych lokacji, bo niby są dostępne, ale jeśli jakieś zadanie poboczne wymaga wcześniejszego ubicia bossa z danej świątyni, to niestety trzeba będzie się pofatygować i skopać mu cztery litery (albo... ogon, albo... no, wiecie - fauna Terminy przejawia pewnego rodzaju różnorodność) raz jeszcze. Są też pozytywy takich powrotów w czasie... powiedz, ile razy marzyłeś o wygranej na loterii?? Hmmm... tak, tak... ;)

W ogóle czas pełni tutaj kluczową rolę, bo lokale i instytucje w miasteczku mają swoje godziny "urzędowania", niektóre zadania i wydarzenia dzieją się tylko w konkrentych godzinach (i / lub konkrentego dnia). Na szczęście w remake'u dostajemy bardzo pożyteczny dziennik/notatnik, który automatycznie "zapamiętuje" zwyczaje mieszkańców i ich rutyny. Pozwala także śledzić postępy już rozpoczętych, kilkuetapowych questów, czy gromadzić plotki na temat potencjalnych nowych zadań. Kolejną nowinką jest system podpowiedzi, dostępny w miasteczku (Sheikah Stone). Pomaga uniknąć sytuacji, kiedy zawieszamy się gdzieś na dłużej, a także odnaleźć wróżki w świątyniach i części serduszek (energii). 

Fabuła
No dobra, nieuchronna zagłada, księżyc spada i w ogóle, ale jak to się zaczęło?
Trzymając się wersji oficjalnej - dwa miesiące po wydarzeniach z Okaryny Czasu, podróżując na swojej wiernej Eponie, Link wpada w pułapkę niejakiego Skull Kida. Przestraszona Epona ucieka, a Link traci Okarynę. Chwilę później traci też wizerunek (spokojnie, nie zrobił żadnej głupoty, za którą musiałby się wstydzić po wsze czasy: pościg za Skull Kidem kończy się przemianą Linka w drewnopodobną, roślinną postać - Deku). Kiedy Link (Deku) dotrze w końcu do Zegarowego Miasteczka <Clock Town> - wiele wskazywać będzie na to, że za wszystkie nieszczęścia (w tym spadający księżyc) odpowiada złośliwy Skull Kid. Czy tak jest naprawdę? - dowiesz się na końcu gry...

Maski, czyli nie tylko zielony kubraczek
Myliłby się ten, kto by sądził, że Maska Majory jest jedyną maską jaka tu występuje. Przeciwnie, bo maski to druga główna (po zabawie z czasem) mechanika gry. W czasie swojej podróży Link zdobywa maski, które pozwolą mu dotrzeć do kolejnych świątyń, albo zwyczajnie ułatwią zadanie czy też pozwolą rozwiązać jakieś questy poboczne. Masek w sumie jest ponad 20, ale trzy są kluczowe (Deku, Goron i Zora - czyli rasy znane z poprzedniej odsłony gry): pozwalają zmieniać się w postaci tych ras - strażników świątyń. Wraz z założeniem maski Link zdobywa charakterystyczne dla tej rasy umiejętności (i wygląd). Maski, w połączeniu z tradycyjnym dla serii ekwipunkiem (łuk, lina z hakiem, bumerang... a nie, czekaj - tego ostatniego akurat tym razem nie ma), pozwalają dostać się do wcześniej niedostępnych miejsc (a nie mówiłem? Metroidvania jak się patrzy!) by pozbierać choćby części serduszek. Jak wspomniałem - schemat gry jest charakterystyczny dla serii - najpierw musimy utorować sobie drogę do świątyni (poznając nowe melodie, czy zyskując dostęp do kluczowych dla zadania elementów), a potem zaliczyć świątynię (te z zasady są "samowystarczalne". Mam tu na myśli fakt, że jeśli już do niej dotarłeś, to powienienieś w jej murach znaleźć wszystko, co niezbędne do dotarcia do bossa danego przybytku). Pamiętając o upływającym czasie twórcy gry w każdej świątyni umieścili teleport do ostatniego przeciwnika, by go odblokować wystarczy raz dotrzeć do bossa (nie trzeba wygrywać. Raz musiałem celowo przegrać taki pojedynek, ponieważ zegar rozpoczął już ostateczne odliczanie do księżycowej katastrofy i nie było szans na wygranie walki). 


Na koniec garść banałów...
... no bo wiadomo, Zelda (a tej tutaj akurat w ogóle nie ma), bo klasyk... i tak wszyscy wszystko wiedzą (tylko przypadkiem nikomu nie chciało się napisać recenzji). Recenzenci (i gracze) od początku zwracali uwagę na mroczny charakter tej odsłony sagi. Rzeczywiście, bywa dosyć smutno i przygnębiająco (śmierć w kilku przypadkach bywa realna i ostateczna), nie tylko przez oprawę wizualną. Ta jednak też dorzuca swoje trzy grosze w tej warstwie (wystarczy choćby przyjrzeć się niektórym przeciwnikom, wykorzystanej palecie barw, czy... dostępnym dzięki jednej z poznanych melodii "pustym odbiciom" bohatera [creepy]. Ogólnie jeśli chodzi o oprawę audiowizualną - została ona mocno poprawiona i upiększona. To, co mogło szokować w przypadku Okaryny Czasu, nie zrobiłoby wrażenia na graczach w 2015 roku. Natomiast poprawki, jakie zaserwowali graficy Nintendo, pozwalają na komfortową rozgrywkę bez konieczności dźwigania "bagażu lat", jakim obarczony jest oryginał. Ścieżka dźwiękowa to jakość, do której przyzwyczaiła nas seria, niektóre melodie siedzą mi w głowie i co jakiś czas znajdują sposób, by o sobie przypomnieć.

Celowo pominąłem tu kilka elementów, nie wspomniałem o Tatl (i Tael), o Eponie (znaczy się o niej wspomniałem, ale nie napisałem czy i w jakich okolicznościach się odnajdzie i czy jazda na jej grzbiecie robi takie samo wrażenie jak kiedyś, w Okarynie Czasu). Nie napisałem o tym, jak melancholijna bywa to miejscami opowieść, ani o tym, że Skull Kid nie jest pierwszym Skull Kidem w serii. Nie zająknąłem się o rasach zamieszkujących Terminę, o ich cechach i problemach. Nie wspomniałem ani słowa o wyścigach, o pływaniu precyzyjnym, ani nawet o walorach choćby połowy ze zdobytych masek (i w ogóle o Fierce Deity's Mask!). Ale wiecie co? Do I look like I give a damn? To jest Majora's Mask, jedna z najlepszych gier w historii. Jeśli nie zagrałeś - spróbuj, jeśli skończyłeś raz - zrób to po raz drugi. A jeżeli przechodzenie Maski Majory jest dla ciebie cyklicznym rytuałem i przeżyciem, no cóż - i tak znowu zagrasz, nie muszę cię namawiać.

Moja ocena: 9/10 (no bo jednak rimejk)


Obrazki z gry:


/obrazki dostarczył Judas/

Dodane: 15.02.2015, zmiany: 14.10.2021


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?