Final Fantasy Crystal Chronicles: Echoes of Time (Nintendo DS)

Final Fantasy Crystal Chronicles: Echoes of Time

Wydania
2009()
2009()
Ogólnie
Kolejna po Ring Of Fates część serii Crystal Chronicles na DS. Naprawiająca błędy swojej poprzedniczki, jednak potrafiąca być bardzo irytująca przygoda w stylu hack'n'slash.
Widok
izometr
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Vasquo
Autor: Vasquo
06.07.2009
W pijackim zwidzie obiecałem JRK nową reckę, teraz niestety pokutuję za to przyrzeczenie ;p. Zatem, startujemy!

Final Fantasy Crystal Chronicles: Echoes of Time jest już drugą grą z serii "Crystal Chronicles", która dzięki Square Enix pojawiła się na konsoli NDS (a także Wii, o czym później). Gra korzysta z tego samego silnika co jej poprzedniczka, wprowadzając jednak kilka istotnych zmian, które poprawiają jakość rozrywki. Wciąż jednak jest to hack'n'slash przypominający dobre platformówki, gdzie obok ubijania rzeszy potworów rozwiązujemy różnego typu zagadki (pociągnięcie odpowiedniej dźwigni, użycie odpowiedniego czaru itp.) by przejść do następnej lokacji. Jednak zanim przybliżę Wam dokładniej jak to wygląda w praniu, dowiedzmy się o co chodzi jakby...

Zupełnie zaskakująca przygoda... Albo i nie.
Główny bohater (tudzież bohaterka) - mieszkaniec małej wioski położonej gdzieś w lesie, udaje się w jego głąb by wziąć udział w ceremonii mającej uświetnić jego osiągnięcie pełnoletniości. Gdy udaje nam się ubić wstrętnego potwora, dostajemy od naszej przyjaciółki Sherlotty kryształ. Po powrocie do wioski okazuje się że jedna z mieszkających tam postaci zachorowała na "chorobę kryształu". Jako że jesteśmy mężni i uczynni postanawiamy wyruszyć w świat by znaleźć odpowiednie lekarstwo. Na swej drodze spotykamy pewnego maga - Larkaicusa, który w zamian za drobną przysługę obiecuje nam pomóc. Jednak jego zamiary nie do końca okazują się uczciwe, a to co miało być tylko szybkim wypadem na miasto po lekarstwo, staje się poważniejszą sprawą, której celem będzie (tudududu) ratowanie świata! Chociaż historia nie wydaje się zbyt ciekawa, z czasem się rozwija i nie jest nachalnie irytująca jak to często bywa. Prawdę mówiąc stanowi ona bardziej tło do rozgrywki. Muszę też przyznać, że historia opowiedziana w Ring of Fates była ciekawsza i bardziej wciągająca.

Nowe =/= lepsze?
Grę zaczynamy od stworzenia własnej postaci (pierwsza nowość w stosunku do poprzedniczki). Możemy wybrać jedną z pośród czterech ras- zbalansowanych Clavat, silnych fizycznie Lilties, zwinnych Selkies czy też magicznych Yukes. Każda z nich różni się chociażby orężem w jakim się specjalizują, czy też rozwojem poszczególnych statystyk. Tutaj należą się ukłony w stronę Square-Enix, które dało nam możliwość przejścia gry solo, bez potrzeby targania ze sobą uciążliwych kompanów. Jeśli jednak czujemy się samotnie, po dotarciu do miasta możemy stworzyć sobie kompanów w Adventure's Guild, tak samo jak tworzyliśmy głównego bohatera. Należy jednak pamiętać, że każda z tak wykreowanych postaci zaczyna od pierwszego poziomu, nie zdziwcie się więc kiedy znudzi Wam się rozgrywka daną rasą w połowie gry i będziecie chcieli ją zmienić. Mamy także możliwość zwerbowania już stworzonych bohaterów, często z unikatowym ekwipunkiem. Każdy z nich jednak zostaje zdobyty w inny sposób, jednemu trzeba zapłacić, inny przyłączy się tylko gdy będziemy grać odpowiednią ilość godzin czy też ubijemy dostatecznie dużo potworów. Muszę Was jednak ostrzec, że AI wciąż nie grzeszy inteligencją i grę spokojnie można przejść samemu, chociaż w końcowych etapach warto mieć jakiegoś towarzysza, który służyć będzie wskrzeszaniu naszej głównej postaci.

Kolejną nowością jest wprowadzenie zwykłego MP przy rzucaniu czarów zamiast marnujących się magicites. Jednak czarowanie wciąż odbywa się za pomocą kręgu, co często bywa uciążliwe. Z drugiej jednak strony rzucanie silniejszych czarów nie jest tak wymagające jak to było w RoF. Warto też wspomnieć, że teraz z pokonanych wrogów wypadają nie tylko materiały, dzięki którym możemy tworzyć nowe przedmioty, ale także klejnoty, które po przymocowaniu do naszego uzbrojenia dają nam odpowiednie bonusy, czy też orby, które gdy uzbieramy odpowiednią ich ilość podnoszą nam statystyki żywiołów (fire, ice etc).

Muszę niestety napisać o tym co mnie najbardziej irytowało, chociaż z początku tego nie zauważałem. Jest to mianowicie brak save pointów w dungeonach. Gdy zaczynamy naszą przygodę nie wydaje się to aż tak uciążliwe, gdyż lokacje nie są długie i szybko je kończymy. Jednak w dalszych etapach gry to prawdziwa udręka. Gdy dodamy do tego jeszcze konieczność rozwiązywania zagadek, które często wymagają od nas użycia czarów, oraz kompletny brak (!!!) potion czy też ether, jesteśmy postawieni w beznadziejnej sytuacji. Często jest tak, że jesteśmy bardzo daleko, mamy mało HP, a MP jeszcze mniej, musimy użyć czarów by otworzyć przejście do następnej lokacji, ale wypadałoby też się uleczyć- tak więc mamy przejeb... i najczęściej kończy się to przechodzeniem danej lokacji wraz z ponownym, żmudnym rozwiązywaniem zagadek i ubijaniem potworów OD NOWA. Szczególnie w pamięć wrył mi się Cmentarz, który potrafi doprowadzić człowieka do szewskiej pasji. Wtedy właśnie przydaje się kompan, który mógłby nas uleczyć, jednak jego niezbyt fajne AI z AŻ czterema ustawieniami zachowania (wszystkie beznadziejne) prowadzi do tego, że prędzej sam zginie niż mu się to uda. Widać że gra była tworzona z myślą o multiplayerze (możliwość grania razem przez NDS i Wii), gdzie każdy z członków drużyny odpowiada za coś innego. Co nie zmienia faktu, że save pointy w grze pojedynczej być powinny, chociażby dlatego, że często musimy przerwać grę gdy wysiadamy z autobusu, czy musimy iść na zajęcia, a nie uśmiecha się nam zaczynanie poziomu od nowa.

Co widzimy w kryształowej kuli
Jeśli chodzi o stronę graficzną można powiedzieć jedynie to, że to wciąż czołówka jeśli chodzi o DS'a. Nie tylko w czasie filmików przerywnikowych, ale także w czasie grania. Pięknie zrobione lokacje, modele postaci, na których wciąż widać każdą zmianę [zbroję i uzbrojenie], czy też widowiskowe czary. Wszystko to chodzi płynnie, do czasu gdy na ekranie pojawi się więcej przeciwników. Jeśli do tego w drużynie jest więcej niż dwie osoby, gra potrafi nieźle zwolnić i przyciąć. Jeśli chodzi o stronę dźwiękową, jestem bardzo zadowolony. Spodobały mi się melodie przygrywające nam podczas zwiedzania poszczególnych lokacji. Jak dla mnie odpowiednio umilają one eksterminację wrogów. Nie mogę nic też zarzucić odgłosom wydawanym przy ataku przez naszego bohatera, czy też voice actingowi (chociaż tego za dużo nie ma) w czasie cut-scenek. Generalnie oprawa audio-wizualna to majstersztyk.

When I'm crystal...
Ogólnie rzecz biorąc Final Fantasy Crystal Chronicles: Echoes of Time to porządna gra, naprawiająca kilka błędów poprzedniczki, jednak przynosząca kilka nowych. Jednak daje ona dużo fajnej zabawy i satysfakcji z jej ukończenia. Wspomnę tu jeszcze o możliwości zbierania zdrapek, które to mogą chwilowo dać nam nowe możliwości (np. podwójny skok) i posiadają ciekawe, fajne grafiki na odwrocie. Po ukończeniu gry pojawia się dodatkowy dungeon oraz mamy możliwość rozpoczęcia przygody od nowa na wyższym poziomie trudności (z możliwością zachowania już zdobytego ekwipunku), gdzie można zdobyć nowych kompanów, a gdy uda nam się ukończyć przygodę na hardzie odblokuje się poziom very hard. Podsumowując jest co w grze robić (ukończenie za pierwszym podejściem to +/- 20h) tym bardziej jeśli mamy przyjaciół z którymi możemy zagrać w jednej drużynie.

Grafika: 10/10
Muzyka i udźwiękowienie ;): 9/10
Gameplay: 7/10

Moja ocena: 7 z dużym plusem/10


Obrazki z gry:

Dodane: 07.07.2009, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?