Super Robot Taisen OG Saga: Endless Frontier (Nintendo DS)

Super Robot Taisen OG Saga: Endless Frontier

Mugen no Frontier: Super Robot Taisen OG Saga (JAP)
Wydania
2008()
2009()
Ogólnie
Nowość w serii, zamiast typowego taktyka z robotami w rolach głównych dostajemy klasycznego jrpg z piersiastymi panienkami. Nie żartuję :). Roboty niby też są, ale na dalszym planie, a panienki to bohaterki innych gier. Czyli fanservice!
Widok
izometr
Walka
fazówka
Recenzje
Sir_Giurek
Autor: Sir_Giurek
17.06.2009
Super Robot Taisen - przyznaję, że tytuł ze słyszenia był mi znany, jednakże nie miałem o tej serii zielonego pojęcia. Ot tylko gdzieś wyczytałem, że to jakieś strategie czy inne tacticsy. Aż tu nagle przegladając pewien zagraniczny serwis o grach (z którego to JRK bardzo lubi screeny podprowadzać :P) natrafiłem na Super Robot Taisen OG Saga: Endless Frontier (dłuższego tytułu chyba się wymyślić nie dało. Chociaż nie zapeszajmy), który to nie dość, że powstał na mojego DSa, to jeszcze w dodatku okazał się RPGiem. Nic to, trzeba było się z tytułem zapoznać...

Niestety pierwsze chwile spędzone z grą najlepiej nas do niej nie nastawiają - brak interka, bardzo skąpe menu, po rozpoczęciu gry wprowadzenie również nie powala, a historia niczym nie zaskakuje. Nie lepiej jest też później - grafika zdecydowanie nie należy do tych najładniejszych na DSie. Leveldesign również niczym się nie wyróżnia... Już dawno żadna gra nie wywarła na mnie tak złego pierwszego wrażenia. Mimo wszystko jednak zdecydowałem się grać dalej. I całe szczęście.

Fabuła na początku wydaje się prosta. Wielka wojna między światami, tajemniczy statek kosmiczny, która rozbija się w świecie zwanym Lost Herencia ("Utracone Dziedzictwo") i łowca nagród Haken wraz ze swoją towarzyszką kobietą-cyborgiem Ashen, którzy zamierzają wrak przebadać. Jak się można domyślić od pierwszych chwil to właśnie tą parkę będziemy "animować". Później wszystko się komplikuje, a po kilkunastu godzinach gry wątków jest tyle, że powoli zaczynamy się gubić.

Jak już wcześniej pisałem, graficznie gra prezentuje się mocno przeciętnie, jednakże to tylko pierwsze i jakże mylne wrażenie. Olśnienie przychodzi po napotkaniu przeciwnika (wg starej jRPGowej tradycji mamy oczywiście spotkania losowe) - Endless Frontier bowiem posiada jeden z najbardziej oryginalnych i ładniejszych systemów walki jaki dane mi było widzieć. Przeniesieni zostajemy na osobny ekran, na którym po lewej stronie widzimy naszych przeciwników, a po prawej naszych bohaterów (wszystko od boku). Każda z postaci dysponuje kilkoma akcjami, które może wykonać, a ich ilość zależna jest od statystyki COM (odpowiednik staminy). Możemy zaatakować, użyć przedmiotów, specjalnych ataków itp., normalka. Gdzie więc ta oryginalność? Otóż gdy decydujemy się zaatakować wroga, tak on jak i nasza postać zostają przesunięte na środek ekranu i zaczyna się sekwencja ataków. Zanim jeszcze się ona skończy wystarczy wcinąć kolejny raz klawisz ataku (o ile mamy do dyspozycji jeszcze jakieś punkty akcji), aby rozpocząć kolejną serię. Jeśli wszystko robimy płynnie, nasze ataki połączą się w łańcuch kombosów zadając więcej obrażeń. Może to brzmi trochę zawile (aby to dobrze zrozumieć polecam obejrzenie gameplay-ów), ale sprawdza się wyśmienicie, szczególnie później gdy mamy już dużą drużynę. Do tego tak grafika jak i animacja starć są prześwietne, dodatkowo jeszcze podczas ataków specjalnych (w tym overdrive-ów) karmieni jesteśmy krótkimi animowanymi wstawkami. Miodzio! I żeby nie było - atak w tej grze nie ogranicza się do tego, że postać podchodzi, wali mieczem i tyle, tutaj sekwencje ataków trwają po parę sekund (ciachanie, podrzucenie wroga w powietrze, seria z karabinu/strzelby... mniam).

Świat gry to właściwie kilka różnych światów połączonych ze sobą za pomocą tzw Cross Gate-ów. Mamy więc Lost Herencia, która to przypomina futurystyczny dziki zachód (Haken to właśnie taki kowboj z porządną nowoczesną giwerą), mamy też świat pełen ninja i budowli rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni i wiele innych, każdy z nich oryginalny i ciekawy. Jedynym minusem jest to, że są one dość małe (Lost Herencia jest dużo mniejsza niż świat z Chrono Triggera).

W miarę upływu czasu oczywiście zdobywać będziemy kolejne poziomy, nowe umiejętności, przedmioty (każdy fan jRPGów powinien być zadowolony) oraz oczywiście spotkamy coraz to ciekawsze postacie, z których część do nas dołączy. Pierwszą ochotniczką do podróżowania z nami będzie Kaguya, którą to znajdziemy na samym początku gry we wraku rozbitego statku. Co ona tam robiła? Nic, zaspała... A że kobitka ma czym oddychać (100cm w biuście!!!), a na dodatek jest księżniczką z innego świata, która zaginęła i wyznaczono sporą nagrodę za jej odnalezienie, jest kompanem bardziej niż pożądanym przez kobieciarza-materialistę jakim jest właśnie Haken. Skoro przy kobietach jesteśmy - zdecydowanie to właśnie przedstawicielki płci pięknej dominują w tej grze, która to swoją drogą nie stroni od pikantnych i seksistowskich żartów (w granicach dobrego smaku jednak). Dodatkowo wiele pań za sobą nawzajem nie przepada więc... Sami sobie wyobraźcie. Przy niektórych dialogach nie sposób się nie uśmiechać, chociaż po kilkudziesięciu godzinach gry te same teksty już zaczynały trochę nużyć.

Jak na jRPG przystało, oprócz walki i zwedzania świata sporo czasu poświęcimy również na zagadkach logicznych. Nie są one jednak ani zbyt skomplikowane ani zbyt czasochłonne, więc nawet najbardziej odporni na myślenie ludzie powinni dać sobie radę. Bardzo dużo również tu rozmów, na szczęście jednak dialogi są ciekawe i pełne humoru.

Poziom trudności jest o tyle nierówny, że na początku (tak przez pierwsze 12 godzin gry) nie stanowi właściwie większego wyzwania, później jednak nagle staje się trudniejsza i niezbędne staje się levelowanie i kombinacje. Bez obaw jednak - gra mimo wszystko nie irytuje i chce się w nią grać.

Dobra dobra, tyle już o grze napisane, ale gdzie są te tytułowe Super Roboty? Cóż... na początku nie ma ich w ogóle, mechy (i to w wersji zminiaturyzowanej - bo co to za mech, który ma ledwo 3m wysokości) pojawiają się dopiero po kilku godzinach gry, a później nawet będziemy mieli parę w drużynie. I mimo że mechwarriorowe klimaty to zdecydowanie nie jest to co mi się akurat podoba najbardziej, to w tej grze jednak jak najbardziej mi podpasowało.

Oprawa audiowizualna - jak już było napisane, same lokacje jak i mapa świata są dość przeciętne (ale nie złe!), ale już walki wyglądają wprost bajecznie. Jak jest zatem z muzyką i dźwiękami ? Muzyka daje radę, łatwo wpada w ucho i nie denerwuje. Dźwięki natomiast... Powiem tak: są rewelacyjne, ale podczas grania w miejscach publicznych jednak korzystajcie ze słuchawek - zauważyłem, że otoczenie bardzo dziwnie reaguje na odgłosy dochodzące z DSa, którym to bliżej do ścieżki dźwiękowej jakiegoś brutalnego (strzały, wybuchy) hentai (jęki postaci żeńskich kojarzą mi się jednoznacznie... Ale to może ja jestem jakiś skrzywiony) ^_^.

Podsumowując: Endless Frontier to kawał fatastycznego, oryginalnego, pełnego humoru i stosunkowo długiego (ok. 30h) jRPGa. Przeszkadzać może tylko trochę mały świat i liniowość, ale fani gatunku już chyba są do tego przyzwyczajeni. Jak by jednak nie patrzeć, gra jest świetna :).

Plusy:
+ genialny system walki, animacja i grafika
+ zamotana (z czasem) fabuła
+ barwne postacie
+ humor :))
+ podskakujące Piersi Attack! (overdrive Kagui - to trzeba zobaczyć! xD)

Minusy:
- takie sobie mapki świata
- liniowość

Ocena końcowa: 4/5


Obrazki z gry:

Dodane: 18.06.2009, zmiany: 21.11.2013


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?