E.Y.E: Divine Cybermancy (PC)

E.Y.E: Divine Cybermancy

Wydania
2011()
Ogólnie
Udany mariaż strzelanki i RPG posiadający intrygujący świat i zawierający kilka odważnych pomysłów. Mimo to niespecjalnie wybija się z tłoku pokrewnych produkcji.
Widok
FPP
Walka
strzelanka z elementami akcji
Recenzje
Rankin Ryukenden
18.04.2014

Budzisz się. Jesteś w dziwnym miejscu, koło ciebie są zwłoki osoby, którą rozpoznajesz jako swojego Mentora. Przechodzisz przez tajemniczy portal. Budzisz się. Jestes na dnie jaskinii. Ktoś się z tobą kontakuje, mówi ci, że twój cyber-mózg uległ poważnemu uszkodzeniu i straciłeś pamięć...

Tak rozpoczyna się E.Y.E.: Divine Cybermancy, jeden z najbardziej nietypowych tytułów, w który miałem przyjemność zagrać. Próbuję właśnie wyklecić jakąś analogię, czy porównanie, które pozwoliłoby wam mniej więcej ogarnąć, jaka to jest gra - i najlepsze, co przychodzi mi do głowy to "miks Deus Ex, Doom i Warhammera, podlany pewną porcją psychodelików". Jesteście nadal ze mną?

(nie? You gain Brozoufs.)

Gdy porównanie jest takie rozwiązłe i obszerne, musi być nieadekwatne. I tak w sumie jest - dlatego może po prostu opowiem, o co w tym wszystkim chodzi, poczynając od uniwersum i fabuły. Otóż mamy rok... eee... w sumie nie wiadomo, który, jest to odległa przyszłość, na tyle odległa, że ludzkość nawiązała kontakt z obcymi rasami i posiada kolonie na wielu planetach. Jednak to nie z obcymi będziemy mieli do czynienia, a to dlatego, że nasz bohater jest członkiem Culter Dei, frakcji EYE, tajnej organizacji "mnichów-wojowników", która dawno temu została utworzona przez Secreta Secretorum (coś jak Illuminati) w celu zwalczania paranormalnych zagrożeń. Taka jest przynajmniej teoria, ponieważ EYE dawno odeszło od swych założeń i o ile sprawy paranormalne oraz główna ich manifestacja, tajemnicza Metastreumonic Force, mają bardzo konkretny wpływ na fabułę, to lwią część gry zabiera gigantyczny cluster[beep] jakim jest walka (polityczna) Culterów z rywalami Jiang, walka (polityczna) twojego Mentora z komandorem Rimanah, a także walka EYE z (podobno) faszystowską Federacją, a do tego bandyci-maruderzy (Looters), którzy leją się ze wszystkimi. Jeśli to brzmi skomplikowanie to dlatego, że takie jest i składanie przez naszego bohatera (który nieodwracalnie stracił pamięć, a przynajmniej bardzo dużą jej część) do kupy wydarzeń i motywów będzie zajmowało dość sporo czasu, w szczególności kwestia, co tak naprawdę wydarzyło się na tej felernej misji, która doprowadziła do amnezji bohatera. A prawda wcale nie jest taka prosta, ani przejrzysta, szczególnie, że pierwsze ukończenie gry zostawi gracza z większym zamętem w głowie, niż na początku gry. To dlatego, że twórcy tworzyli grę pod bajer zwany po japońskim protoplaście NewGame+. Co to jest NG+? Otóż po zakończeniu gry jest możliwość zaczęcia jej od nowa, zatrzymując ekwipunek i doświadczenie, coś jak Diablo 2 na Koszmarze i Piekle. Różnica jest taka, że w NG+ często zmienia się też sama fabuła, otwierają się nowe zakończenia i nowe opcje. W EYE - w EYE pojawiają się nowi, tajemniczy NPC, którzy...

...w sumie sam nie wiem, ponieważ im bliżej prawdy, tym bardziej surrealna staje się fabuła. Niemniej wszystko, co na pierwszy rzut wydaje się być nielogiczne, bez sensu, czy wzięte z dolnej części ciała, zostaje w ten czy inny (w miarę spójny) sposób wyjaśnione w prawdziwym finale, do którego dostęp uzyskuje się wchodząc w posiadanie trzech najwyższcych mocy, czy też "wrót", a do tego trzeba jedną postacią ukończyć grę trzykroć, za każdym razem stając po innej stronie konfliktu.

(You gain Brozoufs.)

Dobra, kończę może z fabułą. Jak się w to gra? Hm... EYEDC jest w zasadzie FPSem. Piszę "w zasadzie", bo o ile faktycznie większość gry polega na strzelaniu z dość zróżnicowanego arsenału broni z opcjonalną, ale bardzo satsyfakcjonującą walką wr-, tfu, machaniem wielkim mieczem i eksplodowaniem wrogów, to zdecydowanie nie jest to wszystko, co można robić... Ale po kolei. Część FPSowa jest zrealizowana w miarę poprawnie. Mamy pistolety w różnych smakach, strzelby, pistolety maszynowe, karabiny, snajperki, a także sprzęt ciężki - trójlufowy gatling Sulfatum, granatnik, etc. Nasza postać nie może co prawda nieść wszystkiego naraz - należy uważać zarówno na miejsce w plecaku, jak i na obciążenie. Na szczęście ekwipunek można zmienić w każdej chwili w znajdującej się w miarę bezpiecznym miejscu mobilnej zbrojowni i jeśli coś się nie sprawdza, można próbować innych taktyk.

Albo można też w ogóle zostawić bronie i popróbować innych narzędzi dostępnych graczowi - zdolności psionicznych, oraz zdolności cybernetycznych. I o ile te pierwsze na początku gry będą niezbyt pokazowe, to w ostatecznym rozrachunku są całkiem potężne, zaś wśród tych drugich od samego znajduje się IMO ikoniczne dla EYE hakowanie. Hakowanie nie takie jak w np. Deus Ex - tutaj można hakować wszystko, co ma w sobie elektronikę, czyli w zasadzie wszystko, co nie należy do Metastreumonic Force. Bankomat? Zhakować dla dodatkowych Brozoufów! Wieżyczka? Nasza! Żołnierz? Zdetonować go hakowaniem! Zakamuflowany snajper? A może przejąć kontrolę nad nim? Tylko należy uważać, bo hakowanie nie jest zwykłą, bezpieczną próbą przejęcia, a rozgrywanym w czasie rzeczywistym pojedynkiem, który może skończyć się porażką i próbą kontrataku.

Mamy narzędzia do walki, ale z czym walczymy? Przede wszystkim z ludźmi, którzy mają dostęp do tego samego sprzętu, co my. I o ile indywidualnie poza siłami elitarnymi mają dużo mniej HP, to praktycznie zawsze atakują w grupach. Co więcej, losowo respawnują się, co oznacza, że gracz jest pod stałą presją. Na dodatek zdrowia nie idzie tak łatwo zregenerować - nie ma żadnych znajdziek, ani żadnych miejsc, które nam HP odnowią, trzeba mieć albo przedmiot leczący, który regeneruje się z czasem i tylko jeśli jest wyjęty, albo używać bardzo kosztownej mocy psionicznej przerabiającej itemy na zdrowie. Żeby było jeszcze weselej, postać gracza nie jest ze stali - traumy czy to fizyczne (np. połamane nogi), czy mentalne (ataki paniki, szaleństwo) nie są jej obce i też trzeba sobie z nimi radzić. W takiej sytuacji o zgon gracza jest względnie łatwo. Nie jest to jednak zbyt wielkim problemem - na starcie gry postać posiada 9 "rezurektorów", które po paru chwilach wskrzeszają postać na miejscu śmierci, zapewniając chwilową nietykalność. Rezurektory można dokupować, ale nie jest to też niezbędne - w razie wyczerpania ostatniego, postać gracza budzi się w owym tajemniczym miejscu, w którym rozpoczęła grę, odyskując komplet wskrzeszaczy, ale tracąc za to cały, bądź prawie cały, postęp aktualnej misji. Żeby nie było tak różowo i wesoło, śmierć wiąże się z ryzykiem otrzymania Powaznej Rany, która jest przez bardzo długi czas nieuleczalna i która wiąże się z karami do wielu statystyk postaci, w zależności od tego, gdzie została zadana. Taka jest przynajmniej teoria - w praktyce na normalnym poziomie trudności efekt poważnych ran jest dość trywialny, miałem po kilka (ginie się często, czasem z zaskoczenia) i nie czułem się specjalnie ograniczony. To po części zresztą dlatego statystyki nie mają bardzo dużego wpływu na grę - ważniejszy jest sprzęt i badania.

Właśnie, sprzęt i badania. Z powodów fabularnych EYE straciło bardzo dużo zasobów i wiedzy i praktycznie przez całą grę będziemy prowadzili badania na znalezionych (dropionych przez ludzkich wrogów) artefaktach. Badań jest bardzo dużo i z jednej strony dają one najróżniejsze bonusy do statystyk i obrażeń, z drugiej odblokowują nowe bronie i umiejętności, z trzeciej wreszcie dają na XComową modłę mały wgląd w świat gry. Problem jest jeden - badania kosztują, często kosztują sporo. Można w pewnym stopniu regulować, ile Brozoufów się wyda na dany projekt, ale i tak tanio nie będzie. Dlatego też czasem przyjdzie graczowi... pogrindować na losowych misjach między misjami fabularnymi.

Słówko o misjach - na papierze nie jest ich znowu tak wiele, łącznie może z 10, przy czym przez "misja" gra rozumie serię celów wykonywanych na jednej mapie. Po ukończeniu misji, jej mapa zostaje odblokowana w kwatrze głównej na cele misji losowych. Misje w EYE wyróżnia dość spora nieliniowość, zazwyczaj cel można osiągnąć na kilka różnych sposobów, z różnymi, mniej lub bardziej wyraźnymi konsekwencjami. Ot chociażby na pierwszej misji przejście do New Eden można odblokować sobie na kilka różnych sposobów, coś niszcząc, albo coś innego hakując, ew. zabijając szefa bandytów i korzystając z terminala znajdującego się w jego pomieszczeniu. Chwilę później można przejąć ważne dane albo w pojedynkę (możliwe są komplikacje, jeśli nie poradzimy sobie adekwatnie), ale też można sprytnie sterując rozmową i wabiąc obietnicami przekonać innego szefa bandytów, aby odwalił za nas brudną robotę, co z kolei będzie miało swoje konsekwencje. Na mapach jest też po kilka opcjonalnych zadań pobocznych, które są okazją do nabicia dodatkowych Brozoufów.

(You gain Brozoufs.)

Innym ciekawym aspektem gry jest multiplayer, którego jednak nie miałem okazji wypróbować - wiem tylko, że jest można grać w trybie co-op. W ilu graczy? O, niewielu. Zaledwie 32.

Nie ma róży bez kolców. Największym problemem EYE jest jakość słowa pisanego. Nie wiem, jak jest we francuskim oryginale, ale wersja angielska jest bardzo słaba. Słabość klasy Zero Wing - do tego stopnia, że bez patcha poprawiającego dialogi czasem bardzo trudno połapać się w naszych celach, w fabule, ba w funkcji przedmiotów. Jeden ekstremalny przykład słabości oryginalnego tłumaczenia na angielski to przedostatnia misja i poszukiwanie Akmala. Celem gracza jest zniszczenie i podpalenie zaworu doprowadzającego gaz - gra enigmatycznie mówi, że trzeba "zniszczyć przełącznik". Ponadto mapy są nieco zakręcone i mało przejrzyste, a niektóre misje bardzo się dłużą i nużą, szczególnie na NewGame+, gdy po raz kolejny robimy to samo. Inna sprawa do wyważenie poziomu trudności - a w zasadzie jego kompletny brak. Wiele zależy od tego, ilu i jakich wrogów wyspawnuje gra w danym momencie, ale i tak misje oscylują niemal kompletnie bezładnie między śmiesznie łatwymi a okrutnie trudnymi.

Oprawa graficzna jest poprawna. Gra działa na silniku Source i choć autorzy postarali się, aby nadać jej dość unikatowy, mocno jednak inspirowany Warhammerem 40 000 styl, wiele z tego silnika nie da się wycisnąć. Udźwiękowienie to też nic wybitnego, jedyną ciekawostką jest fakt, że wszyscy mówią w jednym, charakterystycznym, obcym języku.

W ostatecznym rozrachunku EYE Divine Cybermancy jest grą... dziwną. Choć jest całkiem udanym mariażem strzelanki z RPG i choć posiada intrygujący świat i parę odważnych pomysłów, sposób przedstawienia fabuły nie każdemu trafi do gustu, niektóre słabsze misje wcale nie pomogą, a koszmarna jakość tłumaczenia na angielski może odstraszyć resztę odważnych. A szkoda, bo mimo wszystko EYE jest grą wartą uwagi. W razie czego zawsze można sprawdzić ogólnie dostępne demo...


Plusy:
+ mroczny, cyberpunkowy setting
+ połączenie FPS z RPG
+ obszerny wybór broni i umiejętności
+ swoboda
+ mindscrew

Minusy
- mindscrew
- kiepskie tłumaczenie
- nierówne fragmenty i brak wyważonego poziomu trudności

Ocena: 3/5


Obrazki z gry:


/Obrazki: Rankin Ryukenden/

Dodane: 21.11.2013, zmiany: 18.04.2014


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?