Princess Maker 5 (JAP) |
|
Wydania |
2007() |
Ogólnie
|
Symulator tatusia, odsłona piąta. Niańczymy naszą przybraną córeczkę przez 8 lat, posyłając ją do szkół, pracy, czy wreszcie - na rpg-owe wyprawy :-). W zależności od naszych wyborów, nagrodzeni zostaniemy jednym z ponad 70 różnych zakończeń. Zabawa - przednia! Niestety, z tego co widzę, piąta princeska jest zdecydowanie brzydsza od swoich starszych sióstr. Akcja gry przeniosła się z klimatów fantasy do czasów współczesnych - dodano takie jakby 3d do pokoju córeczki, nadal mamy erpegowe wyprawy i turowe walki z przeciwnikami i całe mnóstwo współczynników - ale co z tego, skoro główna bohaterka wygląda jak malowana ruska babuszka...
|
Widok
|
z boku
|
Walka
|
turówka
|
Recenzje |
Czas jakiś i kilka wizyt u psychoanalityka potem, postanowiłem jednak dać grze szansę. I powolutku, pooowoooluuuutku się do niej przekonałem. Ale - jak zwykle - po kolei. Gra w stosunku do poprzedniczek została zdecydowanie rozbudowana i ulepszona. I to zaczynając od takich drobiazgów, jak fakt że możemy być nie tylko tatusiem, ale także mamusią, aż po tak gruntowne, jak to że jednostką operacyjną nie jest już dzień, ale godzina. A właśnie, dla tych którzy przegapili jakoś tą serię - w grze wychowujemy przybraną córkę od 10 do 18 roku życia, organizując jej czas - wysyłając do szkół, na treningi, czy do pracy. W poprzednich częściach 1 dzień = 1 czynność, teraz dzień podzielono na godziny, więc 1 dzień = wiele zajęć. Jasna sprawa, że w sposób drastyczny wydłużyło to czas trwania rozgrywki. Nie da rady teraz wychować sobie kolejnej córeczki w jeden wieczór, trzeba na to przeznaczyć znacznie więcej czasu.
Poprzednie wersje umiejscowione były w fantastycznym królestwie, tym razem akcja rzuca nas do dzisiejszej Japonii. Niesie to ze sobą pewne zmiany - nasza córeczka MUSI chodzić do szkoły (podstawówka, potem gimnazjum i liceum), nie może już jak to onegdaj bywało przepracować całego życia :). Cała reszta też została uwspółcześniona - miasto (bardzo rozbudowane, mnóstwo lokacji do odwiedzenia - typu karuzela, kino, domy handlowe, czy planetarium), przedmioty do kupienia (współczesne ubrania, broń typu kij baseballowy, a na poprawę humoru gry komputerowe - m.in. Princess Maker 2:)), treningi (wf, basen, kącik malarski, kółko teatralne), czy wreszcie praca (noszenie pudeł w Tesco [no dobra, w jakimś innym japońskim supermarkecie, ale idea ta sama], kelnerowanie, czy udzielanie korków - nie ma już mojej ulubionej pracy na farmie, czy pilnowania cmentarza...). I wydawałoby się, że gra jest całkowicie mundańska, ale na szczęście(?) w 13 urodziny nasza córeczka zostaje zaatakowana przez cudacznego dziwaka. I gra robi się ciekawsza, gdy nasze maleństwo dowiaduje się o swoim nieziemskim pochodzeniu. Od tego dnia może też wyruszać (wreszcie!!!) na erpegowe wyprawy i co najważniejsze - trochę podrasta i przestaje wyglądać tak tragicznie jak na początku!
Niestety, na części erpegowej srodze się zawiodłem. Liczyłem, że skoro gra przeszła tak gruntowną przebudowę i rozbudowę, to również wyprawy będą fajniejsze. A tu - ogromny krok, ba skok - wstecz! Zapomnijcie o znanym choćby z dwójki w miarę swobodnym zwiedzaniu lokacji - tu widzimy straszne powolną animację córeczki idącej sobie cały czas w prawo, 4 lub 5 razy po drodze otwierającej szeroko oczy, co oznacza jakieś spotkanie. Rodzajów przeciwników trochę jest i chociaż to zostało porządnie zrobione. Walki - turowe, ciekawą opcją jest... śpiewania - ale tego nie trenowałem, więc mogę się jedynie domyślać, że służy unikaniu walk. Skarby znalezione w tej części gry są zazwyczaj bezużyteczne, choć udało mi się zdobyć jeden ubiór, którego nie widziałem w żadnym sklepie (tak wiem, jestem zboczony na punkcie ekwipunku w grach rpg...). Ogólnie - część rpg to nuda i strata czasu, ale łaziłem systematycznie, licząc że jakoś popchnę fabułę - bezskutecznie, córeczka nie chciała mieć nic więcej wspólnego ze światem fantasy i została zawodowym żołnierzem. Wysłali ją z misją do Afganistanu i tam zginęła w zamachu. Albo i nie, nie znam japońskiego, a zakończenie było całe w krzaczorach ^_^.
Właśnie - zakończeń jest od groma i ciut ciut, a zależą od naszych poczynań i współczynników. A tych jest sporo i są rozbudowane. I to one w tej grze najbardziej radują mą erpegową duszę. Każde nasze zajęcie ma na nie wpływ - szkoła, treningi, praca, nawet sposób spędzania wolnego czasu. Ważną nowością w tej serii są też przyjaźnie - możemy się zakumplować (lub znienawidzić) z kilkoma kolegami i koleżankami. Niestety, to wszystko też jest w japońskich krzaczkach - a szkoda, bo widać że jest to jedną z głównych atrakcji gry - jest całe mnóstwo dialogów między postaciami, często dostajemy możliwość wyboru - i przez nieznajomość japońskiego - to się marnuje. Prowadzi to do tego, że gra się szybko nudzi. Jest strasznie długa, większość akcji toczy się w strefie gadanej, po roku, dwóch staje się to naprawdę nużące i monotonne - a tu trzeba grać przez 8 długich lat. I skoro już narzekam - do gry nie załapał się coroczny, letni festiwal - moja ulubiona pora kompetycji na polu walki, tańca, czy gotowania :-(. Pewnie gdybym znał japoński lub gdyby gra wyszła po angielsku (polsku? cha cha cha, peeewnie) dałbym jej 4/5. Ale tak zasłużyła tylko na naciąganą dwóję.
Moja ocena: 2/5
Obrazki z gry:
Dodane: 08.05.2007, zmiany: 21.11.2013