Record of Lodoss War

Lodoss Tou Senki (JAP)
Wydania
1995()
2014()
Ogólnie
1995, jeszcze jedna gra rpg oparta na znanym anime. SNESowy Record of Lodoss War wydany został tylko w Japonii i jak na razie doczekał się zaledwie częściowego fanowskiego tłumaczenia na język angielski (prace przerwane zostały jakiś czas temu i ani widu ani słychu o ich kontynuacji niestety nie ma).
Widok
Z lotu ptaka.
Walka
Turówka, na osobnej planszy przypominającej szachownicę.
Recenzje
Yoghurt
Autor: Yoghurt
07.02.2003

Tak jak w przypadku recenzji "The Slayers" będę zapewne musiał wyjaśnić osobom nieobytym w temacie mangi i anime temat już na wstępie. Cóż, taki mój ciężki los recenzenta oblatanego w tej kwestii, aby pewne rzeczy związane z opisywaną dziś grą wyjaśnić. Kto nie jest ciekaw genezy gry i zawiłości świata Lodossa, poniższy akapit sobie odpuścić może (po co ja się cholera w ogóle tak staram i tak 90% sobie da spokój :))

Record of Lodoss War to jedna z bardziej znanych i jedna z lepszych serii Anime z gatunku Fantasy, pełnymi garściami czerpiąca z najstarszych tradycji AD&D i reszty klasycznych, starych, dobrych erpegów Heroic Fantasy (czytaj: kilku chłopa i obowiązkowo przynajmniej jedna ślicznotka ratują świat przed potężnym bad guyem :)). Można na nią było trafić w naszym dziwnym kraju na kanale Hyper (który miłośnikom gier wszelakich, posiadającym dekoder cyfry plus lub kablówkę znany być powinien), niestety z krzywdzącym dubbingiem, a nie z napisami. No cóż, grunt, że w ogóle do nas trafił.

Serial powstał w roku 1993 i o ile dobrze policzyłem, miał 13 odcinków (palców mi zabrakło, więc mogłem się pomylić). Amerykanie oczywiście swym starym zwyczajem serial musieli jeśli nie pociąć i nie przerobić w większości na durną action- papkę (jak to zrobili wcześniej z setką anime), to chociaż zdubbingowali- nie mogli sobie przyjemności spie*** życia fanowi odmówić... No, ale ja nie miałem narzekać na Amerykanów i ich kretyńskie zabiegi wobec filmów wszelakich, ale o samej serii (i kinówce, która ukazała się później).. O czym nam serial opowiadał? Była to historia młodego chłopaka o imieniu Parn- potomka jakiegoś słynnego gieroja, który czymś tam się zhańbił i brzemię tegoż dyshonoru nosi Parn. Pewnego dnia chłopaczek nasz ratuje dziewczynę z jego wsi przed bandą goblinów (utłukł jednego widłami, reszta uciekła, choć spokojnie by naszego bohatera utłukli). Następstwem tego jest napaść gobbosów i zwierzoludzi na wioskę chłopaka, przez co Parn słyszy "Won" z ust starszyzny i wynosi się z miejsca swego urodzenia. Zabiera zbroję i miecz swego ojca, po czym wyrusza na wyprawę... Nikt nie wie, ze napaść potworków nie była spowodowana utłuczeniem jego kompana, ale miała O WIELE głębsze podłoże, a nasz młody heros będzie miał niebagatelną rolę w wydarzeniach, które nadejdą w krótkim czasie.

Jak to bywa w Heroic Fantasy, do Parna dołączy jego stary kumpel- kapłan, krasnolud- siepacz, mag, łotrzyk, berserker wraz z towarzyszącą mu wojowniczką oraz ulubiona postać męskiej części widowni RoLW czyli kawaii elfka- Deedlit. Na swej drodze spotkają wielu przeciwników- poczynając od "szeregowych" stworów jak gobliny, zwierzoludzie, ogry itd., poprzez rycerzy służących ciemności, na mrocznym wojowniku, kolejnej prześlicznej (tym razem mrocznej i też kochanej przez mężczyzn :)) elfce i szalonym magu oraz GIGANTYCZNYM smoku kończąc. Pomogą im różni ludzie- paru dobrych królów wraz z wojskiem, elfy, smoki i tak dalej.... A temu wszystkiemu przyglądać będzie się czarownica Karla- istota zaklęta w diademie, mogąca opanowywać dusze dowolnych osób i mająca spory wkład w kształtowanie historii Lodoss, zwanej "przeklętą wyspą"...

Po tym przydługim wstępie (kto go czytał, łapka w górę :)) i po poznaniu z grubsza, o co chodzi w serii Record of Lodoss War czas przejść do fabuły gry o tymże samym tytule: Intro na engine gry (dumna nazwa jak na snesową gierkę, nie? :)) ukazuje nam wydarzenia sprzed kilku (nastu, dziesięciu- kto ich tam wie...) lat, gdy 6 największych gierojów wyspy stoczyło zacięty bój z władcą demonów. Pomogła im w tym ewidentnie czarownica Karla, która miała w tym swój własny cel. Jaki? Tego dowiemy się oczywiście z gry... No, ale nie uprzedzajmy faktów. Podczas potyczki jeden z bohaterów zginął, zaś zaraz po nim- sam wielki demon. Jeden z bohaterów zdobył po śmierci złego potężny artefakt- miecz ciemności, który potrafi opanować swego właściciela. Oparł się jego urokowi (taaa, jasne, może leciuteńko zaspojleruję, ale i tak wiemy, co się z tym herosem potem stało, dzięki obejrzeniu serialu, hłe hłe hłe :P). Wyspa Lodoss mogła odetchnąć w spokoju. Zaś te kilka (czy tam kilkanaście) lat później... ktoś budzi się w posiadłości, w której podziemiach rozegrała się ostateczna walka. Jest to Karla (to wiemy z Intra :)), jednak ona sama nie pamięta swego imienia. Tu obejmujemy kontrolę nad kobitką, jednak na krótko- zaraz po wyjściu z budynku zostajemy... zabici przez zwykłego rabusia! I gdy gracz już chce loadować stan gry, który zdołał zapisać w posiadłości na samym początku, okazuje się, ze wcale nie zginęliśmy- tylko nasza zewnętrzna powłoka. Zaś diadem, który mieliśmy na głowie przenosi się na naszego zabójcę i to jego duszę opanowujemy! Ruszamy do najbliższego miasta (po drodze natrafiając na parę wrogich postaci, na które już tak dowolnie "przeskakiwać" nie możemy- wtedy czeka nas napis Game Over) i tam zaczyna się właściwa rozgrywka, a raczej jej akt pierwszy, poświęcony Karli właśnie...

Oprawa:
"No, nareszcie jakieś konkrety" pomyśleli niektórzy :) Ale cóż powiedzieć o oprawie klasycznej aż do bólu grze snesowej? Widoczek izometryczny, kolorystyka- taka sobie, niektóre lokacje są aż nazbyt pastelowe, zaś inne- strasznie blade jakby nam monitor zmatowiał totalnie. Na pochwałę zasługuje wygląd twarzy postaci w statsach i dialogach- są naprawdę fajnie narysowane... No i jeszcze przedstawienie postaci na ekranie bitewnym- ładnie rysowane i animowane (choć nie wszystkie- ale spora większość :)). O muzyce nie powiem nic, gdyż emulator jej nie odtwarzał- załóżmy, że jest niezła, trochę ocenę tym naciągniemy :)

Drużyna:
Klasycznie- na początku jeden gieroj\ heroina, potem dołączają do nas inni, łącznie za jednym zamachem możemy łazić z szóstką postaci. Współczynniki standardowe, niestety trzeba się ich domyślać, gdyż gra została przetłumaczona na angielski tylko po części- statystyki (i nie tylko, ale o tem potem) są nadal zakrzaczkowane. Oczywiści expy zbieramy za skasowanie wrogów. Po wyznaczonej ilości, skaczemy na kolejny level, a współczynniki skaczą nam samoistnie o kilka cyferek wyżej. Jak w niemal każdym erpegu na snesa, co ja więcej tłumaczyć będę :)

Ekwipunek:
Tutaj cieniuśko- nie uświadczymy ni najmniejszego obrazka, a dodatkowo jakiekolwiek ekwipowanie postaci utrudnia zwalone tłumaczenie, które powoduje, ze mamy białe paski zamiast tekstu, nawet japońskich krzaczków nie ma. Prościej mówiąc- wszystko co kupujemy, to na chybił trafił- nie wiadomo zupełnie nic :)

Walka:
Przedstawiona jak na szachownicy, tylko że pola nie są w dwóch kolorach :) Nasze postacie i przeciwnicy poruszają się w kolejności zgodnej ze współczynnikiem "speed" (jak mniemam tak się on zowie, japońskich krzaków nie znam:))- im większy, tym wcześniej w bitwie ruszy się bohater. Ruszamy się jedynie o jedno pole w pionie lub poziomie, niczym wieża szachowa. Po fazie ruchu możemy wybrać pomiędzy atakiem na przeciwnika (w przypadku postaci walczących wręcz, wróg musi stać na sąsiednim polu), rzuceniem czaru, czekaniu w defensywie lub ucieczce. Ot i cała filozofia- taktyki w tym za dużo nie ma, bo i tak w końcu wszyscy tłuką wszystkich, byleby byli dość blisko, ale sama walka wygląda całkiem sympatycznie, no i niektóre czary czy specjalne ciosy prezentują się nieźle.

Podsumowanie:
Record of Lodoss War jest grą niewątpliwie skierowaną głównie do fanów serii- dzięki niej mogą poznać wydarzenia poprzedzające znaną im z Anime historię. Inni, którzy nie mieli z serialem do czynienia, tez mogą się nawet przyzwoicie rozerwać, gdyż gra jest długa i posiada złożoną i nawet wciągającą fabułę, a grafika jest znośna (SNES to SNES :)). Jest jedno WIELKIE ALE, które skutecznie pozbawia radości czerpanej z grania- tłumaczenie, a raczej jego wersja chyba wczesna alpha- gdyż mamy przetłumaczone jedynie większą część dialogów, zaś zarówno statystyki, jak i wszelkie menusy i komunikaty są albo w niezrozumiałych dla nas krzaczkach, albo są całkowicie zwalone i zamiast nich mamy wspomniane "białe paski". A innej wersji niż full japoński lub właśnie ta mocno niedokończona english nie widziałem- więc grywalność gry spada niemal do zera. A szkoda, gdyż jest ona naprawdę przyzwoita.

Mój werdykt: 5/10. gdyby nie tłumaczenie, dałbym może i 6+ albo i 7....


Obrazki z gry:

Dodane: 15.02.2003, zmiany: 26.02.2014


Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?