Trials of Mana

Seiken Densetsu 3: Trials of Mana
Wydania
2020()
2020()
Ogólnie
Dawno dawno temu ta gra wyszła na SNESa, ale oficjalnie tylko w Japonii, jako Seiken Densetsu 3, ale doczekało się fanowskiego tłumaczenia na angielski. Na oficjalne wydanie w ludzkim języku jak widać trzeba było poczekać ponad 20 lat.
Widok
TPP
Walka
czas rzeczywisty
Recenzje
Endex
Autor: Endex
30.11.2020

Trials of Mana jest remakiem starej gry, wydanej w 1995 roku na Super Nintendo. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak bardzo ta wersja jest wierna oryginałowi, bo nigdy go nie przeszedłem. Grałem w oryginał może godzinkę. Myślę, że prędzej czy później w końcu oryginał przejdę, ponieważ to co tutaj przygotowano mi się bardzo podoba i chciałbym porównać sobie obie wersję.

Historia gry jest bardzo prosta i nie odbiega od standardów jRPGów z tamtych lat. Jest tutaj drzewo, mana, potężny miecz i główny zły, który chce wszystko zniszczyć. Ta gra wyróżnia się jednak tym, że w zależności jakiego bohatera/bohaterkę wybierzemy jako główną postać, historia będzie się toczyć nieco innym torem i będzie także inny główny przeciwnik, którego będzie trzeba pokonać. Dzięki temu gra zachęca do zagrania w nią kolejny raz i poznania pełni historii.

Co myślę na temat fabuły? Jest dość prostacka. Jeśli nie różni się niczym od wersji ze SNESa, to nie powiedziałbym, że jest to szczyt możliwości SquareSoft z tamtych czasów, ale nie oznacza to, że jest to złe. Jest jak najbardziej przystępna. Początkowo miałem z nią problem z powodu mocno chaotycznego jej prowadzenia, ale z czasem poprawiono ten błąd i w późniejszych momentach gry śledzi się ją już z przyjemnością. Na temat postaci nie będę się wypowiadał. Na tą chwilę przeszedłem grę tylko raz, więc połowy bohaterów jeszcze nie znam. Chciałbym jedynie dodać, że jest to jedna z tych gier, w których postacie z naszej drużyny mają ze sobą bardzo mało interakcji. Ciężko znaleźć moment, w którym ze sobą pogadają, albo jakąś fabularną scenkę, która nie będzie się skupiać tylko na głównym bohaterze. Wygląda to tak, jakby postacie poboczne z naszej drużyny nie miały większego znaczenia. Trochę mi to przeszkadza, ale da się to przeżyć.

Gameplay w tej grze błyszczy. Jest to Action RPG i jakbym miał porównać ją do serii Tales of, to system walki w tej grze jest dość uproszczony. Jest w nim jednak coś takiego, że jest bardzo przyjemny i płynny. Ostatnio jak opisywałem Vesperię, to narzekałem, że nie miałem przycisku odpowiedzialnego za uniki, a ta gra takowy ma i walka z przeciwnikami była dla mnie nieporównywanie przyjemniejsza niż w grze od Namco. Zacznę od tego, co mam na myśli mówiąc, że system walki jest uproszczony. Przez duży kawał gry, mamy do dyspozycji tylko kombo trzech ciosów. Nieważne jaką postacią będziemy w danej chwili walczyć, nic się nie zmieni. Z czasem w grze będziemy mogli odblokować potężniejszą klasę dla naszych bohaterów, co dodaje nieco nowych ruchów do wykonania, ale jest to nic w porównaniu do gier z serii „Tales of”. W trakcie pierwszego przechodzenia, klasę możemy zmienić tylko 2 razy, zaś po przejściu gry, odblokujemy możliwość przejścia dodatkowego rozdziału jak i ulepszenia swojej klasy trzeci raz.

Kombo jest krótkie, umiejętności ofensywnych jest mało, więc przez większość gry walczyłem praktycznie w ten sam sposób, bo gra nie pozwala za bardzo na eksperymentowanie. Całe szczęście, walczenie w tej grze nie polega tylko na robieniu kombosów i maksymalizacji obrażeń zadanych przeciwnikowi. Tylko ze zwyczajnymi przeciwnikami tak jest, ale zabawa zaczyna się dopiero podczas walk z bossami. Duzi przeciwnicy są przygotowani tak, że trzeba ich brać sposobem i unikać tego co chcą nam zrobić. Walki z nimi są bardzo przyjemne i dokładnie pokazują, dlaczego system walki jest tutaj taki prosty. Oczywiście znajdą się także takie walki, że powalczymy z przeciwnikiem dość standardowym, który jest gąbką na obrażenia, ale nawet w takich sytuacjach nie warto atakować jak głupek. Gra nie jest trudna, ale bossowie potrafią czasem naprawdę mocno przywalić. Niektórzy uderzają w promieniu całej areny na jakiej walczymy, więc trzeba tutaj kombinować, manewrować i atakować w odpowiednim momencie.

Świat gry jest podzielony na instancje, które łączą przeróżne miejsca w które przyjdzie nam iść. Nie wiem czy to tylko ja, ale sposób w jaki są stworzone, naprawdę dawały mi dużo przyjemności podczas eksploracji. Początkowo proste, z czasem stają się coraz bardziej pokręcone i mamy możliwość odnajdowania skrótów. Świat gry jest także bardzo różnorodny. Łąki, kaniony, zamki, miasta, lasy, mroczniejsze lasy, wieże demonów itp. Wszystko to jeszcze doprawione naprawdę ładną mapą, którą możemy przemierzać na grzbiecie żółwiopodobnego stwora lub lecąc na smoku. Jest tutaj nawet moment, który ustawia kamerę jakbyśmy grali w platformówkę 2D. Ogólnie to mam wrażenie, że mimo kamery, która jest ustawiona za plecami naszego bohatera, struktura świata naprawdę bardzo przypomina dawne jRPGi, które jeszcze były robione w 2D z rzutem kamery z góry lub z izometru. Ma to swój urok, niestety w czasach w których gry mają pełne otwarte światy, to ten, który mamy w tej grze, nie do końca może każdemu przypaść do gustu. Tak na marginesie, w grze kryją się takie małe kaktusy, których warto poszukać. Niektóre są łatwe do dostrzeżenia, a niektóre są w miejscach, w których się ich nie spodziewałem. Warto ich szukać, ponieważ co pięć znalezionych kaktusów dostajemy przeróżne bonusy jak przykładowo EXP zdobyty w walce okazyjnie zostanie pomnożony, albo dostajemy zniżki w sklepach.

Rozwój postaci jest przygotowany naprawdę porządnie. Każda postać, ma 5 „drzewek” umiejętności. W tych drzewkach mamy dostęp do przeróżnych umiejętności pasywnych jak i aktywnych. Co zdobyty poziom dostajemy punkt umiejętności. Z czasem tych punktów będziemy dostawać od 2 do 3 co poziom. Drzewka są skonstruowane tak, że jak chcemy odblokować jakąś umiejętność to musimy wpakować w drzewko wymaganą ilość punktów. Przykładowo jeśli chcemy mieć +5 do siły, to do musimy mieć w tym drzewku powiedzmy 7 punków. Kiedy kończyłem grę, to miałem do maksa rozwinięte 3 z 5 drzewek u każdej postaci jaką wybrałem. Mam jednak małe wrażenie, że z czasem punkty jakie pakowałem w te drzewka nie dawały tak wielkich efektów jak początkowo. W pewnym momencie nie można już zwiększyć siły postaci i jak już dojdziemy do końca gry, gdzie co podziemia przeciwnicy są coraz silniejsi, jedyne co widzimy to coraz mniejsze obrażenia jakie zadajemy przeciwnikom.

Szczęśliwie, można to jakoś poprawić ucząc się umiejętności pasywnych. Takie możemy ekwipować w oknie z naszym rynsztunkiem. Mamy tutaj takie umiejętności jak zwiększenie obrażeń całego party o powiedzmy 7% jeśli HP nie spadło poniżej 50% czy zwiększenie obrażeń od krytycznych ataków o 15%. Tego typu umiejętności jest tutaj dużo i jak dobrze sobie je poukładamy, możemy stworzyć drużynę, która budzi postrach. Wcześniej pisałem, że gra nie jest trudna. Grałem na normalu, nie zginąłem ani razu i nie byłem nawet bliski by mnie coś ubiło. Następnym razem pogram minimum na hardzie i polecam każdemu zacząć właśnie od tego poziomu trudności, ponieważ normal nie daje żadnego wyzwania.

Grafika tej gry jest bardzo dziwna. Początek gry jest dla mnie dosłownie brzydki. Jak porównywać grafikę przez pryzmat terenów jakie odwiedzimy, to te późniejsze są znacznie ładniejsze niż to co widziałem z początku. Grałem jako Duran, więc grę zacząłem w zamku, z którego zza murów widać góry, które wyglądają jakby nie miały tekstur. Wszystko jest tutaj nierówne pod tym względem. Jak z początku mamy te nieszczęsne góry bez tekstur, tak w innym miejscu góry wyglądają spoko. To niestety nie wszystko, ponieważ te spoko wyglądające góry, okazują się gorzej oteksturowane niż góry z innego miejsca , które odwiedzimy jeszcze później. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak to tutaj wygląda. Nie wiem czy to wina budżetu albo problemów w trakcie produkcji, ale coś tutaj poszło zdecydowanie nie tak. Myślałem sobie nawet, że może to wina tylko wersji ze Switcha, ale oglądając gameplaye z Playstation 4, zauważyć można, że ta wersja także ma ten sam problem. Co dziwne, wersja na Switcha mało się różni od tej z PS4 pomimo znacznie mniejszej mocy konsoli. Na PS4 mamy 60 klatek, 1080p, okluzję otoczenia i minimalnie lepsze tekstury, na Switchu rozdzielczość jest dynamiczna,  mamy 30 klatek, cieniowanie gorszej jakości. Switch ma zaś małą przewagę jeśli chodzi o loadingi, gdzie w porównaniu z PS4 wypada znacznie lepiej. Plusem Switcha jest też oczywiście to, że można grać przenośnie, a w tej formie gra wygląda naprawdę dobrze. Na małym ekranie nieco mniej uwierało to jak niektóre tekstury zostały przygotowane.

Pomijając techniczną stronę gry, to ta artystyczna jest bardzo dobra. Szczególnie wyróżniają się bossowie. Niektóre tereny także prezentują się ładnie pomimo braków w aspekcie technicznym. Główne postacie i ich ludzcy przeciwnicy, czy już nawet zwyczajni wrogowie, to wszystko jest ładnie wymodelowane. Wszystko co opisuje będzie w screenach jakie porobiłem, więc będzie wgląd w to co ładne jak i to co brzydkie w tej grze. Naprawdę szkoda, ze nie potraktowano tej gry na równi z remakiem Final Fantasy 7, ale też mogę zrozumieć, że kosztowałoby to najprawdopodobniej zbyt dużo jak na tak krótką grę.

Zajęła mi około 25 godzin i jeśli mam być szczery spokojnie mógłbym przejść ją w około 20 godzin, a nawet może szybciej. Gra jest szybka, a czas jaki w nią zainwestowałem został nieco zawyżony ze względu na szukanie wcześniej wspomnianych kaktusów, jak i zwiększanie poziomu postaci, ponieważ byłem ciekawy co jeszcze mógłbym u nich rozwinąć i jakie będą tego efekty.

Takie małe info odnośnie gry w formie przenośnej. Działa ona dość dziwacznie. Grałem na Switchu w ładniejsze gry, które trzymają natywną rozdzielczość małego ekranu i mają znacznie więcej detali, które na nim widzimy. Z jakiegoś jednak powodu ta gra, dość mocno rozgrzewa Switcha, nie trzyma natywnej rozdzielczości i ciągnie baterię bardziej niż cokolwiek w co grałem na tej konsoli. Ogólnie na małym ekranie wszystko działa dobrze, niższa rozdzielczość niż natywna jakoś nie przeszkadzała, ale bateria rozładowywała się tak szybko, że jak okazyjnie się położyłem z konsolą, to i tak grałem z kablem podpiętym do prądu. Jak tak sprawdziłem, to w 15 minut traciłem około 18% baterii, czyli więcej niż 1% na minute. Jest to mały problem, ale wspominam o nim, bo to pierwsza gra, która tak mocno mi obciąża tą konsolę.

Piszcząc recenzję Dragon Questa 1 i 2 na Switcha wspominałem o tym, że szkoda, że twórcy nie pozwolili uruchomić oryginalnej muzyki z jeszcze NESowej wersji. Twórcy tej gry na to pozwalają. Starą muzykę jak i jej aranżację można przełączać w opcjach gry w każdym momencie. Nowa wersja soundtracku została przygotowana w taki sposób, że jest jak najbardziej podobna do oryginalnej muzyki. Cieszy mnie to, że mogłem co jakiś czas przeskakiwać i porównać obie ścieżki. Aranżacje mają bardziej nowoczesne brzmienie, ale wykonane w dawnej melodyjnej formie, więc muzyka po prostu wpada w ucho i nie mogę powiedzieć, że mi to przeszkadza. Starsze wersje, mają te  SNESowe brzmienie, z tym specyficznym beatem jaki towarzyszył każdej grze z tej konsoli. Obie wersję mi się bardzo podobały. Muzyka w tej grze jest naprawdę przyjemna.

Gra posiada dwie ścieżki wokalne. Japońska brzmi dobrze, zaś angielska mimo iż nierówna to muszę przyznać, że jest naprawdę spoko. Niektórzy aktorzy wypadają tutaj zdecydowanie lepiej od innych. Jedni rolę odgrywają, inni po prostu czytają co mówi postać, nie do końca oddając emocje, jakie powinni w danej sytuacji. Mimo wszystko jakoś mi to nie przeszkadzało, więc nie mogę się jakoś bardzo przyczepić. Jednej rzeczy jednak nie rozumiem. To już kolejna gra w której dziecko ma głos znacznie doroślejszy niż powinno mieć. W oryginalnym dubbingu jest ok, zaś w angielskim ma się wrażenie, jakbyśmy słyszeli doroślejszą nastolatkę. Piszę dokładnie o postaci Charlotte, która nawet nie potrafi porządnie wypowiadać niektórych słów. W japońskiej wersji ma odpowiedni głos, zaś w angielskiej tak jak wcześniej pisałem jakby nastoletni. Wyobraźcie sobie, że mamy postać, która zamiast Follow, mówi Fowwow lub zamiast Grandpa, mówi, Gwandpa. Chyba w każdym słowie L lub R zostaje zamienione na W i to czyta osoba znacznie doroślejsza niż powinna. Brzmi to bardzo dziwnie i dla mnie to było za wiele by grać z tym dubbingiem :). Ogólnie dubbing jest zrobiony dobrze, ale ma małe zgrzyty w angielskiej wersji.

Remake Trials of Mana to bardzo dobra gra, a wersja na Switcha mimo iż nie jest najlepszą wersją jaką można dostać, trzyma się naprawdę dobrze. Jeśli chcesz by gra była ostra jak żyleta, to lepiej wybrać edycję na PS4 lub na PC. To co zobaczymy na Switchu nie odbiega jednak aż tak bardzo, ale widać tutaj zdecydowanie niższą rozdzielczość jak i brak tej samej jakości cieniowania w porównaniu z innymi wersjami. Pomimo 30 klatek na sekundę, gra się w nią bardzo przyjemnie. Oceniam grę na 4/5 i polecam jej sprawdzenie. Gra ma demo, które mnie zachęciło do jej kupna, więc polecam je sprawdzić przed zakupem. Szczerze, liczę na to, że Square spróbuje zrobić kolejne remaki, lub pokusi się o nową część tej serii, bo ma ona potencjał, którego aż żal marnować.


Obrazki z gry:


/obrazki dostarczył Endex/

Dodane: 17.06.2020, zmiany: 30.11.2020


Komentarze:

Potwierdzam, mimo że na PC lepiej wygląda to jednak wersja Switch jest bardzo ok.
Venra


[Gość @ 01.12.2020, 14:04]

Dodaj komentarz:

Pytanie kontrolne: kto tu rządzi?