Kraj nr 6

Nocna przeprawa z Paryża do Genewy poszła całkiem sprawnie. Oczywiście, trochę się dłużyła, spać się za bardzo nie dało, czytać już nic a nic, ale mimo to nie było tragicznie. Połowę drogi burza z piorunami uatrakcyjniała przejazd – i to gdzieś zaraz nad nami, bo jak błyskało, to robiło się jasno z każdej strony autobusu. Autobus był zresztą bardzo wygodny, z mocno rozkładanymi siedzeniami – i był prawie pełen – widać trasa jest dość popularna. Kibelek standardowo nie działał, ale podczas 7 godzinnego przejazdu zatrzymywaliśmy się aż cztery razy – na szczęście wychodzenie nie było obowiązkowe, więc ani razu nie skorzystałem. W Hiszpanii podczas każdego postoju wszyscy pasażerowie byli przymusowo wypędzani z auta, więc tym bardziej doceniam francuskie linie 😜.

Na granicy między Francją i Szwajcarią czekała na nas bonusowa atrakcja – celnicy postanowili porządniej się nam przyjrzeć – spędziliśmy tam nadprogramową godzinę. Szwajcarzy wybrali sobie pięć losowych osób z podróżnych, zupełnym zbiegiem okoliczności o kolorze skóry od śniadego do czarnego 😜, musieli wysiąść, zabrać bagaż z luku bagażowego i iść gdzieś do pobliskich budynków. Reszta z nas miała sprawdzane paszporty. Każdy dostawał to samo pytanie – skąd jedziesz i dokąd jedziesz (i każdy odpowiadał tak samo – z Paryża do Genewy 😂), ja jako jedyny nie byłem o to pytany (a podsłuchując innych nauczyłem się ślicznie mówić po francusku 'żenew’ w ramach przygotowań i poszło na marne!). Kiedy przyszła moja kolej, celnik rzucił okiem na mój paszport, ucieszył się, powiedział po polsku 'dzień dobry’, a potem 'dziękuję’ i poszedł dalej. I teraz nie wiem, czy to dlatego, że Polaków tu lubią, czy dlatego, że uznał, że i tak nie zrozumiem jego pytań 😂. Po godzinie z pięciu zabranych osób wrócił tylko jeden i pojechaliśmy dalej. Los pozostałych czterech pasażerów nie jest mi znany – nie zostali wpuszczeni do Szwajcarii, czy coś gorszego ich spotkało – te pytania będą mnie dręczyć do końca życia 😱.

Odkrycie #57

W Genewie byłem wobec tego o 6:30. Pogoda przez cały dzień była mocno w kratkę – od upałów do burzy z piorunami i gradobicia. I tak na zmianę dwa albo trzy razy w ciągu dnia. Przyjechałem tu z wizytą do waszej dobrej znajomej – ciotki, z którą robiłem pierwsze trzy tygodnie tej wyprawy – których już prawie nie pamiętam, tyle ostatnio było atrakcji – hiszpańskie Camino. Genewa nie jest duża, to niecałe 200 tysięcy mieszkańców i niezbyt rozległa – wszędzie da się dojść na piechotę. Sprawnie dotarłem więc do miejsca noclegu, wziąłem szybki prysznic i padłem do spania.

Przespałem (podobno) niezłą burzę i koło godziny 13 ruszyliśmy w miasto. Moim celem było jedyne odkrycie z UWO znajdujące się na terenie Szwajcarii – miejsce połączenia dwóch rzek – wypływającego z Jeziora Genewskiego krystalicznie czystego i turkusowego Rodanu (woda podobno zostaje w jeziorze przez 60 lat zanim z niego wypływa) oraz płynącego z gór zabłoconego Arwe. Cały bajer polega na tym, że jeszcze jakiś czas po połączeniu rzeki nie mieszają się i mają wyraźnie zaznaczone kolorystyczne granice. Trafiłem tam akurat na moment pięknego słoneczka – ludzie się opalali, kąpali, pływali kajakami i na deskach z wiosłami. Woda faktycznie bardzo przejrzysta, a z drugiej strony jak mleko. Odkrycie zaliczone – cała Szwajcaria z głowy, można jechać dalej 😜.

Ciotka przegoniła mnie jeszcze po okolicznych cmentarzach – obejrzeliśmy grób Patka, emigranta z podchełmskiego (czyli nasze rodzinne strony) Krasnegostawu, który założył pierwszą szwajcarską fabrykę zegarków, budując Szwajcarii renomę, a z siebie robiąc multimilionera. Na innym cmentarzu, przeczekawszy ulewę i gradobicie odwiedziliśmy niepozorny grób Kalwina, który podobnie jak Luther doprowadził do rozbicia kościoła katolickiego, w konsekwencji zabijając tysiące ludzie podczas europejskich wojen religijnych w XVI i późniejszych wiekach. Zaraz obok grób nowszy, z 2005 roku, na którym imię, nazwisko i podpis „Pisarka i prostytutka”. Aż wygooglowałem – i faktycznie jakaś lokalna artystka, która po półwieczu działalności w najstarszym zawodzie świata, opisała to w książkach, a potem lobbowała na rzecz zdjęcia z tego fachu piętna i złej renomy. Podobno argumentując, że to fajna sprawa i nie każda pani do towarzystwa robi to, bo musi, ale większość dlatego, że lubi. Szwajcaria jak widać mocno postępowa, skoro trafiła po śmierci do alejki sław.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments