MTV Cribs – Zacisze gwiazd

Zgodnie z prognozami w nocy pogoda się skopała – nadciągnęły czarne chmury i dziś przygotowywały się do nadchodzących od jutra kilkudniowych opadów. Czyli to koniec tureckiego lata 😭. Po raz pierwszy z tej okazji (no dobra tak naprawdę dlatego, że nie chciałem iść przez dwie godziny autostradą) wziąłem busik na dworzec – kosztowało mnie to 2,50 zł. Na dworcu kupiłem następny bilet – na trzygodzinną podróż na północ – ten kosztował już 25 zł. Po drodze przez okna autobusu mogłem przez jakiś czas obserwować blisko położoną grecką wyspę Samos, która też jest na liście odkryć UWO. Stoczyłem wewnętrzną walkę, czy mogę wobec tego uznać ją za zdobytą – ale zdecydowałem, że jednak nie. Tyle, że z jakiegoś powodu promy przestały tam pływać z Turcji, mimo że w necie pełno jest reklam wycieczek jeszcze z wakacji – może po sezonie je zawieszają?

Dojechałem do miasteczka Selcuk leżącego obok tego, co kiedyś było greckim miastem Efez. Ruiny podobno jedne z najzacniejszych w tej części świata, ale o tym przekonam się jutro (i trzymam kciuki, żeby deszcz mi tego nie zepsuł). Miasto przyciąga sporo turystów, co niestety widać po wysokich cenach hoteli. Na szczęście udało się coś znaleźć sensownego na Airbnb – i nawet z bardzo szybkim internetem, więc hurra. Rozpakowałem się o godz. 14 i postanowiłem nie tracić czasu, tylko ruszyć w góry po kolejne odkrycie. Póki nie padało. Mieścina raczej niewielka, więc prawie od razu trafiłem na polne ścieżki, co mi się momentalnie spodobało. Potem już samo podejście pod górę prowadziło poboczem drogi, ale jakoś przebolałem. I kondycja mi się przez te ostatnie miesiące i tak chyba poprawiła, bo apka mówi, że dziś zrobiłem 700 metrów podejść i w sumie tego nie odczułem. A w kwietniu 100-metrowa górka w Hiszpanii prawie mnie pokonała. Huh. No, ale niby wtedy ważyłem te kilkanaście kilogramów więcej, więc może dlatego 🤪.

Droga w górę ciągnęła się i ciągnęła, skręcała za kolejne wzniesienie i wspinała się na kolejne poziomice. Oddaliłem się od Efezu na ładnych kilka kilometrów. Wokół nie było nic poza skałami, drzewami iglastymi i sporadycznymi widokami na dolinę i w kilku momentach przebitkami na Morze Egejskie. Kto chciałby mieszkać na takim wygwizdowie? Jaki geniusz sam siebie skazywał na kilkugodzinne wędrówki po bułki i mleko na śniadanie ze wspinaczką i to zapewne wcale nie po wygodnej jak dziś asfaltówce. Kto przy zdrowych zmysł…

Odkrycie #144

A nie, to jednak nie było pytania. Ale chwila, moment, co Maryja robiła te kilka tysięcy kilometrów od miejsca biblijnego zameldowania? Tablice informacyjne w kilkunastu językach (jest i po polsku!) spieszyły z wyjaśnieniami. Otóż w XIX wieku ciężko chora niemiecka mniszka (na obrazach jest tu przedstawiona w bandażach na całej głowie, co sugeruje obrażenia tego narządu i – jak mógłby jakiś sceptyk stwierdzić – wiele tłumaczy) miała wizje ostatnich lat życia Maryi właśnie w okolicach Efezu. Wysłana zostaje ekspedycja (tablice upierają się, żeby nazywać ją „naukową”😉, która w 1891 roku dociera w te strony. I co się okazuje – miejscowa ludność a i owszem, pamięta taką dziwną rodzinę żyjącą pod szczytem góry te 18 wieków wstecz. Starsza pani któregoś dnia zniknęła, ale syn, który musiał dotąd po mleko i bułki ganiać codziennie po te kilka godzin w każdą stronę, w karczmie opowiadał, że wszystko w porządku, nie ma powodów do wszczynania śledztwa, bo mama została zabrana przez anioły prosto do nieba. Ekspedycja po wysłuchaniu tych opowieści łączy fakty, czuje się w pełni ukontentowana uzyskanymi słownymi dowodami, stawiane jest ogrodzenie, budki do pobierania opłat i akcja przeskakuje do dnia dzisiejszego, gdy za przywilej przejścia 3-metrowym korytarzem „Domu Maryi”, które zabiera mi jakieś 30 sekund, muszę zapłacić prawie 40 zł! Skandal i zdzierstwo, jedna z najdroższych wejściówek w Turcji jak dotąd. Moim zdaniem – nie było warto. W środku ołtarz, można się pomodlić, na zewnątrz ołtarz papieski – ale mszę odprawił tu dezerter Benedykt, więc też meh. Kupa pamiątek, rury i rusztowania do przywiązania karteczek z życzeniami/modlitwami do Maryi. I tyle. A dom i tak fałszywka, bo znaleźli tu tylko ruiny i fundamenty i odbudowali po swojemu.

I wbrew pozorom nie tylko chrześcijanie tu zaglądają – dziś były tu tabuny Turków (sądząc po rejestracjach aut) – jak się okazuje, Maryja jest czczona również w islamie – w Koranie jest bardzo dużo wersetów poświęconych jej. Ale szczegółów nie znam, aż tak głęboko w teologii nie siedzę – ale troszkę zdziwienie było. Wracając do wyprawy – z lekka zniesmaczony wykonałem odwrót – dzień chylił się ku zachodowi, ale postanowiłem zaryzykować i zejść inną, bardziej dziką trasą. Oczywiście w sandałkach. Widokowo było przednie, spotkałem nawet kozy, ale w którymś momencie trzeba było się przedzierać przez strome i sypkie żwirowisko. Maryja nie okazała się mściwa za moje śmieszkowanie, ale litościwa i pomogła mi przebyć całą trasę bez obrażeń, mimo faktu, że końcówka już była prawie po ciemku. A już ostatnie 5 km przez wioski i pola całkiem po ciemku. I było super. Uwielbiam te nocne wyprawy, gdy idzie się wśród natury, oczy przyzwyczajają się do powoli nadchodzącego zmroku, jaskółki zamieniają się miejscami z nietoperzami. Tylko, że w wakacje tak się robiło koło godz. 22, a nie jak teraz o 18!!

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments