Madryt! Ogromne miasto, zamieszkałe przez 3,2 mln ludzi – co czyni je po Berlinie drugim miastem Unii Europejskiej, do tego czwarte najbogatsze miasto Europy. I w samym sercu tegoż giganta znalazłem mały hotelik, w starej kamienicy, przerobiony z wielkiego mieszkania (właściciel nadal kawałek zajmuje) z drewnianymi schodami na klatce schodowej tak wydeptanymi przez te 100 lat użytkowania, że każdy stopień ma inną wysokość i wygięty jest w inną stronę. Madryt! Miasto pełne przepychu – z ulicami tak szerokimi, że ledwo można dostrzec drugą stronę i tak wąskimi, że można je przeszkoczyć w dwóch susach (ale światła nadal trwają 90 sekund – mało kto je tu zresztą respektuje, piesi rzucają się pod auta byle dostać się na drugą stronę szybciej). Miasto, gdzie hotel otwiera przed tobą odźwierny ubrany w strój sprzed 100 lat, złote schody prowadzą do lobby, a dwa metry dalej na ziemi śpi bezdomny. Bezdomni tu zresztą są co krok – jest ich mnóstwo i wyglądają jakby nie byli prawdziwi, a stworzeni przez zbyt entuzjastycznie nastawionych speców od charakteryzacji – przerysowani i karykaturalni. Co jeden, to bardziej obleśny – wielki zarost, długie brudne włosy, a na czubku głowy łysina. Drugi w jednym bucie, plujący z pogardą na ulicę całą fontanną śliny. Trzeci śpiący na środku ruchliwego skrzyżowania, a czwarty w złotej czapce wyzywający przechodniów od putów (put?) skrzekliwym głosem. Aż piękni w swojej ohydzie.

Madryt! Tego mi było trzeba po kilku tygodniach na łonie przyrody, ale żyć bym tu nie chciał – za głośno, za szybko, za duże tłumy. Ale zwiedzić można jak najbardziej. I zwiedzałem, robiąc kilka dłuższych spacerów w dzień i w nocy – i po największych zabytkach i po zapyziałych uliczkach, czy zakazanych zaułkach, gdzie nawet lokalsi się nocą nie zapuszczają. Ale że noc akurat była wręcz mroźna, to nawet lokalny element przestępczy się gdzieś ukrył.

U ciotki nastąpiło przesilenie i chyba jednak przeżyje – i ja też, bo na noc zainstalowałem w uszach stopery i przespałem prawie jednym ciurkiem. Rano byłem gotowy do wznowienia akcji o kryptonimie 'Adam i Ewa’. Trop prowadził do Biblioteki Narodowej, która okazała się naprawdę imponującym gmachem. Wparowałem do środka i zaczepiłem kogoś wyglądającego w miarę kompetentnie, pytając go o XVI-wieczną rycinę z Niemiec. Za bardzo nie wierzyłem, że będzie umiał mi pomóc – ale ku memu zaskoczeniu, wiedział o czym mówię! Próbował mnie odesłać do Prado, ale wytłumaczyłem mu, że tam już byłem i kość słoniową i wersję olejne widziałem, a chcę zobaczyć miedzianą tackę, która trafiła do nich. Moja wiedza zaimponowała nie tylko mi, ale i jemu i już traktował mnie od tej chwili nie jak natrętnego turystę, ale jako brata naukowca. Wczesniej wygooglowałem też, ze Biblioteka raz do roku udostępnia gawiedzi swoje skarby do oglądania – i ten dzień przypada już w tę sobotę! Moja wiedza o tym fakcie też zrobiła na nim wrażenie. Ale niestety – jak wytłumaczył mi, takie skarby nie są trzymane w budynku, tylko w specjalnych sejfach ukrytych gdzieś indziej. Można je oglądać, ale trzeba wcześniej pisać podania i mieć dobry powód (np. mieć doktorat i pisać na ten temat pracę naukową) – ale i wtedy się długo czeka. Nie chciałem go wyprowadzać z błędu, że nie mam PhD z historii sztuki, tylko jestem na queście z gierki komputerowej, więc zamartwiliśmy się nad tym faktem razem. Ale żeby mi nie było przykro, zaproponował mi, że mnie wpuści już dziś na oglądanie skarbów, które będą udostępnione w tym roku w ten jeden dzień (już zostały wyciągnięte z sejfów i rozłożone) – i jako wybitnemu naukowcowi, zafascynowanemu tematyką, nie było jak odmówić. Gość na szczęście zapalił się do oprowadzania i sam pokazywał mi największe skarby, więc wiedziałem w którym momencie wydawać największe wzdechy zachwytu, nie musiałem zgadywać co jest co. I w sumie nie było tak źle – 800-letnia ręcznie pisana Biblia, pierwsza hiszpańska prasa drukarska sprzed 500 lat, autograf Cervantesa – nawet taki laik jak ja potrafił to docenić. Koniec końców operacja 'Adam i Ewa’ w teorii zakończyła się fiaskiem, ale faktycznie dostarczyła mi niezłej przygody i wpuściła w sytuację, w których nigdy bym się bez niej nie znalazł, więc i tak uznaję ją za ogromny sukces 😜.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
sirPaul

a walki byków na arenie? 🙂