Perthskie kangury

Dziś znów przebierałem sporo nóżkami po Australii i znów wyrobiłem ponad 30 km – ale bez obciążenia i po przespanej w bardzo komfortowych warunkach nocy, a nie jak wczoraj po bezsennej nocnej podróży, więc poszło bez bólu. Zwłaszcza, że pogoda fantastyczna – plus 26 stopni, zero chmur, niby mocno grzało, ale wilgotność zerowa, nic a nic się ze mnie pot nie lał, koszulka nie była zmoczona od góry do dołu od samego chodzenia – aż dziwnie się robiło 😃. Jeszcze dziwniejsze było to, że ulice są szerokie, chodniki równie szerokie, między nimi pasy zieleni i drzew, a wszyscy respektują światła i przepisy drogowe. Nikt nie usiłował mnie rozjechać, nikt nie zganiał mnie znikąd motorem – aż nie umiałem się odnaleźć w takich warunkach 😝. Jednak co cywilizacja, to cywilizacja.

Dziś wybrałem się na zwiedzanie samego Perth, kupiłem bilet dzienny (w cenie o kilka groszy wyższej niż dwa normalne przejazdy, więc bardzo opłacalny, bo woziłem się cztery razy) i w sumie bez większego planu zacząłem się kręcić po centrum. Perth zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. O ruchu ulicznym już wspomniałem, o zieleni wczoraj też, dziś tylko potwierdzę – parki co krok, tereny spacerowe, stawy, ścieżki rowerowe, alejki z drzewami albo palmami. Coś pięknego, no ale trochę oszukiwali, bo miasto nie ma nawet 200 lat i powstało na pustym terenie, mogli więc je sobie planować jak im się żywnie podobało, a nie walczyć z zaistniałą od setek lat sytuacją. Widać to zwłaszcza na mapach przedmieść – jakby były rozrysowane w Sim City 😝. W mieście w kilku głównych dzielnicach jest też dostępne darmowe wifi – limit 2 GB dziennie, więc całkiem sensownie.

Po raz kolejny widziałem niezliczone tabuny ptaków, w jeziorze pływały paskudnie wyglądające meduzy, widziałem jak jakiś kormoran zanurkował i wrócił z wielką rybą w dziobie, a na wyspie koło miasta po raz pierwszy w życiu spotkałem dzikie kangury. Na wyspę prowadzi most, który jest w remoncie i wygląda na nieprzejezdny, więc chyba zniechęca spacerowiczów, więc cały obszar miałem tylko dla siebie. Przez godzinę błąkałem się po buszu i zagajnikach, szukając torbaczy, spłoszyłem ogromną białą sowę, byłem przeganiany przez morskie ptaki rozkładające na mój widok skrzydła, aż w końcu zwątpiłem i uznałem, że może remont mostu je wszystkie przegonił. Ale wtedy w końcu na bagienku wypatrzyłem trzy osobniki – radości mej nie było końca. No bo co by to była za wizyta w Australii bez ganiania się z kangurami?! Dały podejść do siebie naprawdę blisko zanim porządnymi susami popędziły w siną dal (filmiki wrzuciłem na discorda, gdyby ktoś koniecznie chciał popodziwiać!).

Potem zajrzałem do sklepiku z gierkami – mieli nawet niegłupie retro pudełeczka, ale oczywiście nie mam jak tego w dalszą podróż taszczyć, a wysyłka do Polski pocztą jest totalnie nieopłacalna. Kolejnym pociągiem podjechałem za to na plażę – Perth leży nad Oceanem Indyjskim. Przy plaży pola golfowe, piękne drzewa iglaste, biały piasek, muszelki, coś pięknego. Ale wejście do wody okazało się błędem – woda tak zimna jak Bałtyk zimą. W sumie nic dziwnego, bo prąd morski na zachodnim wybrzeżu Australii ściąga tu masy wody z Antarktydy, więc woda z okolic bieguna ma prawo być zimna 😝. Tyle dobrego, że rekiny też za zimnem nie przepadają – ludzie więc się mimo wszystko kąpali.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
sirPaul

żadnych pomników tam nie mają? (to na 6 zdjęciu próbuje udawać pomnik ale nie wiadomo co to jest) 🙂 a gdzie zdjęcia ze sklepu retro? :), więcej kangurów!!! 😀

JRK

Pomniki mają, ale na mnie mało które działają na tyle, by pykać im zdjęcia 😝. Ten z 6 zdjęcia to ptak z herbu Perth. Zdjęcia ze sklepu gierkowegocposzły na discorda

Magda

 Zdj. 2 – Eukaliptus z kwiatami i owocami

Zdj. 6 – Rzeźba First Contact…Tak tubylcy widziedzi nadciagających osiedleńców z Europy.

Zdj. 9 – Papuga Lorrini

Zdj. 12 – Anhinga, czyli wężówka australijska, żywiąca się rybami słodkowodnymi. Rozpiętość skrzydeł – do 128 cm.