El Psy Kongroo

Odkąd rok temu, podczas nudnych zmian w Lotto ograłem Steins;Gate, miałem ogromną fazę na odwiedziny w miejscu znanym z tej gry – genewskiej siedzibie CERN-u, czyli najsłynniejszej i największej europejskiej organizacji naukowej. I dziś w końcu nadszedł dzień spełnienia tego marzenia. Przed pandemią, żeby załapać się na zwiedzanie, trzeba było mieć szczęście i być szybkim – rezerwacji dokonywało się przez internet, a wejściówki rozchodziły się błyskawicznie – i to dosłownie – średni czas od publikacji transzy do jej zniknięcia wynosił… 2 sekundy! Teraz zmienili zasady i rezerwować można tylko osobiście – i to najwcześniej 2 godziny przed wizytą. Wejść jest kilka dziennie, z czego połowa po angielsku, połowa po francusku, wchodzi tylko 24 osób. Wybrałem pierwszą turę, na godzinę 10, a to znaczyło, że pod francuską granicą, gdzie znajdują się tereny agencji, musiałem być o godz. 8. Udało się – i mimo że byłem tam przed otwarciem, to i tak nie byłem pierwszy w kolejce. Dostałem imienny identyfikator na szyję i dwie godziny czekania spędziłem czytając książkę.

Emocje i oczekiwania były dość wysokie, więc rozczarowanie, które na mnie czekało, było równie spore. Nasz przewodnik z jakiegoś powodu nie dotarł i dostaliśmy zastępstwo z łapanki – był to jakiś technik od systemów chłodzenia, bodajże z Indii, który po angielsku mówił strasznie niewyraźnie (Amerykanie w mojej grupie też go nie rozumieli, więc to nie wina mojego słabego języka) i traktował przydział do nas jako karę – był zresztą ewidentnie do tego nieprzygotowany. Na koniec zresztą powiedział „są państwo wolni i ja wreszcie też i mogę wracać do właściwej pracy”. Pierwsze 15 minut było jeszcze ok, zabrał nas do sali, w której stała pierwsza maszyna od protonów z lat 50, na której przez pierwsze 33 lata przeprowadzano eksperymenty, wyświetlił film o historii instytutu. Całkiem fajnie zrobiony, część projekcji była bezpośrednio na maszynie, podświetlane jej części, wizualizowana praca i przekrój. Ale pozostałe 45 minut spędziliśmy w jakimś korytarzu patrząc na jedno niewielkie zdjęcie na ścianie, a pan bełkotał coś o wiatraczkach, czyli zdaje się swojej wąskiej dziedzinie specjalizacji, głównie narzekając na swoją ciężką pracę i użalając się, że zgłosił jakiś problem w lutym, a rozwiążą go dopiero w grudniu. Totalnie zepsuł mi całą wyprawę, nie pokazał nic ciekawego, wątpię, że to miała być jedna maszynka i pogadanka w korytarzu – nie byłoby na coś takiego aż takiego zapotrzebowania i tysięcy chętnych. Na szczęście bez rezerwacji dostępnych jest jeszcze kilka prezentacji, sal z wystawami, które były dużo bardziej spektakularne i rajcujące – i te mogę z większym entuzjazmem polecić.

Coś tam jednak z tego wyniosłem – bo miejsce jest naprawdę niesamowite. To faktycznie serce naukowej Europy, wylęgarnia Nobli (pięć albo sześć tu padło), to tu powstało też www. Tu też znajduje się też największa maszyna świata – Wielki Zderzacz Hadronów, który być może któregoś dnia zniszczy świat. Czy to tworząc czarna dziurę, czy otwierając wrota do równoległego świata, albo powodując wybuch gorętszy miliony razy niż temperatura słońca (to ostatnie robią tu co jakiś czas, ale na cząsteczkach tak małych, że podobno światu, a nawet Genewie nic nie zagraża). Maszyna składa się głównie z tuneli wkopanych ponad 100 metrów pod ziemią, o okręgu długości prawie 27 km. Widać na nich krzywiznę ziemi, chłodzone są do temperatury -300 stopni C za pomocą helu, zbudowane z tytanu, ważą jakieś chore ilości ton, w środku jest próżnia, a dookoła magnesy. Wszystko po to, żeby w środku rozpędzać protony (czyli malutkie cząsteczki, jeszcze mniejsze niż atom), a następnie je zderzać i patrzeć co się dzieje. I tu zaczynają się czary, bo to już według mnie nie jest nauka, tylko magia. Wszystko to ma naprawdę szalone rzędy wielkości – protonów rozpędza się zwariowane ilości – 100 bilionów, w 10 godzin, bo zdaje się tyle trwa cykl ich rozpędzania nabierają prędkości równej 99,99% prędkości światła i pokonują po tym 27 km okręgu drogę taką jak z Ziemi do obrzeża Układu Słonecznego i z powrotem i z takim impetem zderzają się z drugą grupą lecącą w przeciwnym kierunku. I jeśli dobrze wychwyciłem z bełkotu technika – z tych setek bilionów zderzeń jakieś 5 sztuk daje zamierzony efekt. A efektem tym są tworzące się na bardzo krótki czas (ułamki sekundy), nowe cząsteczki. Odkryto ich od lat 50 ponad 60, największym odkryciem, przez niektórych naukowców nazywanym wręcz największym odkryciem wszech czasów, było odkrycie jakieś 10 lat temu tzw. bozonu Higgsa. Nie będę udawał, że do końca zrozumiałem, co to za cudo, dość, że jest nazywane boską cząsteczką, fizycy spekulowali na jej temat od 50 lat – to ona odpowiada za życie jako takie, za to, że materia istnieje i ma wagę. I podobno jesteśmy o krok nie tylko od odkrycia na czym polegał Wielki Wybuch, ale i od powtórzenia go. Czyli faktycznie jest to bawienie się zabawkami, które mają moc tworzenia i zapewne niszczenia wszechświatów. Podróże w czasie, równolegle wymiary i mikroskopijne czarne dziury to tylko poboczne atrakcje (oficjalna strona CERN-u uspokaja, że mimo iż wszystkie te atrakcje są teoretycznie możliwe, to mają to pod kontrolą – czujecie się uspokojeni? 😜). Obecny Zderzacz dał już chyba wszystko co się da i plan na kolejny jest jeszcze bardziej ambitny – ma mieć 100 km długości, wyciągać większe prędkości – naukowcy szacują, że na chwilę obecną mamy odkrytych jakieś 4% materii, więc tych cząsteczek i energii do znalezienia jest jeszcze na kolejnych tysiąc nagród Nobla, jak nie więcej. I to są ciekawostki, a nie opowiadanie o poczwórnym systemie chłodzenia wiatraczkami 😜.

Z CERN-u zrobiłem sobie spacerek powrotny na piechotkę z wizytą w lokalnym Media Markt (ceny gier niewiele wyższe niż w Polsce – co za niesprawiedliwość), a wieczorem spotkałem się z koleżanką z liceum, która w Genewie wylądowała już 20 lat temu. Przegadałem z nią nad jeziorem, podczas spaceru po mieście i zajadając się francuskimi naleśnikami dłużej i wymieniając więcej słów, niż zamieniliśmy przez całe 4 lata szkoły łącznie 😜. I ta część dnia okazała się znacznie bardziej rozrywkowa i sprawiła mi więcej frajdy niż poranna wyprawa.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
^_^

w Szwajcarii zwiedzi CERN,w Japonii NERV a w USA FBI