Moknąc nad jeziorkiem

Ostatni dzień w Szwajcarii i pogoda dziś znów zrobiła się raczej do bani – znaczy często padało, siąpiło i kropiło. Ale i tak nie powstrzymało mnie to przed zrobieniem pożegnalnego spacerku po okolicy, który zakończył się z wynikiem 20 pokonanych kilometrów. Tak w zasadzie przy takiej niższej temperaturze i tuż po deszczu, albo nawet w trakcie niewielkiego deszczu, idzie się świetnie, a już na pewno lepiej niż podczas upałów. A że na dodatek nie musiałem się martwić o ciepły i suchy nocleg, ani że mój plecak i rzeczy mi zmokną, to już w ogóle był pełen luksus.

Ruszyłem na północ wzdłuż wybrzeża Jeziora Genewskiego. To największe jezioro całej zachodniej Europy, raczej głębokie, bo ma ponad 300 m do dna w maksymalnym miejscu, długość zdaje się coś ponad 70 km. Jest też bardzo czyste i mieszka tu dużo ptactwa, które na dodatek jest z ludźmi oswojone. Mogłem więc podziwiać śpiące kaczki (i to na wodzie, gdzie kołyszą się na falach z głowami wtulonymi pod pióra i na lądzie, rozłożone po kilka sztuk w śpiących stadkach), łabędzie, małe perkozy – dwójka rodziców nurkowała przy mnie w poszukiwaniu żarcia, a rozdarte maleństwa kwakały, czy co tam perkozy robią, pływając nad nimi i wyrywając rodzicom z dziobów wyławiane dla nich przysmaki. A wszystko na wyciągnięcie ręki, nic sobie ze mnie nie robiły.

Bo to są perkozy, prawda?

Na jeziorze działa też największa w Europie fontanna – założona ponad 100 lat temu jako zawór bezpieczeństwa dla jakichś rur, dziś tylko jako atrakcja turystyczna. Woda tryska w górę na 140 m z prędkością 200 km/godz., jednocześnie w powietrzu znajdują się 2000 litrów wody. Nawet mały wiatr powoduje, że chodzenie po pomoście blisko niej jest ryzykowne – no chyba, że jest gorąco i ktoś godzi się na taką kąpiel 😜.

Mój szlak prowadził też podgenewskimi miasteczkami, wioskami i osiedlami. I wszystkie były dopieszczone do granic możliwości – i to zarówno estetyczne domki, ogródki, ale i ulice, trawniki i przystanki. Widać, że i mieszkańcy i samorządy dbają o wygląd i klimat otoczenia. Na koniec podszedłem też pod centralę ONZ, gdzie akurat odbywały się jakieś kurdyjskie manifestacje antytureckie, a plakaty namawiały WTO do zaniechania połowu jakichś rybek. Ale wszystko na pełnej kulturze i przy dźwiękach muzyki. Spacerek całkiem satysfakcjonujący, mimo że bez fajerwerków – ale takowych nie można mieć każdego dnia i czasem potrzebny jest wręcz taki zwykły dzień na łonie przyrody, bez zawałów serca na każdym kroku 😜.

Na jutro zaplanowałem sobie bardzo ambitny program podróży, zobaczymy ile z tego uda mi się zrealizować. Mój autobus opuszcza Genewę już o 6:45 rano i kieruje się na tunel pod Mont Blanc w kierunku kraju nr 7 podczas tej wyprawy – Włoch, które akurat tydzień temu zniosły większość upierdliwych covidowych ograniczeń. Italio – przybywam!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Magda

To ptactwo wodne to nie perkozy, tylko łyski zwyczajne. Perkozy mają czubki.

sirPaul

dlaczego od razu Nobla za pokój? może za kuchnię albo przedpokój?
ps widzę, że nie mogłeś się powstrzymać i połamałeś krzesełko