Miśka w opałach

Trasa podróży po 75 dniach

Tak jak się spodziewałem, noc faktycznie była intensywna. Pierwsze kilka godzin spędziłem w centrum, znalazłem sobie kamienną ławę z oparciem na ścianę, ława stała w cieniu drzewa, dookoła ulice były oświetlone, więc ja widziałem wszystko, przechodnie widzieli tylko mój zarys w ciemności i omijali szerokim łukiem. #najlepiej Koło pierwszej w nocy znudziło mi się tam i ruszyłem na kilka spacerków po starym mieście. A plac wokół katedry nadal tętnił życiem – kilka imprez że śpiewaniem, pojedynczy turyści, ekipy remontowe (w sumie ma sens, w dzień są tu miliony przyjezdnych, nic nie dałoby się wtedy pokopać), nawet galeria była otwarta. Dwie godziny później zmęczenie dało już o sobie dać naprawdę mocno i postanowiłem powoli ruszyć w kierunku dworca. Miało mnie to rozbudzić, ale niekoniecznie zadziałało. Autobus miał odjeżdżać dopiero o 8:30 rano, więc czasu było zdecydowanie za dużo. W końcu, jakiś kilometr od celu, gdy miałem już naprawdę, naprawdę dość, znalazłem malutki osiedlowy park z kilkoma ławkami, ale całkiem ogrodzony zielenią – z ulicy mnie nie było widać, trzeba było tam wejść. Co w sumie nie było trudne, bo nie było ogrodzenia, ale komu by się o 4 rano chciało łazić po ciemnym parku. Zresztą – poziom wykończenia już był tak wysoki, że było mi wszystko jedno. Padłem na ławkę i dwie sekundy później odpłynąłem.

Obudziłem się po maksymalnie pół godziny, nie zamordowany, ani nawet nie okradziony, ale za to mocno pogryziony w dłonie przez komary. I na dodatek zdążyło już wstać słońce, a mi obok ławki, praktycznie wskakując mi na nogi, przyglądały się trzy gołębie. Kawałek dalej stała też czujna wiewiórka. Gołębie nakarmiłem resztkami ciastek ze Szwajcarii, walczyły o nie między sobą jak szalone, wiewiórka nie chciała się jednak ze mną socjalizować. Co dziwne, mimo że ten reset trwał tak krótko, to zadziałał. Znów mogłem podjąć marsz, a oczy już tak się same nie zamykały. W sumie zrobiłem po Mediolanie 36 km marszu, więc miałem prawo czuć się delikatnie zmęczony 😜.

A dokąd udałem się dziś? Na dół włoskiego buta – do Neapolu. Przedwczoraj rano byłem jeszcze święcie przekonany, że południe Włoch odpuszczam, przemknę się tylko północą na wschód, ku Bałkanom. Ale wtedy moja siostra stryjeczna Misia (tłumaczenie dla barbarzyńskich rejonów Polski, które tego pojęcia nie znają – „kuzynka” ) popełniła błąd i zamieściła w mediach społecznościowych swoje zdjęcie właśnie w Neapolu. Uznała widać, że odległość ode mnie ponad 1000 km i oddzielenie dwoma granicami zapewni jej bezpieczeństwo. Srogo się przeliczyła. Kiedy zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła, usiłowała mnie zniechęcić do przyjazdu i rzucała kłody pod nogi, ale jedyne, co osiągnęła, to utratę pozycji ulubionego mieszkańca rodzinnego domu, spadając w rankingu na sam koniec, nawet za psa Dorotkę i bezimienne kurczaki (przy okazji Maćku, gratulacje awansu w rankingu!) – i tak i tak ruszyłem w drogę. Drogę, która zaprowadziła mnie najpierw na ławkę w Mediolanie i zabrała w sumie 19 godzin jazdy w autobusach.

Odkrycia #60 – #62

Dzisiejszy przejazd prowadził przez niemal wszystkie krainy Włoch – od północnej płaskiej Lombardii z postojami w Piacenza, Parmę, Modenę i Bolonię, przez Toskanię z Florencją i pięknymi górkami (znów dużo tuneli i rzek i obowiązkowe te wąskie a wysokie drzewka, których nazwa wypadła mi z głowy), przez Latium z Rzymem i w końcu Campanię.

Podróż, mimo że długa, poszła mi nawet sprawnie, autobus nowy i wygodny, o maseczki przywalali się tylko pro forma, zasypiałem na kilka minut chyba kilkadziesiąt razy. W górach szkoda mi było widoków, więc tam najmniej. Dwa miasta z trasy, Florencja i Rzym to dodatkowo odkrycia z UWO i mimo że tylko je polizałem przez szybkę autobusu, to zaliczam w nich wizytę – zwłaszcza, że byłem w obu poprzednio, a może zresztą zajrzę tu jeszcze na porządnie w drodze powrotnej. Tłoczno zrobiło się dopiero na ostatnim odcinku, Rzym – Neapol i w Rzymie też złapaliśmy godzinne spóźnienie przez korki, ale jakoś w końcu dojechałem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Magda

Wysokie drzewka, charakterystyczne zwłaszcza dla Toskanii, to cyprysy.