Nad polskim morzem

W Gdańsku zatrzymałem się u 6-tygodniowego Antosia i jego rodziców – którzy już się na tym blogu pojawili na początku tego roku, gdy przekazywałem im na przechowanie część moich gierkowych zbiorów. Antoś co prawda ostrzegał, że mogę mieć problemy ze spaniem, bo on jeszcze nie pogodził się z faktem w jakim kraju się urodził i nadal po nocach głośno wyraża swoje rozczarowanie i rozgoryczenie tym faktem, ale nie przejąłem się – i słusznie, przespałem sobie smacznie prawie 10 godzin ciurkiem, nic a nic jego zawodzeń nie słyszałem – miesiące treningów w głośnych hostelach nie poszły na marne 😜.

Dziś Antoś z mamą zostali w domu, a jego tato dostał wychodne na okoliczność konieczności zabawiania i oprowadzania gościa, to jest mnie. Wybraliśmy się nad morze, a że dzień akurat trafił się ciepły i pogodny, przeszliśmy wybrzeżem po plaży dłuższy kawałek. Udało się nam znaleźć dwa małe kawałki bursztynu (no dobra, ja znalazłem zero, kumpel wypatrzył oba) – i chyba jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem tego cudu w jego naturalnym środowisku. Potem dopiero doszedł SMS z alertem, że w zasadzie nie powinniśmy się tam kręcić, bo bawili się neutralizacją niewypałów w wodach przybrzeżnych – ale sądząc po ilości spacerowiczów (masa!), nikt o tym nie wiedział. Piękna pogoda zachęciła też do drugiego spacerku – po parku oliwskim – i tam było chyba jeszcze więcej ludzi – i słusznie, bo miejsce bardzo urokliwe – i tu już na pewno nigdy wcześniej nie byłem.

W Gdańsku zostaję na jeszcze półtora dnia, więc resztę dnia odpoczywałem, nie starając się na siłę zwiedzać i wymęczyć – jutro jednak mam w planie tak właśnie dzień spędzić – tłukąc szalone ilości kilometrów 😜.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments