Znów w drodze!

W Chełmie ostatecznie zostałem, jak się okazało, na równo dwa tygodnie. Czwartego dnia kuracji sterydowej oko znów mi strzeliło – po raz drugi bolało prawe, ale atak był spośród dotychczasowych dziesięciu drugi albo trzeci pod względem brutalności. Na dwie doby wyłączył mnie z użytku. Badania przyczyn przeprowadziłem tylko jedne – te na choroby remautoidalne – i te wyszły mi poprawnie, ta teoria zostaje więc wykreślona. Kolejne próby dojścia skąd mi się te oczy tak psują przeprowadzę po powrocie. Optymistycznie zakładam, że nie trzeba będzie wracać w trybie awaryjnym przed czasem 😜.

Jesienna pogoda i tak nie zachęcała do zwiedzania okolicy, choć ostatnich kilka dni było całkiem ładnych – pożegnanie z latem zapewne. Mimo to udało się zrobić kilka spacerów i przejażdżek rowerowych, z których kilka zdjęć gdzieś tam pod spodem pewnie się pałęta. Jeśli nie piszę na bieżąco, to dni się zlewają w pamięci, więc ostatnie 10 dni udało mi się przedstawić w tych kilku powyższych zdaniach 😜.

Dziś jednakże nastąpił koniec obijania się – wsiadłem w pociąg, by wznowić moją podróż. Plan to ucieczka od zimna i ciemności i pogoń za słońcem. Na dobry początek – 565 km w dwóch pociągach – dziś z Chełma przejechałem nad polskie morze – do Gdańska. Na chełmskim dworcu przeżyłem szok, gdy w pociągu, który tam zaczynał bieg, wszystkie miejsca siedzące były zajęte – jak się wkrótce okazało, w 90% przez Ukraińców, którzy tu przesiadają się ze swoich środków transportu – jeszcze nie mogę się przyzwyczaić, że Chełm nie jest już jak wcześniej miasteczkiem na końcu świata, a stał się miasteczkiem, przez które przewinęły się w tym roku miliony ludzi, wszystkie wizyty oficjalne zachodnich dyplomatów też jadą tędy.

Odkrycie #130

W Gdańsku mam zamiar zatrzymać się na trzy dni, a potem wsiadam w samolot i wybywam z kraju – lecąc gdzieś, gdzie jeszcze mnie wcześniej nie było, i bijąc rekord najdalej wysuniętego punktu na wschód, w którym byłem (ale tylko nieznacznie, więc na totalną egzotykę nie liczcie 😜). Zmieniłem też plecak – znów podróżuję tylko z bagażem podręcznym, więc namiot się nie załapał. Kupiłem nowy, dość prymitywny plecaczek 30-litrowy za 49 zł i liczę że na kilka miesięcy wystarczy i nie będzie sprawiał mi bólu – póki co wypchałem go po brzegi i waży bez wody ponad 7kg, ale mam kilka rzeczy, które mogę po drodze wyrzucić, gdyby była taka konieczność. Będzie to ciekawe doświadczenie, aczkolwiek już tęsknię za starym i wielkim plecakiem – był duży i ciężki, ale miałem już go obcykanego i wiedziałem gdzie co w nim jest – teraz muszę się uczyć od nowa 😆.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments