Raz jeszcze spacerem po Tokio

Stwierdziłem, że może wypadałoby przestać tak szaleć i dziś zrobić sobie spokojniejszy dzień. Nie udało się, nogi znów poniosły w Tokio i zrobiłem znów 25 km. Ale co poradzić, skoro wszystko tu takie fascynujące. Nawet jak idę bez celu i tylko się przyglądam, to wszystko jest tak inne i ciekawe. Tyle różnych w sumie błahych detali, których obserwacja sprawia mi tyle frajdy. Tu wpadnie mi w oko witryna sklepu, tu jakiś ciekawy plakat, tu kapliczka z angielskim podpisem, z którego się dowiem, że tu czci się jakiegoś aktora teatru kabuki (czyli tego z maskami i dużą ilością tapety na twarzy), który był tak boski, że go też wynieśli na ołtarze. I tak kręcę się godzinami, korzystając z pięknego słońca. Tubylcy też wyczuli wiosnę, bo przy najstarszej świątyni (którą mam 2 km od siebie i zwabiły mnie tam ponownie śpiewy i zawodzenia) mnóstwo wiernych i zwiedzających – w tym jakaś setka w kimonach namiętnie robiąca sobie zdjęcia i selfiki. Tylu osób w kimono nie widziałem na raz nigdy w życiu 😍.

Poszedłem też do portu, bo przecież Tokio to miasto nadmorskie. Nie dotarłem co prawda do Disneylandu (coś mi wręcz świta, że mają tu aż dwa), ale spacer nad główną rzeką aż do jej ujścia pokazał, że faktycznie morze gra w Japonii ogromną rolę. Można to było zauważyć też na największym japońskim targu rybnym – aczkolwiek ten okazał się bardzo cywilizowany. Wszystko schludnie, higienicznie i według zasad BHP – zero znanej z Egiptu egzotyki typu syf, salmonella i papieros w ustach sprzedawcy rzeźnika 😜. Wszędzie też tłumy ludzi, a przy punktach gastronomicznych dzikie kolejki – i sprzedawali tam nie tylko ryby i inne niezidentyfikowane morskie stwory, ale też truskawki na patykach czy lody. Ja się skusiłem na ciasteczko z nadzieniem budyniopodobnym w kształcie rybki – morze zobowiązuje 😜.

Pałac cesarski znów mnie zawiódł, bo jednak w poniedziałki też nie wpuszcza motłochu – zresztą jak doczytałem, w ciągu doby ma tylko dwa godzinne okienka, gdy można mu pod chałupą po ogrodach połazić, więc musiałbym to sobie jakoś bardziej zorganizowanie zaplanować, a nie swobodny spacerek bez celu i składu. Czwarty dzień z rzędu zajrzałem też do dzielnicy rozpusty growej – dziś był już spokój i tylko normalne zatłoczenie. Ale sklepy tu robią zdecydowanie nie na mój rozmiar – między półkami mało miejsca, schody wąskie, zimowa kurtka i plecak eliminuje niemal możliwość wejścia do niektórych miejsc. Ech. Zagryzłem kolejną porcją Ramena (są ich dziesiątki, jeśli nie setki, więc wystarczy mi na długo) i wróciłem do mojej trumienki. I w końcu zacząłem się chyba przestawiać, bo wieczorkiem odespałem tylko godzinę – trzymajcie kciuki, żebym noc przespał normalnie. A jutro – czas pożegnać Tokio.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments