Europejskie Hawaje

I oto stał się cud. Dyskoteka w niedzielną noc nie działała, pod oknem było całą noc cicho, a rano nie padało, a prognoza zapowiadała, że będzie tak przez cały dzionek. Radośnie zwloklem się z łóżka i ruszyłem na pobliski przystanek autobusowy. Autobus wiózł mnie przez ponad godzinę na zachodni brzeg wyspy. Już samo to było przygodą, bo trasa wiodła wzdłuż wybrzeża przez kręte górskie ścieżki z widokiem na wzburzone fale Atlantyku i przejeżdżaliśmy przez liczne wioski z uliczkami tak wąskimi, że lustrami szuraliśmy po ścianach budynków. Drzwi domów wychodziły tam wprost na ulicę i gdyby ktoś z tych drzwi wytknął choćby nos, to już by tego nosa po naszym przejeździe nie miał. Musi być ciekawie mieszkać w miejscu, gdzie każde wyjście za próg to igranie ze śmiercią 😆.

W końcu dotarłem – mała mieścinka nad pięknie położonym jeziorkiem. A piękno położenia polegało głównie na tym, że jezioro znajdowało się w kraterze wulkanu i wokół niego rosły bardzo zielone i bardzo niemal pionowe ściany. Wspiąłem się na nie wypluwając płuca i zastanawiając się, kiedy zdążyłem zgubić pracowicie zdobywaną przez cały rok podróży kondycję (obwiniam siostrę z Kanady, która tuczyła mnie tam przez cały tydzień pobytu!), ale widoki z góry były tego warte. Wąska ścieżka szczytem krateru, z jednej strony widok na jezioro pod spodem, z drugiej Atlantyk. A wokół mnóstwo zieleni, białe fale rozbijające się o brzeg, krowy, stożki kolejnych wulkanów. Coś pięknego. Momentalnie zapomniałem o braku oddechu, odpaliły się hormony zachwytu i tak poniosły mnie przez kolejne 33 km spaceru.

O tej porze roku spacerowiczów tu niewielu, zwłaszcza po kiepskiej pogodzie z ostatnich dni, mogłem się więc cieszyć przyrodą bez konieczności dzielenia się widokami z tłumami innych podróżnych. Kilka razy co prawda mijały mnie jeepy, które wywoziły na szczyt mniej mobilne albo bardziej leniwe osoby, ale nigdzie ich potem nie widziałem – może robili tylko objazdówkę? Wulkany tu są nadal aktywne – choć akurat ten, który dziś zwiedzałem, już od dawien dawna jest spokojny. Najbliższe miejsce, gdzie ziemia paruje i czuć siarkę, jest jakieś 20 km w drugą stronę – i tam miałem się udać wczoraj, ale deszcz niestety przegonił. Nie szkodzi, dzisiejszy spacer i tak dostarczył mnóstwa radości – i po co komu Hawaje, skoro takie widoki mamy dużo bliżej Europy! I taniej 😆.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments