Pół roku wyspiarza

Jak co tydzień w poniedziałek – raport! A tak serio, sam nie wiem gdzie i jak mi tu tygodnie uciekają, czas płynie tu zdecydowanie inaczej. Jakimś cudem za 5 dni mija pół roku odkąd tu wylądowałem – jak, gdzie, kiedy, dlaczego? Sytuacja z oczami się uspokoiła, cały poprzedni miesiąc obył się bez większych problemów. Wróciło normalne spanie, słońce i światło przestało razić. Tak to można żyć. Październik na Gran Canaria był według synoptyków najgorętszym w historii – temperatura dochodziła do 40 stopni w cieniu – takiego hardcore nie było tu nawet latem. W którymś momencie z powodu upałów zamknięto nawet na trzy dni szkoły – w październiku! Za dawnych polskich czasów szkoły w tym miesiącu mogli z zimna zamykać 😄.

+10 kwadratów

W jeden z tych gorących dni wybrałem się wobec tego na południe wyspy, do czysto turystycznej miejscowości Maspalomas. Hotele, pensjonaty, widoki typowe jak w Egipcie czy Turcji, ale za to plaża bardzo fajna – dłuuuga na jakieś 10 kilometrów i obchodząca park przyrody – afrykańskie wydmy. Termometry pokazywały w słońcu +37 stopni i było faktycznie raczej gorąco. Przeszedłem całą plażę, pełne 10 km i było super. W moim Las Palmas na plaży jest pełno toplesów, ale tam na południu co czwarty plażowicz był zupełnie goluteńki. I nie było segregacj, że jakieś specjalne miejsca dla nudystów, byli rozrzuceni losowo, zmieszani z całą resztą towarzystwa. I nikt nie robił z tego powodu zamieszania, jest to tu najwyraźniej coś zwyczajnego. Starałem się podczas spaceru za bardzo nie gapić, co było o tyle trudne, że niektóre widoki były albo bardzo zjawiskowe albo odwrotnie – bardzo drastyczne 😆. Już o tym, że mijałem parkę dwóch spacerujących gołych facetów, którzy akurat się zatrzymali na wymianę buziaczków nawet nie wspominając 😆.

Powrót z plaży zafundowałem sobie przez wspomniane wydmy – jakieś 5 km. I ledwo przeżyłem. Żar z nieba, piach tak gorący że parzył nawet przez sandały. Litr wody zniknął w moich wnętrznościach momentalnie, potem usta wyschły mi tak że aż się sklejały. Trzeba było walczyć o każdy krok, gdy zakopywałem się w tym sypkim żarze, pustynne robaczki, jakieś skarabeusze przebiegały mi drogę i kłóciły się między sobą o najsmaczniejsze że mnie kawałki, zakładając że lada moment tam padnę. Poratowała mnie niesiona w plecaku parasolka – kupiona w Turcji, aczkolwiek tu na afrykańskich wydmach żywot zakończyła – nie dało się jej złożyć – trzymanie jej przez pół roku złożonej coś musiało w niej zepsuć. Ale poległa ratując mnie, więc warta była każdej ceny 😆. I przy okazji nauczyłem się z że te filmy w których ktoś trafia bez przygotowania na pustynię i błąka się po niej przez kilka dni to bujdy na resorach – kilka godzin i śmierć gwarantowana.

Druga większa wyprawa w ostatnim miesiącu (i niestety ostatnia) to powrót na górskie Camino – zrobiłem powtórkę wcześniej robionej trasy, tyle że w 'nieco’ cieplejszych warunkach. Trasa jest jednak na tyle fajna, że jeśli zostanę na wyspie dłużej, pewnie pyknę ją jeszcze raz. No właśnie – moja wyspiarska przyszłość. Zastanawiam się poważnie, co robić dalej. Trochę się zasiedziałem i już mnie mocno nosi, by znów gdzieś ruszyć w trasę. Z drugiej strony, jesień i zima na półkuli północnej to kiepski czas na podróże, tu w najzimniejszym momencie roku będzie około +20 stopni – taką zimę mógłbym chyba polubić. Codziennie wspinanie się z zakupami na moją górkę mocno wykańcza, na dłuższą metę hiszpańska powolność i opieszałość w załatwieniu czegokolwiek też przestaje bawić. Elektrownia nadal mnie olewa, więc obszedłem biurokrację i podczepiłem sobie kabel na własną rękę. Mogłem dzięki temu w końcu kupić lodówkę i pierwszy raz od pół roku mam zimne piciu – w sam raz na te fale upałów. Fakt samowolki zgłosiłem w elektrowni dwa tygodnie temu i poprosiłem o technika, który mi to zatwierdzi i podczepi licznik. I od dwóch tygodni na niego czekam. Typowa 'maniana’. Remont też powoli zmierza do końca, wymienione zostały daszki, dach przemalowany i zabezpieczony od wody, kuchnia w końcu też ma prąd i nie wygląda jak po bombardowaniu. Ale i tak jeszcze zostało sporo popierdułek, które zapewne przeciągną się na kolejny miesiąc albo dwa. Czyli przede mną decyzja – zostać tu na zimę i dalej użerać się z tym wszystkim, czy spakować plecak i ruszać gdzieś w cieplejszą stronę świata. Jeśli zostanę, to wpisy tu nadal raz na miesiąc, jeśli ruszę – pewnie codziennie – za czym głosujecie? 😆

Subskrybuj
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Gagarin

Jest wpis ! Otwieram szampana 🙂 Wpisy muszą być częściej :p

GodOfWar

No i będzie dziś, czy nie będzie?

Gagarin

Nie żądajmy zbyt wiele, bo to za darmo :p Pewnie będzie jak będzie 🙂

GodOfWar

Jak będzie to… „bęędzdzie Pan saatofolony”

Last edited 6 miesięcy temu by GodOfWar