Ostatnie trzy dni wypadły mi z życiorysu, bo rozpętała się tropikalna ulewa. Nie lało co prawda non stop, ale jak już chlustało, to z taką mocą, że ewentualna parasolka nad głową na nic by się nie przydała – połamana w kilka sekund. Deszcz tłukący o dach i ściany domu był momentami tak głośny, że zagłuszał Netfliksa puszczanego na pełną parę i musiałem się ratować słuchawkami. Wyszedłem też raz testowo do ogrodu, specjalnie zmoknąć – prawie jakbym wchodził pod ścianę wodospadu 😍. Temperatury nadal wysokie, więc deszcz nie ziębił, ale i tak na te kilka dni praktycznie uziemił mnie w domku. I o ile ja mieszkam w murowanej fortecy, to nie zazdroszczę tym wszystkim tubylcom w chatkach z bambusa postawionych na błocie i piasku – oni muszą mieć w takich warunkach przekichane. Na innych wyspach deszcz spowodował powodzie, znów zginęło kilkadziesiąt osób – co gorsze tutaj to w zasadzie normalka i podchodzi się do tego bez większych emocji.

Deszcz zwabił mi też do mieszkania większą niż zwykle ilość robali – wielkiego pająka (ale bez szału, w Polsce widywałem większe), wielgachnego karalucha (a tu dla odmiany większych nie widziałem), a także niezidentyfikowanego winowajcę, który ugryzł mnie w brzuch. Swędziało jak diabli, ale na szczęście dość krótko. Potem totalnie przestało, tyle że bąbel nie schodzi już trzeci dzień. I od czasu do czasu znów swędzi, ale już nie tak intensywnie. Chyba jednak wolę swojskie komary, które swędzą przez jakiś czas i po sprawie 😅.

I ma dzisiaj to w sumie tyle, nie było o czym pisać, a z nowymi zdjęciami z oczywistych względów równie biednie 😅.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
GodOfWar

Puk, puk. Wiadomo o co chodzi…

sirPaul

nie wiem czy wierzyć tej notce bo nie ma zdjęcia deszczu 😛 więc autor mógł zwyczajnie konfabulować 😛