Języki obce

Wracam do pytania, które pojawiło się już jakiś czas temu, a dotąd się do niego nie odniosłem – języki obce. Moja podstawa na której bazuję to angielski, uniwersalny ogólnoświatowy język, którym w założeniach powinienem się dogadać z ludźmi na całym świecie. Angielski mam na poziomie który pozwala mi na swobodną rozmowę w niemal dowolnym temacie (a przynajmniej takim, w którym i po polsku się mogę poruszać – nazw np. większości kwiatków nie znam nawet po polsku, więc ciężko oczekiwać, że będę je znał w angielskim 😀). Nie boję się go też używać, po tych w sumie pięciu latach w Irlandii oswoiłem się z nim na tyle, że nie mam żadnych zahamowani ani blokad – a to jest częsty problem osób zaczynających naukę.

W szkole uczyłem się też niemieckiego (i to w sumie przez 12 lat), ale niewiele już z niego pamiętam – brak używania spowodował, że ostro cofnąłem się w nim w rozwoju. Sporo jednak rozumiem ze słuchu, nawet jeśli poprawnie gramatycznie zdania sam już nie sklecę 😀. Rosyjski – tu uczyłem się tylko 4 lata, ale bukwy jeszcze pamiętam, więc czytać cyrylicę (dukając literki jak uczeń z podstawówki 😀) potrafię. I mieszkając tyle lat na granicy z Ukrainą, mając kontakty i z Rosjanami i Ukraińcami, jakoś się w tych językach dogadam – są na tyle podobne, że ja gadam po polsku, Rosjanin po swojemu i jakoś się rozumiemy. Hiszpańskiego się nie uczyłem w szkole, ale w Hiszpanii spędziłem już w sumie podczas tylu moich pobytów kilka miesięcy. I przy okazji nieco języka liznąłem – w kwestii jedzenia, spania i bolących stóp się po hiszpańsku dogadam, inne tematy niestety to czarna magia 😀. A szkoda, bo hiszpański to język, który bardzo by mi się przydał w niemal całej Ameryce Południowej.

Tu chyba nie trzeba tłumaczyć, wszystko jest napisane czarno na białym 😀

Ogólnie oceniam, że mam smykałkę do obcych języków – wyławiając pojedyncze znajomo brzmiące słowa z czyjejś wypowiedzi albo napisu jestem w stanie zgadywać o czym rozmawiamy. We Włoszech na Wezuwiuszu przetłumaczyłem całą tabliczkę informującą zanim się gapnąłem że była po włosku i w teorii nie powinienem tego rozumieć, bo włoskiego nie znam 😀. Ale dla równowagi, żeby nie było że taki ze mnie kozak, nieźle się tam też raz przestraszyłem, gdy kupując bilet do Florencji (Florence) na bilecie mi wyszło Firenze – myślałem, że coś skopałem i jadę w złą stronę, albo w dobrą stronę, ale ze złym biletem – ale nic z tych rzeczy, Włosi tak po prostu nazywają to miasto, inaczej niż reszta świata – coś jak Danzig i Gdańsk.

Pismo obrazkowe – ratunek przy braku znajomości języka.

Nic a nic nie blokuje mnie świadomość trudności w porozumiewaniu się – „gadam” też czasami za pomocą mowy gestów. To mi przypomina kolejną historyjkę z podróży, tym razem z Portugalii. Portugalski nie jest podobny do żadnego innego języka, dla mnie brzmi niemal rosyjsko. Próbowałem wydostać się z jakiejś zapomnianej wioski za pomocą transportu publicznego – kierowałem się na północ, środkiem kraju, celując w Hiszpanię. W Portugalii tez idzie Camino (tam nazywane fonetycznie Caminio) i tę trasę w teorii robiłem, tyle że nie pieszo, bo droga mi się nie spodobała, jako że prowadziła niemal cały czas autostradami, tylko zwiedzałem sobie co ciekawsze miejscówki, na noc dopiero przeistaczając się w pielgrzyma, żeby załapać się na dostępny im darmowy nocleg ;D. W każdym razie, w końcu podjechał jakiś busik i usiłowałem dogadać się z kierowcą, dokąd jedzie. Angielskiego nie znał. Pokazuję mu na siebie, na mój plecak i mówię mu „Ja – Caminio”, potem pokazuję na niego i pytam „ Ty – Caminio?”. On na to wydał z siebie taki „iiii” dźwięk, zrobił dłonią falę (którą zinterpretowałem jako „prawie tak”) i macha na mnie ręką żebym wsiadał. Byłem jedynym pasażerem podczas niemal godzinnej podróży. I po tej godzinie, zza jednej z górek, za zakrętem nagle wyłonił się przede mną… ocean. Kurde, typ zawiózł mnie nie na północ, ale na zachód. Trochę się podłamałem, ale nic to. Biorę się do wysiadania, a gość mi zabiera plecak. I gdzieś mnie ciągnie. Zaprowadził mnie na dworzec pociągowy i tam kupił mi za swoją kasę bilet na pociąg we właściwym kierunku O_o. Pociąg był co prawda dopiero za kilka godzin, ale miałem przynajmniej czas zwiedzić nadmorską mieścinę. Która zresztą kilka lat później została dodana jako port do UWO, więc i tak pojawiłaby się na mojej liście „do odwiedzenia”. Tamtego dnia odkryłem, że znajomość języków obcych jest owszem przydatna, ale jej brak też czasami może się okazać korzystny 😀. Aha – dziękuję po portugalsku to obrigado (albo obrigada, jeśli mówiąca jest kobietą) i to umiałem powiedzieć i powiedziałem mu wielokrotnie 🙂.

Widoczek z mostu na granicy Portugalia/Hiszpania.
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments