Zmiany w pracy

Siedziałem cicho, bo niewiele się nowego działo – ot praca, praca i jeszcze więcej pracy – dziś jest dzień nr 47 od kiedy nie miałem od pracy przerwy. Ale! Lada dzień się to w końcu zmieni, bo w końcu zatrudniona została moja zmienniczka – jej pierwszy dzień będzie w poniedziałek, zostały mi więc ostatnie 2 dni pracy i w końcu, po 49 (szkoda w sumie że tego jednego dnia zabrakło do równego rachunku) dniach pod rząd znów poznam smak calutkiego wolnego dnia 😀. Wczoraj moja nowa koleżanka była u mnie na pierwszych lekcjach, dziś też ma zajrzeć na 2 godzinki, a potem zostanie zostawiona sama na pastwę klientów. Choć obiecałem podejść w poniedziałek rano i pomóc jej przynajmniej otworzyć biznes pierwszego dnia i na kilka pierwszych transakcji popatrzeć na ręce i udzielić wsparcia moralnego – więc niby i tak ten 50y dzień z rzędu w pracy będę i to z samego rana, ha. Nie mamy narzuconego grafiku, zaproponowałem więc moją autorską wersję podziału tygodnia pracy – tak żeby co drugi tydzień wypadał każdemu z nas 4 dniowy weekend. A to oznacza, że już pod koniec sierpnia wypadnie mi pierwszy taki zestawik i będę mógł wyskoczyć gdzieś dalej niż 5km spacer za miasto, jak przez ostatnie 10 tygodni. Minus jest taki, że wraz ze spadkiem ilości przepracowanych godzin, spadnie też moje wynagrodzenie. Sierpień jeszcze będzie jako taki, bo z 31 dni miesiąca odpadnie mi tylko 8, ale od września będzie już dzielenie na pół – czyli ledwie 15 dni w pracy. Jeśli się okaże, że nie uda mi się nie tylko odłożyć kasy, ale nawet z tego wyżyć, to znów trzeba będzie w trybie awaryjnym szukać nowej pracy. Ale póki co – tym się nie martwię, wolne mi się zbliża i na tym się skupiam 😀.

Zielone – pracuję, różowe – wolne.

Wczoraj ogólnie miałem intensywny dzionek, bo rano przed pracą, po godz. 7 miałem już wizytę u dentystki. Nie polecam 😀. Nakrzyczała na mnie już od progu, jak zacząłem opowiadać co mi potrzeba – mówię o tu dziura, a tu boli, a ona JEDNA RZECZ, TYLKO JEDNA RZECZ!!! No to wybrałem łatanie dziury w jedynce, bo jednak taka święcąca na przestrzał szpara na przodzie uśmiechu zdecydowanie utrudnia pracę polegającą na gadaniu i właśnie uśmiechaniu się do klientów. Łatanie trwało 2 minuty, zrobiła totalnie na odwał i odczep się, plomba zaczęła się ruszać już godzinę później. Nie pozdrawiam. Widać że kobitka jest mocno nastawiona na kasę i ilość obsłużonych klientów, a jakość u niej jest na dwieście dwudziestym ósmym miejscu w rankingu walorów. Ale była też jedyną babką, która była dostępna od ręki i na szybko i w takich godzinach – plomba lada dzień wypadnie, ale skoro będę miał wolne, to sobie już poszukam normalnego dentysty na spokojnie, który swoją pracę i klientów szanuje.

Po przesiedzeniu tych 11 godzin w pracy z ruszającą się plombą, zjadłem na szybko kilka parówek i ruszyłem w las. Wczoraj było apogeum roju Perseidów – czyli ta jedna noc w roku, podczas której widać najwięcej spadających gwiazd. Już wcześniej upatrzyłem sobie znośną miejscówkę – tylko 1,5 km od miasta, ale świeżo wycięta polana w lesie – z każdej strony ogrodzona lasem. Łuna od miasta nie przeszkadzała aż tak, ale za to łuna od drogi ekspresowej psuła 1/3 nieboskłonu. Znów jednak – w ograniczonym czasie jaki miałem przed snem, dalej nie mogłem zawędrować. Rozłożyłem się wygodnie (serio, ziemia po wycięciu lasu pomimo mnóstwa leżących suchych gałązek była zaskakująco miękka) na kocyku, ubrałem i bluzę i kurtkę i zacząłem wpatrywanie w niebo. Strasznie mi tego brakowało – dawno już nie patrzyłem w rozgwieżdżone niebo – i już się nie mogę doczekać, kiedy dotrę w miejsce, gdzie będę miał super widoczność i znów zobaczę Drogę Mleczną i tysiące gwiazd naraz. Ostatni raz widziałem to pięć lat temu w Hiszpanii, gdy spałem na trawce w dziczy bez żadnych ludzkich świateł i dostałem takiego łomotania serca i podjarki na ten widok, że baaaardzo długo nie mogłem usnąć. Chcę znów!

Żul w naturalnym leśnym środowisku
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments