Trening kondycyjny

Dziś miałem trzeci wolny dzień w sierpniu (po czterech ostatnich przepracowanych ponownie pod rząd) i spędziłem go dość intensywnie. Na 11 odwiedziłem mojego starego dentystę (który zdążył zgubić wszystkie moje dokumenty, w tym starsze prześwietlenia szczęki i takie tam – ale niby mają poszukać lepiej i je znaleźć na następny raz – zobaczymy) i musiałem wypełniać ankiety o zdrowiu raz jeszcze. A potem dentystka zabrała się za moją jedynkę. Poprzednia babka znęcała się nad nią całe trzy minuty – tym razem operacja trwała godzinę i 15 minut. Na dzień dobry dostałem zastrzyk ze znieczuleniem, który spraliżował mi pół twarzy, ale szczęśliwie zadziałał, bo nie czułem nic a nic – a wiercenia było sporo – z małej dziurki w zębie po wywierceniu podejrzanych rejonów zrobiło się dziursko na 1/3 zęba – wątpię czy on takie wybebeszenie przeżyje. A sadystka zaprosiła mnie na kolejne wizyty, bo chce to samo zrobić jeszcze trzem kolejnym. I próbowała mnie namówić na aparat, ale nie zgodziłem się (nawet gdybym nie planował podróży, to już by mi się nie chciało 3 kolejne lata użerać z metalem na zębach). Wersja zastępcza to szyna, coś w stylu nakładki jak dla bokserów, którą miałbym nosić jak często się da, a już na pewno do spania – na to wstępnie się zgodziłem. Dzisiejsza masakra ząbka kosztowała mnie 250 zł, więc nieco nadszarpęło to mój budżet, ale to zło konieczne, z bolącymi zębami podróż nie miałaby sensu.

Znieczulenie trzymało i trzymało i coś nie chciało puszczać, ale kiedy kumpel koło 15 zapytał mnie, czy nadal jestem zainteresowany podrzuceniem mnie do wioski 20 km od mojego miasta (kiedyś go prosiłem, żeby sobie stamtąd wrócić na piechotę, a on akurat dziś się tam wybierał), stwierdziłem, że czemu nie. Zwłaszcza że akurat wyszło słonko i ma być tylko dziś – to chyba ostatni ciepły i niedeszczowy dzień sierpnia. I tak przetuptałem przez lasy te 20 km z powrotem do domu, cały czas czekając aż zejdzie mi znieczulenie i zaczną nawalać zmasakrowane dziąsła – dentystka ostrzegła mnie, że trochę się z nimi musiałą obejść brutalnie, sam ząb miał niby nie boleć. Ale z jakiegoś powodu, mimo 4 godzin spaceru, nic nie bolało. Takie dobre znieczulenie, czy jednak mam tak silny organizm? Dowiem się w nocy, jeśli prześpię bez problemów albo obudzę wstrząsany falami bólu 😀.

Leśny spacerek

Trasa ładna, słonko świeciło, w samym t-shircie, mimo że pod koniec troszkę już było chłodnawo. Tym razem zabrałem też duży plecak, ale jeszcze go na maxa nie pakowałem, szło się więc bardzo przyjemnie. Ze zwierzaków spłoszyłem tylko 2 czaple po drodze.

Ostatni ciepły dzień tego lata.

Aha i miał być brud, smród i ubóstwo, więc dla widzów o mocnych nerwach i pozbawionych odruchów wymiotnych – zdjęcie moich stóp po trasie: buty wziąłem rozwalone, bo mi dobrych było szkoda na las, porwałem też po drodze skarpetki (a takie fajne były 🙁 ), więc piach miałem wszędzie w środku:

Blog tylko dla czytelników o silnych nerwach!
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments