Na pielgrzymim szlaku

Dzień 5 -19 km
Guillena – Castilblanco de los Arroyos (mała mieścinka, niecałe 5 tys. mieszk.)

Kaktusy prawie jak w domu!

Bardzo szybko udało mi się przestawić na nowy tryb życia, już zapomniałem, że kiedyś dawno dawno temu (nie minął nawet tydzień) trzeba było wychodzić do pracy, zmieniać codziennie bieliznę i ubranie i kąpać się w ciepłej wodzie. Teraz moją codziennością jest ból, cierpienie i, jeśli mi się poszczęści, nawet letnia woda pod prysznicem (dziś się nie poszczęściło, buu).

Dziś nie pada, hurra

Pospałem sobie dzisiaj 10 godzin, chrapałem podobno okrutnie, nie obudzili mnie pakujący się inni, pierwsze co zobaczyłem to pusty pokój. Zostawili mi na szczęście troszkę śniadania i mogłem ruszać.

Takiej zieleni mi było trzeba, nic to że mało egzotyczna

Dziś kwietniowe słonko całkiem intensywnie przygrzewało, wszędzie zielono, wiosennie, w końcu odskoczyłem od miasta i autostrady i szło się przez gaje oliwne, pomarańczowe, łąki i pola. Spod nóg uciekały jaszczurki, nad głowami latały ptaszki, mijałem ruinki jakiegoś zameczku, trasa cały czas prowadziła pod górę, ale docelowo było tylko 400 m podejścia. Z tego co widziałem w Polsce, dziś nawet śniegiem sypnęło, więc tym bardziej doceniałem otaczające mnie widoczki. Gdyby nie kaktusy i agawy, powiedziałbym, że jestem latem w Bieszczadach.

Na horyzoncie -ruiny

Mijałem też kilka stad pasących się byków – zapewne przeznaczonych na corridy. I przypomniała mi się zasłyszana tu historia – podobno, jeśli byk na arenie „wygra”, czyli poturbuje albo wręcz zabije matadora, to w nagrodę darowuje mu się życie. Nie wystawia się go do kolejnych walk, przechodzi na emeryturę, ale nie jest dopuszczany do innych zwierząt – jak mówią, żeby nie zdradził im sekretu i taktyki walki.

Jak nie pada, można robić sobie przerwy, nie to co wczoraj

Dzisiejsze schronisko należy do kategorii 'donativo’, co znaczy, że płaci się za gościnę tyle ile się chce – wrzucając kasę do skarbonki. Ze względu na mój ograniczony budżet i polskie cebularskie przyzwyczajenia oznacza to, że dziś nocuję za darmo.

Te kolory naprawdę dodają sił do wędrówki

Oszczędzoną kasę przeznaczę na obiad na mieście – ostatnie dwa posiłki były samoróbkowe (makaron w sosie) za grosze. Jutro trudny i długi odcinek, który 5 lat temu złamał mnie na tyle, że po nim poddałem Camino.

Ciotka na szlaku

Zobaczymy jak pójdzie tym razem – ciotka będzie oszukiwać i połowę przejedzie taksówką, więc chwilowo się rozdzielamy.

Jakiś mały wąwóz też się trafił

Jeszcze tylko takie małe spostrzeżenie – gadam sobie z innymi pielgrzymami i w większości już wiedzą, że coś takiego jak Polska istnieje, nawet Amerykanie. Aczkolwiek zdziwienie było, gdy im opowiadałem, że język polski i ukraiński są podobne (pytali jak się dogadujemy z uciekinierami) oraz że nawet mieszkańcy polskich nadgranicznych miejscowości nie słyszą jednak padających ruskich bomb.

927 km do Santiago? Coś czarno widzę, że aż tam dotrę 😜
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments