Barcelona

Miesiąc w podróży za mną i zamykam go w bardzo zacnym miejscu – Barcelonie. To ogromne, a w zasadzie OGROMNE miasto, w którym na każdym kroku jest coś wartego zobaczenia. Nie ma szans zwiedzić wszystkiego w jeden, dwa, czy nawet trzy dni – a już na pewno nie na pieszo. Ale próbowałem! Dziś wychodziłem ponad 30 km, a zaledwie liznąłem smaku tego miasta. Pogoda dopisała – całe niebo co prawda było zasnute chmurami i nie było widać ani kawałka niebieskiego nieba, ale nikt nie poinformował o tym słońca i to świeciło, jakby tych chmur wcale nie było. Nie jestem do końca pewien jak to działało (jakaś cienka warstwa chmur? A może to jakiś smog bardziej był?), ale w sumie to nieistotne – było przyjemnie i można było łazić w t-shircie, więc czegóż więcej chcieć.

Ogrom Barcelony widać już choćby po metrze – jest tu aż 165 stacji metra! I mnóstwo autobusów i tramwaje. A także ruchome schody, windy pionowe, windy skośne, a nawet kolejki linowe. I bardzo dobrze, bo w mieście jest zdecydowanie za dużo wzgórz. Włażenie z poziomu morza na 200 metrów ostrym podejściem to niezły wysiłek – i o ile jako turysta mogę raz albo dwa się tak wspiąć, to jako mieszkaniec chyba bym się wykończył 😜. To, co mi się najbardziej rzuciło w oczy (poza ogromną ilością turystów, słyszałem nawet kilka razy polskie głosy), to powietrzne bitwy gangów gołębi z syndykatami zielonych papużek. Tylko raz widziałem, jak w zgodzie zżerały jakieś porzucone jedzonko, a tak zawsze dochodziło do bitew. I z tego co oceniam, zwykle wygrywają gołębie, przynajmniej przy wyrównanych siłach walczących.

Moja dzisiejsza wyprawa zaczęła się na wzgórzach i po zaliczeniu kilku punktów widokowych, skierowałem się do Parku Guella – lokalny bogacz zatrudnił Gaudiego do zaprojektowania na wzgórzu osiedla dla bogaczy, ale jak większość jego projektów, nie potrafił się zahamować (Sagrada Familia jest już w produkcji 100 lat i już się poddali, że całego planu nie wykonają, zbyt ambitny, kończą za 4 lata i mają wywalone, Gaudi raz jeszcze przesadził z rozmachem) i projekt się rypnął. Guell sprzedał miejscówkę miastu, a to zamieniło je w park. Taki fikuśny, z typowymi dla Gaudiego dziwactwami, ale taki jest jego urok. Tym razem do parku nie wbiłem (biletowany, kolejki, bo limit osób w środku po covidzie nadal został), ale znalazłem obok zwykły park z równie fajnym widokiem na całe miasto – faktycznie ogromniasty, ciągnie się po horyzont (znaczy góry zasłaniają, ale na jedno wychodzi 😜).

Z parku ruszyłem nad morze. Po drodze mijając setki urokliwych uliczek i kamienic (miasto zostało zaprojektowane, by cieszyć oko, nie ma tu przypadkowych miejsc, wszystko jest na podstawie odgórnego planu) (akurat ta dzielnica jest wybudowana na kształt tabliczki czekolady – ulice krzyżują się pod kątem prostym, a kwadraty mieszkań mają takie kwadratowo – wypukły kształt jak fragment czekolady). W zasadzie w dowolnym miejscu można zadrzeć głowę do góry albo wycelować losowo aparat i strzelać fotki – coś miłego oku się znajdzie. Zahaczyłem też o najstarszą dzielnicę – gotycką. Takie typowe hiszpańskie stare miasto, z wąskimi uliczkami, wysokimi kamienicami, placykami i starodawną katedrą. Tuż obok przeszedłem najsłynniejszym deptakiem – La Rambla – który leci przez dawne koryto rzeki – knajpa na knajpie, uliczni naciągacze, trochę żebraków – standard turystycznych miejscówek. Tuż nad morzem wielgachny pomnik Kolumba – mało znany fakt jest taki, że to z Barcelony wyruszyła jego ekspedycja, która dotarła do Ameryki.

Potem jeszcze spacerek plażami Barcelony (znów zaskoczenie – miasto ma 1.6 mln mieszkańców, a plaże ładne i nieusyfione, część industrialno-portowa nic im nie bruździ) i powrót na wzgórza do hostelu.

Nie odwiedziłem ani miasteczka olimpijskiego, ani stadionu FC Barcelony, ani wzgórza Tibidabo, nie pojechałem też do oddalonego o godzinę jazdy wzgórza Montserrat (fantastyczny klasztor i górki dookoła) – ale jak mówiłem, Barcelona to nie jest miasto na jedno szybkie ugryzienie. Tu trzeba sobie rozłożyć posiłek na wiele dni, a może nawet osobnych odwiedzin. I w moim odczuciu zasłużenie uznawane jest za świetny cel wizyty i odwiedzane przez te miliony turystów rokrocznie – tym razem nie ma mowy o przereklamowaniu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments