Wśród litewskich jezior

Kiedy się przymierzałem do wyprawy nad Bałtyk, najwięcej czasu zabrało mi wybranie momentu z dobrą pogodą. Przez kilka moich ostatnich dni w Warszawie prognoza zmieniała się z dnia na dzień, a wraz z nią moje plany. W końcu pogodziłem się z myślą, że przed deszczem nie ucieknę i któregoś dnia i tak i tak zmoknę i ja i namiot i z tą świadomością ruszyłem na północny wschód. Póki co najnowsze zapowiedzi wieszczą burzę w sobotę – ale do tego czasu nie mam zamiaru martwić się na zapas. Noc przebiegła spokojnie, Rosjanie nie zaatakowali, tyle co koło 2 w nocy (czas tu przesunięty godzinę do przodu w stosunku do Polski) obudziło mnie zimno. Nie musiałem jednak nakładać odzieży termicznej, tylko wejść do śpiwora i go zasunąć – spanie niemal na goło bez przykrycia jak we Włoszech najwidoczniej tu nie zadziała 😜. Gdzieś bardziej na północ trzeba się będzie pewnie zresztą solidniej do spania ubierać.

Dziś postanowiłem odwiedzić miejsce, które znajduje się na pozycji nr 1 wśród najlepszych litewskich atrakcji turystycznych – miejscowość Troki (po ichniemu Tarkai). Leży raptem 30 km od Wilna i ma dużo połączeń busami i pociągami – w jedną stronę bilet kosztował 2.60 euro, więc jeszcze dość rozsądnie. Po raz kolejny przekonałem się o sporym zalesieniu Litwy – nawet tablice powitalne Wilna stoją w lesie i zanim się do jakichś budynków dojedzie, które litościwie można nazwać przedmieściem, mija się jeszcze sporo już wileńskich drzew. A fakt, że na skarpie przy głównej drodze, kilkaset metrów od centrum pasą się kozy, nie pomaga w budowaniu wizerunku nowoczesnego miasta 😜. I skoro jeszcze przy Wilnie – po drodze znów mijałem Ostrą Bramę, szło tam przede mną dwóch nieświeżych meneli, jeden z nich siarczyście spluwał, więc nie ryzykowałem wyprzedzania, ale przy bramie wykonali w tył zwrot i obaj zamaszyście trzykrotnie się przeżegnali dwoma palcami ze wzrokiem utkwionym w okienko, zanim podjęli swój żulerski marsz.

Troki to niewielka mieścina (5000 ludzi, z czego ponad tysiąc Polaków, jedna z babinek sprzedających twaróg okazała się właśnie rodaczką – zaciągała zachwalając swój towar jeszcze bardziej niż w Samych Swoich 😜), położona w genialnych okolicznościach przyrody – na półwyspie otoczonym jeziorami i lasami. Znakiem rozpoznawczym są dwa zamki, z czego jeden na sztucznej wyspie na jeziorze. Ludzi było zaskakująco mało – podczas spaceru wokół półwyspu spotkałem samo ptactwo i jednego śpiącego wędkarza, cała reszta wybrzeża była moja. Przy zamku ludzi było więcej, ale też nie można tego było nazwać tłumami. Nie narzekam oczywiście, bo wiadomo, że w takich warunkach i zwiedza i podróżuje się lepiej. W wodzie łabędzie, kaczki, nury, sporo pisklaków, południowe części bez łódek – te kręcą się tylko wokół zamku. Zamek niedawno odbudowany i faktycznie robi wrażenie, aczkolwiek ktoś niezbyt szczęśliwie ustawił kilkanaście kibelków na jego reprezentacyjnej ścianie, totalnie psując efekt (idzie się do niego przez drewniany most). Aczkolwiek możliwe, że kible były akurat wymieniane albo czyszczone i dlatego tam stały, bo poziom głupoty z ich lokalizacją na pewno kogoś by w końcu poruszył? Poza zamkami miasteczko ma do zaoferowania przepiękną drewnianą zabudowę, zwłaszcza w dzielnicy karaimskiej. Karaimowie, to mniejszość etniczna, występująca również w Polsce – to Tatarzy krymscy, wyznawcy odłamu judaizmu, który wymieszali z islamem. Przybyli do Troków tuż przed bitwą pod Grunwaldem (a właśnie w Trokach gromadziła się armia litewska, zanim ruszyła do Polski, by połączyć się z naszymi wojakami), w której walczyli po naszej stronie i po zwycięstwie w ramach zapewne wdzięczności, osiedlili się, ściągając rodziny i ciesząc się przywilejami i tolerancją religijną. Litwini zresztą najwięcej zyskali na zwycięstwie z 1410, bo Krzyżacy po tej klęsce już wypraw zbrojnych na Litwę nie byli w stanie podejmować. Jest też kościół katolicki, w którym znajduje się cudowny obraz Maryi, to właśnie Maryja Trocka, a nie Ostrobramska jest zresztą patronką Litwy. W kościele natknąłem się na chrzest – ale jakiś dziwny, bo brali w nim udział rodzice, chrzestni i dwójka fotografów. Plus ksiądz, dziecko i ja. Nie wiem, czy to tutaj normalka, że ani jeden członek rodziny się nie pojawił? Na katedrze znalazłem też symbol Camino – czyli nadal jestem na pielgrzymce, nawet tu nie zdołałem się ukryć 😜, a pod katedrą pomnik papieża Polaka. W sumie – Troki bardzo mi się spodobały, polecam!

Powoli się teraz zbieram, bo to koniec litewskiego etapu, wieczorem wsiadam w nocny autobus do Rygi. Czyli Łotwa – trzynasty kraj i jedenasta stolica podczas tej wyprawy już na mnie czekają. Dojadę tam o 3 w nocy, więc będzie to dość ciekawe (znaczy męczące) przeżycie 😜.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
sirPaul

co do zdjecia 11 to mogles przykucnąć, barierki mostu na odpowiedniej wysokosci zasłoniły by toj-toje (i ciut przyblizyc zoom – za duzo pustego nieba – kadruj trochę :P), także stanięcie na zewnątrz mostu po lewej mogłoby również pomóc