Transfer do Holandii

6 różnych pociągów i 3 różne autobusy – tyle środków komunikacji potrzebowałem, żeby dotrzeć z wczorajszego miejsca noclegu na dzisiejszy. Po drodze jedna nieprzespana noc i przekroczenie trzech granic krajów – w tym dwóch premierowo na trasie mojej podróży – czyli aktualny wynik to dwadzieścia odwiedzonych państw i ze zgrozą zauważam, że odpala mi się mentalność „złap je wszystkie” i zamiast spokojnie zwiedzać, już kombinuję, co by tu dołożyć do kolekcji.

Przejazd mostem nad Sundem ze Szwecji do Danii był trochę rozczarowujący, bo cieśnina ma w tym miejscu raptem 7km, a i tak spory kawałek jedzie się tunelem pod wodą – więc sam most taki raczej zwyczajny, przy tym kolosie w Lizbonie więc biedny 😜. Stolica Danii zaskoczyła mnie ciemnością nocy – zarówno faktycznym mrokiem nocy (definitywnie koniec zasięgu białych nocy), jak i małą ilością latarni na głównym nabrzeżu spacerowym – aczkolwiek ma to swój urok, nie powiem.

Do Fredericia na Jutlandii dojechałem po 3 w nocy i miałem ładnie ponad godzinę czekania na kolejny pociąg ku niemieckiej granicy. Razem ze mną na dworcu czekało jakieś 40 osób – prawie wszyscy z plecakami, sporo też z namiotami, kilka zresztą rozłożyło śpiwory, by godzinkę na dworcu przespać – zgaduję, że wszyscy jechali pokręcić się po Niemczech na tanim bilecie. A – ważna sprawa, wczoraj spanikowałem – miejscówki w Danii jednak są tylko opcjonalne – to się zmieniało kilka razy w dobie Covida, stąd moje zmieszanie, współpasażerka wytłumaczyła mi, że można miejsce kupić, ale nie trzeba – ludzie to robią tylko na zapchanych trasach i mogą wtedy wygonić każdego, kto go podsiadł, aczkolwiek miejsca zarezerwowane są często podświetlane. Fredericia jest jeszcze mniejsza i nocny spacer przez nią momentami prowadził przez zupełnie ciemne uliczki – mogłem w końcu podziwiać gwiaździste niebo – ale moje marzenia oglądania drogi mlecznej nadal się nie spełniło – potrzebne mi jest jakieś dobre miejsce do tego!

Do Flensburga w Niemczech dotarłem o 6 rano i wszyscy z mojego pociągu sprawnie przesiedli się na niemiecki pociąg do Hamburga. I tam był pierwszy i jedyny raz, jak ktoś mój bilet oglądał – pozostałe pięć pociągów nikogo to nie interesowało – widać bilet za 9 euro jest tak popularny, że nie opłaca się wysyłać kontrolerów na tych trasach? Z Hamburga przejechałem do Bremy, z Bremy do Leer, z Leer autobusem podmiejskim do Weener, a stamtąd znów pociągiem, ale już holenderskim, więc trzeba było zapłacić (w sumie nie trzeba było, bo nikt nie sprawdzał) do docelowego Groningen w Holandii. Uff, to był zdecydowanie najbardziej skomplikowany logistycznie transfer i aż dziwne, że mimo totalnego zmęczenia i niewyspania (drzemałem we wszystkich tych środkach transportu w sumie może z godzinkę) nic mi się w którymś momencie nie pokielbasiło…

Odkrycia #102 – #104

A teraz wybaczcie, padam spać po gorącym prysznicu i trzydaniowym obiadku, po zrobieniu prania i w czystej pościeli. Człowiek naprawdę zaczyna doceniać takie rzeczy po paru (albo stu paru) dniach w dziczy 😜.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments