Królowa i perła Hanza

Moja biedna ciotka, nie dość, że musiała zmarnować na mnie tydzień swojego urlopu, to na dodatek nie dałem jej pospać w dzień, w którym miała wrócić do pracy na godz. 12. Została brutalnie obudzona już przed 6 rano, by zawieść mnie na dworzec. Tam nawet nie zatrzymała się, a tylko symbolicznie zwolniła, bym mógł wyskoczyć i z piskiem opon wróciła do domu. Ale i tak ślicznie dziękuję za gościnę i polecam się na przyszłość 😜.

Dziś wracałem się po swoich śladach sprzed kilku dni, przebijając się przez Niemcy (czyli przesiadki w Weener, Leer, Bremie i Hamburgu), by dojechać koło południa do królowej miast Hanzy – Lubeki. Dziś przez cały dzień pogoda była w kratkę – upały ponad 30 stopni, a co kilka godzin gwałtowne opady z zimnymi kroplami wielkości mojej głowy. Dzięki szczęściu i delikatnemu strategizowaniu udało mi się jednak nie zmoknąć. Za bardzo. Lubeka zasłużenie nosi królewską koronę, bo to naprawdę piękne miasto. Starówka zajmuje całą wyspę w jej sercu i jest ogromna – i widać w niej bogactwo sprzed lat – mnóstwo kościołów, bogato zdobione kamienice, wybajerzony ratusz, dużo deptaków, strzelistych wież i ogólnie zabytek na zabytku. Ze swoją pocztówkową bramą wjazdową z XV wieku. Zdecydowanie warte odwiedzenia.

Odkrycie #105

Po Lubece wsiadłem w pociąg powrotny do Hamburga. Dziś w Niemczech jakiś pogrom komunikacyjny – wszystkie pociągi opóźnione, zapchane ludźmi, o wejście do wagonów trzeba walczyć, a do tego mnóstwo pociągów odwołanych z powodu zepsucia się. Z Bremy odwoływali mi trzy kolejne pociągi, w tym w ostatnim już siedziałem, gdy konduktor obwieścił przez mikrofon, że też się zepsuł i mamy wypadać. Nie takie miałem wyobrażenie o niemieckiej kolei – tu miało wszystko działać jak w szwajcarskim zegarku, a tymczasem bajzel gorszy niż w PKP.

Jakimś cudem czwarty pociąg dotarł i mogłem zwiedzać Hamburg. Znów lawirując pomiędzy ulewami zrobiłem sobie dwugodzinny spacer po tym najbogatszym mieście Hanzy. I bodajże drugim co do wielkości porcie Europy – mimo że położonym na Elbie, a do morza stąd jakieś 100 km. Ale rzeka szeroka i dzięki odległości można na niej stworzyć tysiące punktów załadunku – na bank coś, co jest w waszym posiadaniu, przeszło przez Hamburg. W mieście to co zwykle – kościoły wysokie do nieba, ratusz krzyczący o bogactwie, stare kamienice, dzielnica portowa z czerwonej cegły, nowoczesny budynek opery, pociągi nad ulicami na wiaduktach jak w amerykańskich filmach. I kupa transwestytów na ulicach i dziwnych typów, którzy postawili sobie za cel wyglądać tak dziwacznie jak jeszcze nikt przed nimi. I chyba im się udało.

Nocleg zorganizowałem sobie dopiero po godz. 15 – znalazłem dziś stronkę podobną do couchsurfingu, w której Niemcy udostępniają za darmo miejsce w ogrodzie na rozbicie namiotu – napisałem do czterech, dwóch grzecznie się wykręciło, jeden nie odpisał, ale czwarty dał znać, że zaprasza. 2 przystanki podmiejskim pociągiem pod Hamburgiem, co okazało się sporym problemem, bo jak się okazało, w tym kierunku jechało po pracy milion z dwóch milionów mieszkańców Hamburga. Tłumy to mało powiedziane, na dodatek znów odwołali jeden pociąg i trzeba było czekać godzinkę na kolejny. To, że przeżyłem wsiadanie i przejazd w tym tłumie (a gęsta atmosfera zrobiła się jeszcze gęstsza przez fakt, że parność powietrza osiągnęła punkt kulminacyjny, bo znów zaczynała się burza), oznacza, że niestraszne mi już będą pociągi w Indiach – to wyglądało niemal identyko, tyle że nikt nie jechał na dachu 😜. Ogródek jak się okazało miałem dzielić z parą młodych Niemców z Kolonii – ja przez deszcz rozbiłem się pod daszkiem otwartego garażu, oni na trawniku. To był bardzo intensywny i wyczerpujący dzionek, ale widoki i przygody całkowicie rekompensują wszelkie dzisiejsze cierpienia 😀.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Magda

Niestety nie ma fotki domu Tomasza Manna w Lubece. Ale nic to, mam gdzieś w swoich albumach. Tomasz Mann jest mi bliski, gdyż o nim pisałam swoją pracę magisterską.