Szmaragdowy Budda

W teorii dzień super transportowy, bo przede mną jakieś 14 upojnych godzin w busie nieznanej póki co jakości, ale zdjęć do publikacji nazbierało mi się tyle, że musiałem wybierać co odrzucić. A wszystko dlatego, że po całkiem przyjemnej nocy (a nie zapowiadało się, bo spałem w mocno przepełnionym hostelu, z mnóstwem osób, które nie znają słowa empatia i traktują wspólny pokój do spania jak swoje prywatne apartamenty, drąc ryja po nocy, trzaskając drzwiami i słuchając muzyki o trzeciej w nocy, o paleniu światła i gadaniu przez telefon już nawet nie wspominając), przespanej niemal jednym ciurkiem (byłem już widać mocno padnięty), dziś z samego rana ruszyłem na zwiedzanie jeszcze jednego kompleksu zabytkowego w Bangkoku. Było to drugie podejście do Szmaragdowego Buddy – poprzedni raz zgorszyły ich moje odkryte kolana, tym razem miałem długie spodnie (dziwne uczucie, zdecydowanie za ciepło w nich w nogi!). Wejściówka była jak dotąd najdroższa w całej Tajlandii – 55 zł. To nadal połowa ceny muzeum w Wiedniu, ale inne miejsca dało się tu obejrzeć za 2, 5, czasem za 20 zł. Niby oprócz kompleksu świątynnego bilet pozwalał też na zwiedzanie pałacu, ogrodów, nudnych muzeów (to o historii Buddy zwiedziłem, mieli głównie przegniłe deski ze starych świątyń, drugie o materiałach tekstylnych odpuściłem) i na występ tancerzy w maskach (to bym zobaczył, ale pierwszy był dopiero za 4 godziny), ale i tak drogo. No, ale skoro w środku mieli odkrycie, nie było wyjścia, musiałem płacić.

Kompleks pałacowy faktycznie robił wrażenie – król nie żałował sobie złota i klejnotów na ozdobę wieżyczek, pagód, bram, przejść, przedsionków, ogrodów i dachów. Ale to, co zobaczyłem w sercu świątyni szmaragdowego Buddy, zaskoczyło nawet mnie. Zdjęć w środku robić nie można, więc zdajcie się na mój opis. Sama figurka była raczej mała (w sumie nie wiem czemu się spodziewałem kilkumetrowego szmaragdu, nie ma takich w naturze), ale stała na tak bogatym tronie-ołtarzu, że głowa mała. Ilość złota, zdobień, mniejszych rzeźb, masywność tej – z braku lepszego słowa – ekspozycji zawstydziłaby nawet najbardziej majętnego króla z naszego rejonu świata, ba wątpię czy któryś z władców z reszty świata miał tak bogatą salę tronową. Dłuższą chwilę siedziałem na podłodze przed tym dziełem, zapisując w pamięci ile się dało, ale kątem oka obserwowałem też turystów i wiernych. Ci pierwsi nerwowo kręcili rękoma przy telefonach, ale byli natychmiast przywoływani do porządku przez czujną ochronę, ci drudzy modlili się na potęgę. Bili pokłony jak muzułmanie do Mekki, czytali z ręcznie pisanych książeczek do nabożeństwa, albo siedzieli w pozycji lotosu z zamkniętymi oczami i medytowali bez ruchu. Całkiem inny świat, całkiem inny sposób okazywania uczuć religijnych. Oczywiście, wszyscy oni idą prosto do piekła za notoryczne łamanie pierwszego i najważniejszego przykazania z dekalogu, ale to ich wina, że urodzili się w tej części świata i byli od małego indoktrynowani!

Odkrycie #226

Tym samym cała północna Tajlandia została oczyszczona z odkryć i mogłem skierować wzrok na południe. Droga tam jest dość długa – lot trwałby godzinę, ale byłby cztery albo i osiem razy droższy niż transport naziemny, wybrałem więc wariant tańszy i dłuższy. Internet, jak wspominałem, zbyt pomocny w sprawach transportowych tu nie jest, wybrałem się więc na jeden z kilku dworców autobusowych. Już dotarcie tam było wyzwaniem, bo przystanek miałem przy pięciopasmowej ulicy, a autobusy wcale nie jeździły najbliższym przystankowi pasem. Dwa mi uciekły zanim się gapnąłem, że trzeba na nie machać – a i tak nie zawsze chciało im się do mnie zjechać. Słaby wzrok do numerów busów tu to spory problem 😱. Kierowcy autobusów zresztą jeżdżą tu jakby się paliło – ruszają, gdy ostatni pasażer jeszcze wsiada, na wysiadanie też dają pół sekundy i ruszają. Dziś jedna kobitka się wywróciła w drzwiach, gdy miała jedną nogę na schodku, a on już ruszył. Wydarła się na niego, on na nią i pojechaliśmy dalej.

Na dworcu byłem koło południa, a najbliższy autobus był za 6 godzin. Żeby było śmieszniej, ani w informacji, ani w kasie biletowej po angielsku nie gadali, więc trzeba się było ciut nagimnastykować. Nie za bardzo też im się ewidentnie chciało udzielać informacji, musiałem je wręcz wyciągać siłą. W końcu wybrałem jeden z kursów, mniej więcej w połowie przedziału cenowego – 77 zł za 14 godzin jazdy, podobno z klimatyzacją, nie wiem czy posiłek w cenie i jak z możliwością spania. Nie wiem też jaka jakość, ile miejsca na nogi i jak dużo osób jedzie. Będzie zabawnie. Albo i nie 😄. Nie chciało mi się już wracać do miasta, więc te kilka godzin spędziłem na zwiedzaniu przedmieść Bangkoku (gorąco, ogromne autostrady wyjazdowe, ogrodzone osiedla ze strażnikami, trochę składów, słowem nic ciekawego) i na dworcu. Znalazłem też darmowe wifi w KFC, więc wpis na bloga jak widać wpadł 😄.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Magda

Szmaragdowy Budda to narodowy skarb Tajlandii. Figurka ma 66 cm, przedstawia Buddę w pozycji siedzącej. Wbrew nazwie, nie jest wykonana ze szmaragdów, tylko z zielonego jadeitu, w złotych szatach. 

Magda

Wielki Pałac Królewski był oficjalną rezydencją królów Tajlandii od XVIII wieku do roku 1946. Od tego czasu królewską siedzibą jest pałac Chitralada.
Zabytkowy kompleks pałacowy znajduje się na wschodnim brzegu rzeki Menam, otoczony jest murem obronnym o łącznej długości 1900 metrów. Cały teren zajmuje powierzchnię 218 400 m².

Magda

Król Rama X (ur. 28 lipca 1952 r. w Bangkoku), szkolił się na pilota wojskowego i pilota helikoptera; przez rok przebywał w klasztorze buddyjskim, a przed objęciem tronu mieszkał w Monachium.

Vajiralongkorn był czterokrotnie żonaty. W 1977 roku ożenił się z księżniczką Soamsavali Kitiyakara, z którą ma jedną córkę.
Pod koniec lat 70. rozpoczął związek z drugą kobietą, Sucharinee Polpraseth, mimo iż nie uzyskał rozwodu z żoną. Z Sucharinee ma czterech synów i jedną córkę. Rozwód uzyskał dopiero w lipcu 1993 roku, w kwietniu 1994 roku oficjalnie poślubił Sucharinee. Ich małżeństwo zakończyło się jednak w 1996 roku, a Sucharinee wyjechała wraz z dziećmi do USA.
Vajiralongkorn ożenił się po raz trzeci 10 lutego 2001 z Sirasmi Akharaphongpreecha. Ich małżeństwo nie było ujawniane publicznie aż do początku 2005 roku. 29 kwietnia 2005 na świat przyszedł syn Vajiralongkorna, książę Rasmijoti, który w przyszłości prawdopodobnie obejmie tron po ojcu.
1 maja 2019 ożenił się po raz czwarty, z Suthidą Na Ayudhą.