Lottowa galeria osobliwości

Musicie mi wybaczyć, że jestem ostatnio monotematyczny, bo tylko praca i praca, ale tak teraz wygląda moje życie 😀. Spędzam w tym okienku 11 godzin na dobę, reszta zostaje na dotarcie do i z pracy (szczęśliwie 5 minut spacerkiem, więc aż takiej straty tu nie ma, tyle co trzeba jednak pójść po drodze po żarcie i się robi 20 minut), jedzenie, spanie i zostaje mi jakieś 3-4 godzinki czasu na rozrywkę i odpoczynek. Sami widzicie, że monotematyczność jest w pełni uzasadniona 😀. Dziś jest sobota, 27y dzień z rzędu w pracy i dzień luzacki, bo tylko 9 godzin siedzenia i już będę wolny, aż nie będę pewnie wiedział co zrobić z taką kupą wolnego O_o. Nadal nie wiem jak będzie wyglądała moja tu przyszłość – choć obstawiam, że raczej mnie zostawią – z tego co się orientowałem, jak już kogoś zatrudnią, to raczej go trzymają, trzeba sporo narozrabiać żeby się człowieka pozbyli (z opowieści z ostatnich czasów z mojego regionu wynika, że nawet spora kradzież popełniona przez pracownika nie oznacza wywalenia, trzeba tylko oddać i obiecać poprawę 😀 😀). Moja zmienniczka miała się pojawić 1 sierpnia, ale nie wiadomo czy się pojawi, bo kadrowa poszła na dwutygodniowy urlop (dzień po tym jak dała mi znać, że rozpoczyna rekrutację na moje stanowisko i po moich protestach, że już przecież jestem zatrudniony – stąd egzamin który miałem zdawać chyba się przesunął w czasie?). Słowem – nie wiadomo, gdzie będę pracował od sierpnia i w jakim systemie. Ale mam już dość braku wolnego i będę lobbował na rzecz wolnych weekendów albo chociaż niedziel. Oczywiście lobbowanie podczas ostatniego miesiąca trwania umowy będzie musiało być delikatne i opierać się na jęczeniu i biadoleniu, a nie domaganiu się tego, co mi się powinno należeć 😀.

Dobra, to ogólny zarys sytuacji mamy za sobą, pora na część wspominkowo – poetycką. Poćwiczę sobie opisy sytuacyjne, żeby potem mieć lekkie pióro podczas właściwego podróżniczego blogowania 😀. Opowiem wam o galerii postaci, które robią u mnie zakupy, czyli lokalnych klientach. To w większości osoby, które pojawiają się karnie dzień w dzień, jakieś 70% wszystkich osób. Lotto to dla nich codzienna rozrywka, stały element dnia. Reszta to gracze sporadyczni – przejezdni przez moją miejscowość albo osoby skuszone do zagrania raz na rok jak wpada jakaś dobra kumulacja. Przekrój wiekowy – 80% grających to 60+, co przy okazji tłumaczy zasadność godzin otwarcia – takie osoby mają wolne cały dzień i nie wahają się z tego wolnego korzystać żeby przesiadywać w punkcie przez godzinę albo dwie. A tak, tak, mam i takich klientów – wszystko przez te nowe gry, które mają losowania co 4 minuty, pokazywane na monitorze w kolekturze. Można przyjść, siąść i grać godzinami. Oczywiście wydając przy tym 2 zł, więc pożytku z tego nie mam za wiele, a roboty sporo. Zdecydowanie bardziej wolę szaleńców, którzy wpadają raz na miesiąc, ale wydadzą od razu 1000 zł w przeciągu 15 minut. Kids, don’t do hazard. To się wydaje niegroźne, ale to jest naprawdę spore uzależnienie. I chyba już nauczyłem się rozróżniać tych którzy grają dla frajdy albo marzeń i tych, którzy grają, bo zmusza ich nałóg. Moja teoria jest taka, że nałogowy hazardzista nie cieszy się z wygranych. Liczy się sam przymus zagrania, skoku adrenalinki czy co się wtedy tam wydziela, a nie efekt.

Galerię ciekawych osobowości otwiera czarownica – tak ją nazwałem podczas pierwszej wizyty – czarna, mocno umalowane oczy, obwieszona talizmanami – jak się okazało, byłem blisko, to lokalna dobra wróżka. Bierze za jedną odpowiedź (pytania można zadawać też przez internet) 70 zł, przy większej ilości zniżka. Przegrywa notorycznie, ale jak mi tłumaczyła, sama sobie nie może wywróżyć numerów, bo żeby wróżba była udana, trzeba za nią zapłacić, a sama sobie przecież nie zapłaci. Specjalizuje się w czarach miłosnych – jeśli przyniesiesz jej zdjęcie faceta który ci się podoba i kasę, to ona za pomocą kryształku i czarów w przeciągu kilku miesięcy sprawi, że facet zwróci na ciebie uwagę. Ale chyba ostatnio biznes idzie jej słabo, bo tydzień temu nakupiła losów, zabrakło jej 10 zł, obiecała donieść następnego dnia i od tamtej pory już jej nie widziałem 😀. Z tego co się dowiadywałem, to jej stały numer, choć jeszcze nie tracę wiary, że moją dychę odzyskam 😦.

Pan mumia z Secret Worlda, znany również jako „ja pierdzielę”. Wygląda identyko jak nieumarły z tego mmorpga, wiecznie gra w keno i wiecznie się okazuje, że właśnie zostały wylosowane jego numery i przepadła mu główna wygrana, bo nie puścił tego kuponu który chciał. I tak CODZIENNIE. Facet ma niesamowitego pecha, codziennie jego numery są losowane i przechodzą mu przed nosem miliony, co komentuje pełnym smutku i desperacji „ja pierdzielę”. Czasem wzrusza go to tak, że rzuci ostrzejszym przekleństwem i zdarza mu się wybiec w rozpaczy z punktu. Ale i tak wróci kolejnego dnia, tylko po to, by znów spotkało go to samo nieszczęście.

Wspomniany już pan z grubym portfelem. Jak go widzę na horyzoncie, to buzia sama mi się uśmiecha, bo wiem że za chwilę dorzuci mi się do mojej podróży. Pan ma ewidentnie spore problemy z nałogiem, ale i spore zapasy gotówki, więc aż takich wyrzutów sumienia nie mam z obdzierania go z kasy. Gra bardzo dużo, mówi mało wyraźnie, szybko się denerwuje, ale warto to znieść, bo po 45 minutach gdy po setnym powiedzeniu „no to ostatni raz” to się naprawdę okazuje ostatnim razem i wychodzi, w kasie mam o tysiaka więcej. Ręce mu się cały czas dygocą, co chwila rzuca kolejne polecenia wydrukowania mu kolejnej gry, podejmowane bardzo emocjonalnie i spontanicznie, nerwowo reaguje na pytania typu „ten zakład będzie kosztował 120 zł, czy na pewno?”, kupuje zdrapki i nawet ich nie drapie, dając mi je do sprawdzenia. Ale żeby zarobić tysiaka sprzedając jeden los za 4 zł, musiałbym obsłużyć 250 klientów, więc nie narzekam. Jakby wpadał codziennie, to za kilka miesięcy mógłbym ruszać w moją podróż i to od razu na 3 lata ;D.

Galerię domykają postacie drugoplanowe, takie jak były wojskowy, dowódca pułku lotniczego, który twierdzi że latał polskimi Migami 21 gdy te miały zamontowaną broń jądrową (ku memu zdziwieniu wikpedia potwierdziła, że coś takiego miało miejsce), dwudziestoparoletni chłopak po wypadku samochodowym z początku tego roku, który po kilku tygodniach śpiączki wybudził się z pełną amnezją, uczył się od nowa mówić i chodzić i lubi żeby go dotykać w miejsce na głowie, gdzie zamiast czaszki ma jakiś plastik (nie skorzystałem), pani z warzywniaka, która na koniec dnia znosi mi wybrakowane warzywa które jej się nie sprzedały (dostałem już pomidora, wiśnie, pęczek rzodkiewki, kubek jagód), totalnie pokręcona starowinka w ogromniastym kapeluszu, która żyje we własnym świecie, ostatnio przeprowadziłem z nią dłuższą rozmowę chyba na temat liczb – mówiła głównie ona, nie mam pojęcia w sumie o czym, ja tylko potakiwałem z uprzejmym uśmiechem na twarzy, ale po wszystkim przyniosła mi pudełko z 15 waflami Prince Polo –nie mam pojęcia za co, mam nadzieję, że się na coś dziwnego nie zgodziłem O_o.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments