Sobotni spacer po Szczecinie

Kolejny spacer z mojej nowej zajawki 'łapania kwadratów”, aczkolwiek tym razem połączony z wyjazdem organizacyjno- zakupowym. Znaczy się pojechałem do Szczecina na zakupy, a przy okazji trochę połaziłem.

Przez Szczecin też prowadzi Camino!

Wpadło 15 nowych kwadratów, ich obecny stan wynosi więc 121. Podjechałem pociągiem do Szczecin Dąbie, pociąg zresztą na tej stacji postał sobie potem dłuższą chwilę, bo policja działała coś na najbliższym przejeździe, więc sfarciło mi się, że dalej nie jechałem, bo bym się tylko frustrował czekaniem. Pogodowo było dość interesująco. Piękne słonko, ale i delikatny mróz. A jako że szlajałem się po takich mało uczęszczanych rejonach miasta, chodniki i pobocza były tam masakrycznie oblodzone. Kilka razy zatańczyłem na lodzie, ale do wywrotki szczęśliwie nie doszło. Moje pierwsze ślizgane kroki skierowałem do Decathlonu, gdzie co prawda nic nie kupiłem, ale sprawdziłem, że kilka interesujących mnie rzeczy posiadają – pojawiły się w końcu maty (169 zł) samopompujące – waga to pół kilo, więc na Camino będzie bardzo bolało taszczenie tego. Do listy zakupów dopisuję też latarkę czołową i kąpielówki. Po wizycie w Media Markcie i RTV AGD wybrałem za to w końcu powerbanka – skusiłem się na Trust Primo 15.000. Kosztował co prawda dużo więcej niż mocniejszy z 20.000 (140 zł kontro 80 zł), ale wagowo była też zbyt duża różnica. 330 g było jeszcze do zaakceptowania, prawie pół kilo za dodatkowe 5.000 mocy mocno mnie odstraszyło.

Kolejny element wyposażenia zabezpieczony

Z powerbankiem w plecaku, mogłem się już oddać zdobywaniu kwadratów. Szczecin to takie trochę oszukane miasto. Składa się zasadniczo z dwóch części – prawobrzeża i lewobrzeża, a po środku płynie Odra. Tyle że nie takim grzecznym jednym nurtem jak Wisła w Warszawie, ale kilkoma odnogami, tworząc wyspy, jeziorka i takie tam. Przez to pomiędzy obiema częściami Szczecina znajdują się kilkukilometrowe pasy nieużytków, ewentualnie terenów industrialnych. Jest tu też niekomercyjne lotnisko, nabrzeża portowe, wielgachne konglomeraty Orlena, mnóstwo żurawi portowych, ale też i zwykłych pól i ugorów. 10 km między budynkami mieszkalnymi prawo- i lewo-brzeża, ale wszystko to zalicza się jako Szczecin. I tymi terenami właśnie głównie się przebijałem.

Żurawie nie odleciały na zimę do ciepłych krajów

Miało to swój urok, bo część budynków portowych pamięta jeszcze czasy, gdy były to tereny niemieckie (zresztą sporo jest poniemieckich budynków w zachodniopomorskim, ba, moje mieszkanie też było budowane przez Niemców przed wojną, w czasie wojny zresztą był w nim szpital, który dostał bombą, ale moje piętro się zachowało). Dołożyć do tego mało sprzyjającą pogodę (niby zima, ale więcej zamrożonego błota niż śniegu, wszystko szare i ponure) i mamy widoczki, których na pocztówkach nie zobaczycie 😀. Mimo to, podobało mi się.

Jeden z mostów na Odrze
Szczecin jest mocno rozkopany, wszędzie remonty

Po powrocie do Goleniowa, czekała mnie pracowa niespodzianka – okazało się, że trzy dni temu firma zrobiła niespodziankową rekrutację, potem dwa dni szkolenia i mamy nową koleżankę/zmienniczkę do pracy, która dziś zajrzała do mojego punktu rozejrzeć się i przywitać. Nie wie jeszcze gdzie i kiedy zaczyna, mają jej dać znać na dniach. Czyżby miała mnie zastąpić, bym mógł dostać uczciwa umowę i zdążył przejść na automaty przed wyjazdem? Już chyba w to zwątpiłem, zwłaszcza że jeśli chcę ruszać 1 kwietnia, a mam miesięczny okres wypowiedzenia, to znaczy że muszę to wypowiedzenie złożyć najpóźniej 28 lutego. Czyli – został mi już tylko miesiąc spokojnej pracy. I przy okazji spadła mi do niej motywacja niemal do zera. Zmuszam się już do przychodzenia tutaj i odliczam dni. Zew wyprawy jest już naprawdę silny…

Podobno za takie urokliwe zdjęcia mogą mnie wyrzucać z odwiedzanych krajów 😀
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments