Czas na panikę

Krótkie spojrzenie na kalendarz potwierdza, że do planowego wyjazdu zostało mi już tylko nieco ponad 2 miesiące. A tu jeszcze tyle do zrobienia! Przez jakiś czas rozważałem wręcz przesunięcie terminu startu o miesiąc albo i dwa, ale wtedy nadeszła ważna informacja od ciotki – jednak da radę wyruszyć ze mną na Camino, aczkolwiek ma tylko do dyspozycji kwiecień. To przesądziło sprawę – wracam do pierwotnego planu startu 1 kwietnia i rozpoczęcia właśnie od Hiszpanii. A to oznacza, że faktycznie muszę przez najbliższe 8-9 tygodni dokończyć wszystkie przedwyjazdowe sprawy.

Zacząłem więc od kolejnej wizyty u dentystki. I było jak zawsze… A w zasadzie jeszcze gorzej. O ile pamiętacie ze wspisów z listopada, moja pani doktor bardzo nie lubi jak ktoś ma odłożone pieniądze na wyjazd i zdecydowanie woli, żeby oddać je wszystkie właśnie jej. Tym razem byłem tylko na kontrolę po 3 miesiącach noszenia szyny i nie spodziewałem się większych wydatków. A tu tymczasem werdykt brzmiał – szyna spełniła swoją rolę, zgryz został ładnie podniesiony, teraz trzeba tylko coś tam coś tam. I to coś tam coś tam kosztuje 200 zł od zęba, a tych zębów na górze trzeba zrobić 13. A potem nową szynę za 500 zł. A potem już tylko kilka, no może kilkanaście ząbków z dolnego rzędu. A potem za kilka miesięcy całość powtórzyć. Po moich zdecydowanych protestach zgodziła się obniżyć cenę, mocno pomstując na mnie i moje pozbawianie jej środków do życia do 150 zł. Umówiliśmy się na trzygodzinne grzebanie w zębach na 7 lutego – mam wtedy przynieść 1800 zł. Totalnie się tego nie spodziewałem, w ogóle się tego nie spodziewałem, gdyby mi przedstawiła plan leczenia na jesieni i od razu uczciwie powiedziała ile to wszystko będzie kosztowało, raczej bym się na to wcale nie zgodził, czuję się z lekka oszukany. Całość wyniesie mi prawie 4000 zł w lutym – jest to kwota, która okrutnie uszczupli mój budżet wyjazdowy!

Chyba trzeba powoli zabierać się za sprzątanie…

Inną palącą kwestią przed wyjazdem jest znalezienie kogoś, kto wynajmie ode mnie mieszkanie na czas mojej nieobecności. Temat ogromny, zagrożeń sporo, zabieram się do tego jak do jeża. Jest oczywiście strach przed tym, czy najemcy mi mieszkania nie zniszczą, czy będą płacić, czy nie uciekną po dwóch miesiącach zostawiając mnie z problemem. Nie bardzo też wiem jak zabierać się do szukania kogoś takiego, postanowiłem więc skorzystać z pomocy fachowców. Przeprowadziłem telefoniczną rozmowę z losowo wybranym biurem pośrednictwa z Goleniowa i jestem już ciut mądrzejszy. Pani z biura doradziła mi coś co się nazywa wynajmem okazjonalnym. Kosztować mnie to będzie około 300 zł za wizytę u notariusza, ale da mi pewność, że jeśli wynajmujący nie będzie płacił, zostanie eksmitowany. W przeciwnym razie podobno są z tym problemy, zwłaszcza w zimie i podczas covida – ludzie nie płacą i nic im nie można zrobić. Jeśli ktoś nie będzie chciał podpisać tego typu umowy, z miejsca mu podziękuję. Niestety, biuro życzy sobie opłaty za usługi w wysokości takiej, ile będę pobierał za miesięczny czynsz. Pokryję to z kaucji od najmujących, ale za ten rok będę musiał im to oddać, więc wtedy będę musiał skądś tą kasę wyczarować, ale to będę się musiał tym martwić dopiero za rok. Nie planuję na wynajmie zarobić, ma mi tylko zwrócić koszty raty (przy okazji, w lutym podnieśli znów stopy procentowe i rata poszła w górę o jakieś 30%, WTF, to jakieś 300 zł więcej). Z tego co się orientowałem, podatek od wynajmu wynosi jakieś 8-10%, więc na czysto zostanie mi maksymalnie 500 zł. Dobre i to, prawie tydzień podróżowania miesięcznie będą mi opłacali najemcy. Na wizytę w celu zrobienia zdjęć umówiłem się na 4 lutego – a to oznacza, że będę się musiał wziąć za poważne sprzątanie przez najbliższe dni. Ała.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments