Covid

Moja największa duma i powód do przechwałek od wielu lat, czyli niezła odporność na choroby zawiodła mnie w kluczowym momencie. Grypa nie imała się mnie od przedszkola, każde przeziębienie udawało mi się zwykle po prostu przespać. Ale – do czasu. W ostatni piątek stycznia poczułem się w pracy raczej źle. Poziom przymulenia rósł z godziny na godzinę i nie dało się tego zwalić na zwyczajowe znudzenie powtarzającymi się czynnościami. Godzinę przed końcem pracy było już tak kiepsko (doszedł spory ból głowy), że wygoniłem klienta, zamknąłem punkt i polazłem do domu. Wziąłem Apap, położyłem się spać i budząc się co jakiś czas na otarcie potu spływającego mi po czole, przegorączkowałem całą noc. Rano jednakże obudziłem się w dużo lepszym samopoczuciu i humorze. Wszystko wydawało się wrócić do normy, więc spakowałem plecak i niechętnie, ale jednak udałem się do pracy. Ale kiedy po kilku godzinach spokoju, znów zaczęło mnie mulić, zacząłem się nieco martwić. Głowa już jednak nie bolała, gorączki nie było, nie miałem więc w sumie wymówki by z pracy zdezerterować. Po pracy jednakże sumienie ruszyło mnie na tyle, że postanowiłem zajrzeć do apteki i dla spokoju tegoż sumienia zakupić test na covida.

No to testujemy

Kosztował całkiem sporo, bo coś koło 50 zł, farmaceutka od razu mi nieco jego wady i zalety przybliżyła. Powiedziała, że jeśli wyjdzie negatywny, to nie jest to zbyt wiarygodne, myli się tu 50/50. Ale jeśli wyjdzie pozytywny, to na 98% to się potwierdzi. W domu zapoznałem się z instrukcją, użycie nie jest zbyt skomplikowane, ale gdybym się gdzieś pomylił, to test do wyrzucenia, a wraz z nim pięć dyszek, więc się przyłożyłem 😀. Akcja w skrócie polegała na grzebaniu sobie w mózgu przez nos, potem moczeniu patyczka w próbce, a potem skraplaniu próbki na test ciążowy. A potem odstawić na 15 minut i czekać na wynik. Dwie kreski miały oznaczać wykrycie covida w próbce. Jedna kreska – brak albo błąd. Uczciwie powierciłem sobie w obu dziurkach nosa (chyba wolałbym żeby ktoś inny to robił, bo nie było to przyjemne uczucie, ale ostatnie miesiące nieco nauczyły mnie zadawania sobie samemu bólu, więc jakaś wprawa była), pomieszałem w próbce i próbowałem skroplić wymagane 3 kropelki na test. Coś w tym momencie skopałem, bo za dużo cieczy uszło mi bokami, tak jakby przy tym sycząc i uzbierały się tylko dwie kropelki. Trochę przygnębiony tym faktem wróciłem pograć na kompie, oczekując na wyniki.

Dwie kreski, ops

15 minut później, z lekkim stresikiem zajrzałem do kuchni. Test pokazywał dwie kreski – wynik pozytywny. W sumie tego się spodziewałem. Covid dorwał i mnie. W zasadzie nawet mi w tym momencie ulżyło – lepiej wiedzieć i coś zacząć z tym robić, niż żyć tak w niepewności. Moim kolejnym krokiem miało być zapisanie się na oficjalny test, ale wstrzymałem się z tym do niedzieli rano. Szczęśliwie była to niedziela handlowa, więc z samego rana zrobiłem tygodniowe zakupy żywnościowe, zajrzałem też do mojego punktu i pozbierałem swoje rzeczy (miałem tego dnia pracować, więc były rozłożone moje zdrapki, a w kasie moje pieniądze) i dopiero po powrocie do domu, koło 9 rano zapisałem się przez internet na test. Termin przydzielili mi dopiero na poniedziałek rano, ale kwarantanna została na mnie nałożona od razu. Miała trwać do momentu uzyskania negatywnego testu. Napisałem też do biura, że nie dam rady dotrzeć do pracy, podając powód. Następnego dnia ruszyłem do szpitala na test. Prowadzony był w budce na zewnątrz, ludzi było sporo, akurat przyjechała jakaś kolonia dzieciaków na feriach i strasznie się tłoczyli, dodatkowo zaczął padać deszcz ze śniegiem, a ja chyba akurat znów gorączkowałem. Koniec końców postałem w tej kolejce prawie godzinę zanim przez okno zamaskowany człowiek podrapał mi patyczkiem po gardle, powodując u mnie odruchy wymiotne 😀.

W kolejce do testu

Na wyniki czekałem tylko 7 godzin, co jest niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę ilość wykonywanych w ostatnich dniach testów – w niektórych województwach laboratoria nie wyrabiają i czeka się nawet 2 dni. Wyniki potwierdziły to, co mój apteczny test już wcześniej pokazał – obecność wirusa. Dostałem też nakaz izolacji domowej na 10 dni, to jest do 9 lutego.

Raz jeszcze pozytywny
Do izolatki z nim!

Kilka kolejnych dni spędziłem więc w piżamie, nie wychodząc z domu. Początkowo zacierałem łapki, ciesząc się z 10 dni które spędzę grając w gry, ale okazało się, że tak dobrze nie było. Mimo że chorobę przeszedłem w zasadzie lekko (nie miałem problemów z oddychaniem, nie straciłem smaku, głowa nie bolała), to i tak przez większość czasu czułem się mocno zmęczony, miałem problemy z koncentracją i najchętniej spałbym cały czas. I głównie tym się właśnie zajmowałem – spaniem. W drugiej połowie izolacji doszedł mi uporczywy suchy kaszel, który odpalał mi się co kilka godzin. Po konsultacji telefonicznej z lekarzem, postanowił jednak nie szprycować mnie ani sterydami ani lekami na rozrzedzanie krwi, przypisał mi tylko witaminki i syropek na kaszel.

Próbowałem też zainstalować wymaganą przepisami aplikację Kwarantanna domowa w telefonie, ale nie udało się przejść przez etap weryfikacji – sms z potwierdzeniem nie przychodził przez kilka dni – a próbowałem co kilka godzin. Ocena w sklepie Play to 1.3/5, od góry do dołu same negatywne komentarze – po raz kolejny ktoś zrobił gniot, zgarnął za to kasę, a zapłacili podatnicy. Ale z tego co wiem, przynajmniej mimo straszenia groźbami karalnymi za nie zainstalowanie tego, nikt tego nie robił, dobrze wiedzieli jakiego bubla wypuścili. Trzy razy podczas tego tygodnia odwiedzała mnie też policja. Raz wieczorkiem, zadzwonili i zapytali czy widzę ich radiowóz migający światłami na parkingu, powiedziałem że widzę i to ich usatysfakcjonowało. Drugi raz funkcjonariusz chciał żebym podszedł do okna, ale jak wyjrzałem, to go tam nie było, opisał mi gdzie stoi i okazało się, że pod innym blokiem. Po chwili konsternacji zapytał „ale jest Pan w domu?” na moje potwierdzenie wyraźnie się ucieszył i odparł „no i bardzo dobrze, do widzenia”. W końcu, za trzecim razem, podjechali radiowozem pod właściwe okno i mogłem im pomachać.

Nie mogło też zabraknąć wątku pracowego. O ile biuro szczecińskie dość spokojnie zareagowało na moją kolejną chorobę (jestem trzecim z ośmiu pracujących w Goleniowie pracowników który w ostatnim czasie covida złapał), to już Warszawie się to mocno nie spodobało. A konkretnie fakt, że nie byłem w stanie rozliczyć finansowo moich utargów (mamy to robić dwa razy w tygodniu). Byłem straszony telefonicznie karami finansowymi, a moje tłumaczenia, że mam izolację domową i do banku pójść nie mogę, były bagatelizowane. Podobno przez 2 lata zarazy byłem pierwszą osobą, która takie problemy miała, dotąd kwarantanny i izolacje nie były dla nikogo problemem w rozliczeniu się. W końcu jednak zmiękli i obiecali umorzyć karę albo zwrócić ją pod warunkiem, że 10 lutego, następny dzień po końcu izolacji wszystko ureguluję. Ale tak naprawdę nie mam pojęcia, czy mi tej kary nie przywalili i tak. Moje wynagrodzenie jest dla mnie zawsze zagadką, nie wiem ile zarobiłem, za co to kasa, mogą mi uwalić z następnej wypłaty te kilka stówek i nawet się nie gapnę.

Odwołałem też wizytę u dentystki i przy okazji stwierdziłem, że pierdzielę, nie oddam jej tych 4000 zł w lutym. Zaryzykuję i liczę że zęby przeżyją ten rok podróży. Myślałem też, żeby zrobić tylko kilka z nich zamiast wszystkich dwudziestu kilku i wydać np. 1000, ale wtedy i tak musiałbym robić nową szynę znów za 500 zł. A tak, jeśli żadnego nie ruszę, to szyna nadal działa i mogę ją zabrać na wyjazd. Odwołałem też wizytę z biura nieruchomości – ale tu akurat covid zadziała na jej korzyść, bo urwie mi 2 tygodnie czasu, który miałem na szukanie najemców – jak się skończy izolacja zostanie mi 6 tygodni, więc tym bardziej będę się musiał skusić na pomoc specjalistów.

Paczka żywnościowa od rodziców
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
^_^

mnie tez policja szukala w domu jak bylem w szpitalu a w szpitalu szukali mnie jak juz bylem w domu po wyzdrowieniu