Mały Rubikon

Wczoraj wybrałem się ponownie do Szczecina – główną misją było złożenie wypowiedzenia. Questem pobocznym było zrobienie kilkudziesięciu kilometrów i być może uzupełnienie ostatnich brakujących zapasów w Decathlonie. Doczytałem sobie jednakże wcześniej, że przy okazji umowy zlecenia, wypowiedzenie umowy nie jest wcale takie łatwe – pracodawca ma prawo oskarżyć mnie o spowodowanie strat finansowych. Dotyczy to oczywiście „uczciwych” zleceń, takich jak pomalowanie mieszkania, czy zbudowanie rzeźby, a nie oszukanych prac które mają wszystkie znamiona zwykłej pracy (miejsce, godziny, wykonywanie powtarzalnych czynności), ale tak czy siak nie uśmiechałoby mi się użeranie po sądach pracy ze spółką Skarbu Państwa. Potrzebne mi było dobre uzasadnienie wypowiedzenia, bo obawiam się, że „już tu nie chcę pracować, bo chcę jechać w podróż dookoła świata” by nie przeszło. Postawiłem więc na oczy. Moja oficjalna wersja jest taka, że potrzebuję kilku miesięcy odpoczynku dla podratowania wzroku. I jak się tak dobrze zastanowić, to nawet nie jest to kłamstwo – faktycznie mi się odwyk od sztucznego światła, monitorów i takich tam przyda.

Na drugim brzegu, koło wieży kościoła budynek z niebieskim banerem – moja centrala.

W biurze czekał na mnie cykl przesłuchań – swoją wzruszającą historię o ratowaniu wzroku opowiadałem w czterech pokojach przed pięcioma kolejnymi osobami, w tym samym szefem oddziału. I o ile moje wcześniejsze tam wizyty podczas których odgrywałem scenki sprzedawania losów niechętnemu kupującemu (na jesieni robili mi takie testy/ rekrutację) nie zrobiły na nich wrażenia, bo nic a nic się tam w rolę nie wczułem, tak tym razem wspiąłem się na wyżyny moich zdolności aktorskich i wypowiedzenie z mocnym marudzeniem, ale zostało przyjęte. Szef próbował mnie namówić do zostawienia nienaruszonej kaucji, żebym nie musiał znów jej zbierać, kiedy wrócę za te kilka miesięcy, miał też pomysł że puści mnie na bezpłatny urlop, ale z oczywistych względów nie byłem zainteresowany takimi rozwiązaniami. Zresztą, nawet gdybym faktycznie planował powrót do pracy, nie byłyby to dla mnie korzystne oferty. Próbowałem też wynegocjować krótsze godziny pracy w ostatnim miesiącu, ale tu spotkałem się z szybką kontrą – nie tylko ich nie dostałem, ale zostałem wysłany na dodatkowe godziny na zastępstwo – skoro i tak mnie tracą jako pracownika, to trzeba wycisnąć ze mnie co się da i kij w oko moim oczom 😀.

Szczecin ma całkiem sporo starych klimatycznych domków.

Nic to jednak, główna misja wykonana, ruszyłem dookoła Szczecina na spacerek. Zajęło mi to kilka ładnych godzin i natłukłem ponad 27 kilometrów, ale kosztowało mnie to pierwszy od kilku lat bąbel – jednak łażenie po betonie i asfalcie nie jest moim ulubionym typem rozrywki. Szczecin po raz kolejny pokazał mi swoją nie najładniejszą twarz – i fakt, chodziłem trochę obrzeżami, otarłem się o dzielnicę portową, ale niektóre widoczki i tak były mocno wstrząsające.

Są oczywiście i ładniejsze dzielnice.

Najgorszą miejscówką były zamieszkane budy przy głównej ulicy – która była na dodatek rozkopana, zalana po ostatnich deszczach, tonąca w błocie. Domki zbite z desek, kawałków blachy, jakiegoś plastiku, obok nich jakieś spleśniałe fotele, wszędzie dookoła mnóstwo śmieci, dookoła fosa z jakiegoś zielonego ścieku, a nad głową rura z jakimiś paliwami. Dziadek który tam mieszkał akurat taszczył sobie z powrotem naręcze drewna, więc na robienie zdjęć się nie skusiłem, ale widoki były takie, jakich nie powstydziłoby się brazylijskie fawele, czy inne zakazane dzielnice biedy. A wszystko pięć minut piechotką od dworca głównego.

A to nawet nie wiem co to za piękność, resztki czegoś?

Na obrzeżach Szczecina, a w zasadzie nawet kilka kilometrów za jego końcem, doczłapałem się też do Decathlonu. Kupiłem w końcu materac – wziąłem jednak ten normalny, dmuchany, bo te samopompujące najmniejsze ważyły 0,7 kg i były objętościowo prawie jak namiot. Ten dmuchany waży i po zwinięciu zajmuje malutki woreczek. Testy – wkrótce. / edit: Jak się okazało, był to ostatni moment na zakupy sprzętu biwakowego, zanim półki sklepowe zostały wyczyszczone przez kupujących z przeznaczeniem dla uciekinierów z Ukrainy/.

A to budynek koło dworca, który ostatnio zasłoniłem na zdjęciu paluchem – poprawiam się.

Do materaca dorzuciłem też kąpielówki i latarkę czołową. Sprzętowo – mam już zdaje się wszystko, co zakładałem, mogę powoli się pakować.

W tle budynki reprezentacyjnej części miasta.
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
sirPaul

to 3 zdjecie od końca wygląda jak jakiś kadr z Elexa 🙂
ps a ty czyimi koścmi rzucałeś?